W Sydney w Australii doszło do pożaru siedmiopiętrowego budynku przy Randler Street w pobliżu dworca centralnego. Ogromny ogień spowodował, że część budowli zawaliła się, a na ulice spadały płonące części konstrukcji. Nad miastem unosiły się kłęby czarnego dymu. W akcji gaśniczej bierze udział ponad 100 strażaków i 20 wozów, a jak podali strażacy ze stanu Nowej Południowej Walii, na których powołuje się "The Guardian", "całkowite ugaszenie pożaru będzie 'znaczącym i bardzo długotrwałym' wysiłkiem". Zastępca komisarza ds. operacji terenowych Jeremy Fewtrell zaznaczył, że najprawdopodobniej akcja będzie trwała "całą noc, do rana". Pożar w centrum Sydney spowodował utrudnienia na pobliskich drogach. Zamknięto trasy i zablokowano kolej lekką, co spowodowało problemy z dostaniem się do pracy. Sydney: Wielki pożar budynku. "Wszędzie spadał popiół" Zgłoszenie o pożarze wpłynęło po godz. 16 czasu lokalnego. Część budynku runęła, a płomienie zaczęły pochłaniać sąsiednie mieszkania. Lokator mieszkający około 100 metrów od miejsca zdarzenia przekazał w rozmowie z portalem brytyjskiego dziennika, że sytuacja była "apokaliptyczna, wszędzie spadał popiół" oraz że przypominało to płonący świecznik. Mieszkaniec dowiedział się o pożarze, kiedy pracował z domu i nagle poczuł dym. Słyszał także trzaski i huk, kiedy ściana budynku upadała. Jak podkreślił, swąd spalenizny wciąż się unosi. Zastępca komisarza przekazał podczas konferencji prasowej, że na ten moment nie ma wskazań, żeby ktokolwiek odniósł obrażenia, ani żeby ktokolwiek przebywał wewnątrz budynku w momencie wybuchu pożaru. - Informacje, które posiadamy, są takie, że budynki były puste lub niezamieszkane. Były w budowie lub miały zostać wyburzone - dodał. W okolicy został zniszczony co najmniej jeden samochód. Istnieje jednak ryzyko, że ogień się rozprzestrzeni. Pożar w centrum Sydney. Zarządzono ewakuację Tamtejsza policja podała, że wokół centralnego dworca kolejowego zarządzono ewakuację i zamknięto drogi. Mieszkańcom zalecono unikanie tego obszaru. Ewakuowano również studentów, którzy w tym czasie zdawali egzamin w Sydney Dental Hospital, znajdującym się nieopodal miejsca zdarzenia. Jak podaje "Guardian", jeden ze studentów, który znajdował się na piątym piętrze wraz z 30 innymi osobami opuszczał szpital w takim pośpiechu, że wyszedł z założonymi specjalistycznymi soczewkami powiększającymi przytwierdzonymi do okularów. Po akcji gaśniczej służby mają zająć się ustaleniem przyczyny wybuchu pożaru.