Eksperci podkreślają, że następca zmarłego dyktatora, jego syn Kim Dzong Un, jest młody i może nie zyskać poparcia wojska i innych ośrodków władzy w Phenianie. - Kim Dzong Un to bardzo młody i niedoświadczony człowiek. Władzę otrzymał od ojca i nie reprezentuje jakiegoś młodego pokolenia. Nie ma grupy swoich kolegów-stronników i może się obawiać nawet swoich wujów i ciotek. Władza w tej sytuacji może de facto przejść w ręce nomenklatury starej generacji. To formacja skrajnie odizolowana, bez doświadczenia za granicą, poza Chinami. Trudno sobie wyobrazić, by przyjęli oni nagle bardziej otwartą postawę. Jest to niepokojąca sytuacja, gdyż czeka nas prawdopodobnie okres destabilizacji w Korei Północnej. A wojskowa elita tego kraju jest zainteresowana w sprzedaży broni na zewnątrz - powiedział były inspektor ONZ i MAEA ds. kontroli zbrojeń David Kay, wybitny ekspert w zakresie zapobiegania proliferacji broni. Podobnie ocenia sytuację po zgonie dyktatora ekspert ds. Azji i Półwyspu Koreańskiego w American Enterprise Institute, Michael Mazza. - Możliwe, że Kim Dzong Un szybko wejdzie w buty swego ojca i nastąpi gładki transfer władzy. Można się jednak również obawiać, że nie zdobędzie poparcia wojska i dojdzie do walk frakcyjnych. Będziemy mieli wtedy do czynienia z niebezpieczną destabilizacją - powiedział Mazza. - Będą wtedy powody do niepokoju o losy północnokoreańskiej broni. Istnieje ryzyko, że będzie ona sprzedawana terrorystom lub np. do Iranu - dodał. Jego zdaniem, rząd USA ma niewielki wpływ na to, co stanie się teraz w Korei Północnej, gdyż ma bardzo ograniczone informacje o sytuacji w tym kraju. - USA mają ograniczone możliwości oddziaływania, bo bardzo niewiele wiemy o Korei Północnej. Ostatecznym celem naszej polityki powinna jednak być zmiana reżimu i zjednoczenie obu państw koreańskich - powiedział ekspert konserwatywnego think tanku. Administracja prezydenta Baracka Obamy podkreśliła, że obecnie zależy jej na stabilizacji w Korei Północnej i głównie pod tym kątem obserwuje rozwój wydarzeń w tym kraju. Przebywający w Niemczech przewodniczący Kolegium Szefów Sztabów generał Martin Dempsey powiedział: "W tym momencie nie zauważyliśmy zmian w zachowaniu" reżimu północnokoreańskiego.