Powrót niechcianego króla. Media aż huczą. "Wstydziłby się"
"Wstydziłby się" - mówi sprzedawca gazet w Hiszpanii, gdy pytam o przyjazd byłego króla Juana Carlosa. Wrócił po trzech latach z wygnania z Abu Zabi, co odnotowały natychmiast wszystkie media. Nikt nie powitał go na lotnisku, co w przypadku króla wydaje się nie do pomyślenia. Przyjechał bez rozgłosu. Odwrotnie niż kiedy opuszczał Hiszpanię.
Juan Carlos musiał wyjechać po skandalach finansowych z jego udziałem.
Nazywa sam siebie królem emerytem, choć abdykował w 2014 roku. Zmusił go do tego jego syn Filip VI, obecny król Hiszpanii. Stosunki między nimi pozostają napięte.
Rzeczniczka rządu Hiszpanii Isabel Rodriguez wizytę byłego króla skomentowała słowami: - Nie mam nic do powiedzenia w tej sprawie, to decyzja osobista.
Mniej dyplomatyczna okazała się być partia koalicyjna w rządzie Unidas Podemos. Jej członkowie określili wizytę mianem "grotestkowej". Jeden z ministrów Alberto Garzón stwierdził, że jest ona "nieodpowiednia" i niszczy wizerunek Hiszpanii.
W ubiegłym roku Juana Carlosa zapytano, dlaczego zdecydował się żyć w odosobnieniu w Abu Zabi. "Ale z czego mam się tłumaczyć?" - odpowiedział, co tylko jeszcze bardziej rozwścieczyło Hiszpanów.
Syn nie chce ojca w kraju, bo to przez zachowanie Juana Carlosa w Hiszpanii dramatycznie spadło poparcie dla monarchii. Filip VI dystansuje się od ojca i próbuje ratować wizerunek królestwa. W 2020 r. zrezygnował z jakiegokolwiek majątku, jaki mógłby zostawić mu Juan Carlos. Uciął też ojcu 200 tysięcy euro pensji rocznie, by nie być łączonym z oskarżeniami wobec dawnego monarchy o oszustwa podatkowe.
Z kolei hiszpański rząd zakazał byłemu królowi zatrzymywania się w którejkolwiek z królewskich rezydencji w Hiszpanii.
85-letni Juan Carlos do Abu Zabi wyleciał trzy lata temu. Został zmuszony do opuszczenia kraju.
Teraz, po powrocie ojczyzny, nie wolno mu zatrzymać się w Pałacu Zarzuela w Madrycie, czyli miejscu, gdzie spędził pół wieku swego życia. Hotel czy dom przyjaciół dla monarchy to potwarz.
Premier Hiszpanii stwierdził, że były król jest winien Hiszpanom wyjaśnienia w sprawie jego zachowania. A słabość Juana Carlosa do kobiet, liczne faux pas, czy podejrzenia o defraudację środków można by wyliczać i wyliczać.
Przykład? Były król nie widział w ogóle problemu w tym, że w 2012 roku poleciał do Afryki na polowanie na słonie w Botswanie. Był środek kryzysu finansowego, Hiszpanie musieli zacisnąć pasa, a monarcha wydawał dziesiątki tysięcy euro na zabawę. To był początek upadku.
Pikanterii skandalowi wokół króla dodał epizod niczym z telenoweli, a mianowicie romans Juana Carlosa z Coriną Larsen. Jej opowieści o tej relacji raczej przypominają historię związku z szefem gangu niż monarchą.
Była kochanka króla twierdzi na przykład, że Juan Carlos dostawał walizki pieniędzy. Gdy go pytała, skąd je ma, miał odpowiadać: "Nie dramatyzuj, nie rozumiesz jak to jest w Hiszpanii". "Rzeczywiście, nie rozumiałam" - mówiła po latach Corina Larsen.
Wydała nawet wspomnienia, które zatytułowała "Corina i król". Opisuje w nich siebie jako kobietę wykorzystywaną przez monarchę. Juan Carlos miał traktować innych jak ludzi na posyłki.
"Niektóre sprawy były dla mnie niepojęte" - wspomina Larsen. "Potrafił zadzwonić do kogoś, kto miał zamek w Bordeaux i powiedzieć: uwielbiam twoje wino, przyślij mi część. I ono przyjeżdżało". Te wspomnienia nie poprawiają wizerunku dawnego monarchy.
Choć hiszpańscy śledczy rok temu zamknęli trzy śledztwa w sprawie finansowych nadużyć byłego monarchy z braku wystarczających dowodów, sam prokurator przekazał, że odkryto wiele nieprawidłowości.
Joanna Dressler