Irlandczycy większością głosów odrzucili zmiany w konstytucji mówiące o roli rodziny i obowiązkach domowych kobiet. Od kilku dni media podawały informacje, że kraj ma wprowadzić poprawki w tych kwestiach. Zarówno sondaże, jak i stanowisko rządu, wskazywały, że zmiany zostaną łatwo przyjęte, jednakże ku sporemu zaskoczeniu do zmian nie doszło. Irlandzka konstytucja bez zmian. Kobieta wciąż odpowiedzialna za obowiązki domowe W referendum głosowano nad poprawkami nr 39 i nr 40 do konstytucji pochodzącej z 1937 roku. W głównej mierze chodziło o nowelizację zapisów dotyczących rodziny i roli kobiety w domu. Zaproponowano rozszerzenie definicji rodziny ze związku "opartego na małżeństwie" na "opartego na trwałych relacjach" - chodziło o uwzględnienie chociażby par żyjących w konkubinacie i ich dzieci. Z kolei w drugiej poprawce chodziło o zmianę postrzegania roli kobiety w życiu domowym. Pierwotny zapis, że "państwo uznaje, iż poprzez swoje życie w domu kobieta daje państwu wsparcie, bez którego nie można osiągnąć wspólnego dobra" oraz że "matki nie będą zmuszone przez konieczność ekonomiczną do angażowania się w pracę, zaniedbując swoje obowiązki w domu" chciano zmienić na słowa "państwo uznaje, że świadczenie opieki przez członków rodziny na rzecz siebie nawzajem ze względu na istniejące między nimi więzi daje społeczeństwu wsparcie, bez którego nie można osiągnąć wspólnego dobra, i będzie dążyć do wspierania takiego świadczenia". Jednakże mimo wcześniejszych założeń poprawki zostały oddalone w piątkowym referendum. Pierwszą poprawkę na temat rodziny odrzuciło 67 procent głosujących. Drugą, mówiącą o opiece sprawowanej przez całą rodzinę, odrzuciło aż 74 procent. Reakcja rządu na referendum. Nie sprostali obowiązkom - Referenda w sprawie poprawki rodzinnej i nowelizacji opieki zostały odrzucone - całkowicie pokonane przy przyzwoitej frekwencji - powiedział w sobotę premier Leo Varadkar cytowany przez The Guardian, na kilka godzin przed ogłoszeniem pełnych wyników. Frekwencja w referendum wynosiła 44 procent. Jest to gwałtowny spadek w porównaniu do referendum z 2018 roku, które odbyło się w sprawie aborcji. Ówczesna frekwencja wynosiła 64 procent. - Naszym obowiązkiem było przekonanie większości ludzi do głosowania na "tak" i najwyraźniej nam się to nie udało - dodał Varadkar. Media pisząc o skali odrzucenia referendum, mówią o upokorzeniu rządu. Krytycy proponowanych poprawek stwierdzili, że rząd prowadził zbyt skomplikowaną i "nijaką" kampanię, która zniechęciła obywateli do oddania swojego głosu. Część z wyborców obawiała się także niejasnych ram legislacyjnych. Głównymi obawami, dotyczącymi poszerzenia definicji rodziny, były obawy przed niekorzystnymi zmianami w przepisach podatkowych. Z kolei przeniesienie obowiązków opieki na całą rodzinę, było postrzegane przez sceptyków jako próba uchylenia odpowiedzialności roli państwa w tym zakresie. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!