"Dwugłowy orzeł bierze swoje pisklę pod skrzydło. Szwedzcy działacze być może nawet nie przypuszczali, że swoją powietrzną akcją 4 lipca i wynikającym z niej nowym kryzysem w stosunkach Białorusi z Europą niechcący nadali dodatkowy impuls skomplikowanej grze politycznej" - piszą "Biełorusskije Nowosti". Gazeta przypomina słowa wsparcia dla Białorusi, wypowiedziane w tym tygodniu podczas wizyty w Mińsku przez ministra spraw zagranicznych Rosji Siergieja Ławrowa. Podkreśla, że "byłoby naiwnością sądzić, że tak potrzebne (prezydentowi Alaksandrowi) Łukaszence poparcie zostało udzielone ot tak, za nic". Ławrow obiecał m.in., że Rosja zrobi wszystko, by ocena jesiennych parlamentarnych wyborów na Białorusi była wolna od "wymyślonych zasad, które stara się narzucić OBWE". "Biełorusskije Nowosti" przytaczają opinię lidera opozycyjnej Zjednoczonej Partii Demokratycznej Anatola Labiedźki, że "jeśli Łukaszenka wplątuje się w skandal z Europą, Rosja bardzo szybko zapewnia o jego politycznym, moralnym i innym poparciu, bo w zamian może o coś poprosić albo czegoś zażądać". Według Labiedźki na konflikcie Mińska z Brukselą wygrywa "wyłącznie Kreml". "Kreml płynnie zaciąga pętlę..." Jak oceniają "Biełorusskije Nowosti", Rosja już nie musi przeciągać Białorusi z Zachodu na Wschód, bo Łukaszenka nie ma innego wyboru niż zwracać się w stronę Moskwy. "Kreml płynnie zaciąga pętlę na szyi białoruskiej niepodległości" - czytamy. "Przymusowe wstąpienie do Unii Celnej (z Rosją i Kazachstanem), prywatyzacja Biełtransgazu (sprzedanego rosyjskiemu Gazpromowi), naciski na sprywatyzowanie innych sreber rodowych, niemal jednoczesne niedawne deklaracje (premiera Rosji) Dmitrija Miedwiediewa i rosyjskiego ambasadora Aleksandra Surikowa o konieczności wprowadzenia wspólnej waluty() - wszystko to są symptomy wzrostu zależności od Kremla" - podkreśla gazeta. Akcję Szwedów skrytykował też ostatnio lider Partii Konserwatywno-Chrześcijańskiej Białoruski Front Narodowy, mieszkający na emigracji Zianon Paźniak. Nazwał on zrzucenie misiów "pokazową prowokacją", która przyniosła Białorusinom tylko szkody. "W wyniku jałowej szwedzkiej prowokacji Łukaszenka wsiadł na konika swojej antybiałoruskiej polityki i w pełni wykorzystał okazję. Po pierwsze, nasilił represje przed pseudowyborami do Izby Reprezentantów (niższej izby białoruskiego parlamentu 23 września), zaczął aresztować niewygodnych dla reżimu ludzi" - wymienia Paźniak. Jak podkreśla, białoruski prezydent "wygnał" też szwedzkiego ambasadora Stefana Erikssona, na którego od dawna ostrzył sobie zęby z powodu jego znajomości języka białoruskiego i wspierania białoruskiej kultury, oraz położył kres działalności szwedzkiej ambasady w Mińsku. Organizatorzy akcji sami nie zdają sobie sprawy z "krzywdy, jaką wyrządzili demokratycznej Białorusi" - uważa Paźniak. Wypowiedzi nie hołubionego przez białoruskie władze polityka na ten temat zostały nawet wybiórczo zacytowane w piątkowym wydaniu organu administracji prezydenckiej "Biełaruś Siegodnia", który pisze, że "czasem nawet Paźniak potrafi mówić mądre rzeczy". Samolot zrzucił pluszowe misie 4 lipca szwedzki samolot zrzucił w okolicach Mińska kilkaset pluszowych misiów z apelami o wolność słowa. Awionetka wleciała na terytorium kraju nielegalnie, w związku z czym Łukaszenka zdymisjonował szefa służb granicznych i dowódcę sił powietrznych. W związku z tą sprawą zatrzymano na Białorusi pracownika agencji nieruchomości, który pomógł wynająć mieszkanie szwedzkim uczestnikom akcji, oraz studenta dziennikarstwa, który jako pierwszy opublikował w internecie zdjęcia zrzuconych misiów. Obu przedstawiono zarzut współudziału w nielegalnym przekroczeniu granicy Białorusi. 3 sierpnia białoruskie MSZ powiadomiło, że nie przedłużyło akredytacji szwedzkiemu ambasadorowi, na co Szwecja poprosiła o opuszczenie kraju dwóch białoruskich dyplomatów. Białoruś odwołała następnie wszystkich pracowników swojej ambasady w Szwecji i wystąpiła do Sztokholmu o odwołanie pracowników szwedzkiej ambasady w Mińsku.