Pogoda
Warszawa

Zmień miejscowość

Zlokalizuj mnie

Popularne miejscowości

  • Białystok, Lubelskie
  • Bielsko-Biała, Śląskie
  • Bydgoszcz, Kujawsko-Pomorskie
  • Gdańsk, Pomorskie
  • Gorzów Wlk., Lubuskie
  • Katowice, Śląskie
  • Kielce, Świętokrzyskie
  • Kraków, Małopolskie
  • Lublin, Lubelskie
  • Łódź, Łódzkie
  • Olsztyn, Warmińsko-Mazurskie
  • Opole, Opolskie
  • Poznań, Wielkopolskie
  • Rzeszów, Podkarpackie
  • Szczecin, Zachodnio-Pomorskie
  • Toruń, Kujawsko-Pomorskie
  • Warszawa, Mazowieckie
  • Wrocław, Dolnośląskie
  • Zakopane, Małopolskie
  • Zielona Góra, Lubuskie

Największy błąd Ukrainy w 2024 roku? Złe zarządzanie wojskiem

Rosjanie stracili w 2024 roku ponad 430 tys. zabitych i rannych żołnierzy, zajmując 3200 kilometrów kwadratowych Ukrainy - nieco ponad pół procenta jej całkowitej powierzchni. Jeden kilometr kosztował życie i zdrowie ponad 130 wojskowych, trudno zatem mówić o jakimś sukcesie. Zwłaszcza że front się nie posypał, ukraińska obrona trzyma się twardo i bez realnych widoków na spektakularne załamanie. Co więcej, armia Ukrainy (ZSU) przeniosła działania zbrojne na obszar Rosji właściwej - do obwodu kurskiego. Nie jest więc źle - tak można by ocenić wysiłki Kijowa w minionym roku. Lecz po prawdzie, dobrze też nie jest, czemu winni są sami Ukraińcy.

Ukraińscy żołnierze, zdjęcie ilustracyjne
Ukraińscy żołnierze, zdjęcie ilustracyjne/Viacheslav Madiievskyi/AFP

Od kilkunastu dni Ukraina żyje skandalem wokół 155 brygady zmechanizowanej im. Anny Kijowskiej. Okazało się bowiem, że z jednostki zdezerterowała niemal jedna trzecia żołnierzy. Tymczasem "155-ta" miała mieć status elitarnej i była pierwszą z 14 brygad, zaplanowanych nie tylko do wyszkolenia, ale i wyposażenia na Zachodzie. 

Problem w tym, że Kijów wysłał do Francji kompletnie nieprzygotowanych i przypadkowych ludzi, a jednostkę po powrocie do Ukrainy i tak ogołocono z co cenniejszego sprzętu (haubic samobieżnych Caesar czy czołgów Leopard 2), oraz personelu delegowanego do innych, uszczuplonych w trakcie walk brygad. W grudniu 2024 r. "gołą" formację, uzupełnioną symbolicznie przeszkolonymi rekrutami, posłano na front pod Pokrowskiem. I "sprawa się rypła"...

Stopniowe rozwadnianie armii

Niestety, to nie był i nie jest pojedynczy przykład złego zarządzania siłami zbrojnymi - problem ma charakter systemowy. Nade wszystko jest skutkiem tego, że w odtwarzaniu zdolności bojowych armii zbyt duży prym wiedzie propaganda.

Po co w ogóle powoływano 155-tą brygadę? Ano po to, by sugerować, że istnieje wiele innych jednostek tej wielkości. Niekoniecznie 154, bo proces tworzenia nowych brygad reguluje nieco więcej czynników niż tylko porządek wynikający z kolejności, tym niemniej poprawnym jest założenie, że tak wysoki numer musi oznaczać istnienie co najmniej setki podobnych formacji. A wiadomo, "w kupie siła", co jest przesłaniem zarówno do przeciwnika, jak i - chyba głównie - do "swoich", celem podbudowania ich morale.

Tyle że w praktyce tego typu podejście przekłada się na stopniowe "rozwadnianie" możliwości armii jako całości. Uzupełnienia osobowe i sprzętowe nie trafiają do uszczuplonych na skutek działań bojowych, doświadczonych jednostek, gdzie mogłyby zostać odpowiednio szybko zaabsorbowane. Te brygady, mniejsze o połowę, często nawet o dwie trzecie, dalej tkwią na froncie, realizując zadania ponad własne możliwości.

W tym samym czasie na zapleczu powstaje kolejna jednostka z wysokim numerem. I pal licho, gdyby udało się ją przyzwoicie wyposażyć i wyszkolić, rzucić do walki jako pełnowartościową formację. Ale tak się zwykle nie dzieje. Stare brygady "pękają", bądź "tylko" stają przed taką perspektywą - i wtedy zaczyna się rotacyjno-kadrowy młyn. Ad hoc organizowane uzupełniania, "klejenie" obrony z oddziałów, które nigdy ze sobą nie współpracowały, ba, których personel jest w minimalnym lub żadnym stopniu ostrzelany. Wszak weterani potrzebni są na froncie, a nowe oddziały formuje się z kompletnie zielonych rekrutów i kadry wyciąganej z "lamusa".

Brygada jest wszystkim, potem nie ma nic

Ukraina nie potrzebuje 150 czy 200 brygad, poza nazwami mających niewiele wspólnego z takimi związkami taktycznymi. Niech będzie ich o połowę mniej, za to nie szkieletowych i nie "gołych". Rosjanie, jakkolwiek w tej wojnie nieudolni, i tak znają wartość kolejnych nowo formowanych jednostek; na tyle ogarnięci wywiadowczo byli, są i będą.

Oczywiście, takie "redukcyjne" podejście wymaga od dowództwa ZSU szeregu innych działań, jak choćby sensownego planowania rotacji zaangażowanych w walkę oddziałów.

Wymaga też zmierzenia się z inną słabość ukraińskich sił zbrojnych, z jaką nie uporano się w 2024 roku. Na własny użytek określam ją mianem "atamanizacji", od słowa "ataman", czyli kozacki dowódca. Już wyjaśniam, w czym rzecz.

Dla zwykłego ukraińskiego żołnierza brygada jest "wszystkim". Po niej długo nie ma nic - jest próżnia - i na końcu są ZSU jako całość, postrzegane w kategoriach symbolicznych, wszak wszystko co realne i tak dzieje się na poziomie brygady. To "spojrzenie z dołu" wzmacniające "spojrzenie z góry" - percepcje dowódców brygad, którzy traktują "swoje" jednostki niczym atamani sotnie. W tej perspektywie brygady są jak udzielne księstewka. 

Ukraiński żołnierz, zdjęcie ilustracyjne
Ukraiński żołnierz, zdjęcie ilustracyjne/Wolfgang Schwan/Anadolu Agency/AFP

Państwa w państwie, armie w armii, z własnym zapleczem w postaci organizacji wolontariackich, z daleko posuniętą samodzielnością w zakresie rekrutacji i polityki informacyjnej. Nie wiem, dlaczego tak jest - być może to współczesny przejaw kozaczyzny (specyficznie godzący niezależność z logiką instytucji), i sposób na przeciwdziałanie endemicznej korupcji (zaopatrywanie się brygad z pominięciem MON zapewne zmniejsza wielkość korupcyjnych premii).

Deficyt wiedzy i nerwowe ruchy

Niezależnie od przyczyn "atamanizacji", do pełnego obrazu realiów ukraińskiej armii musimy dorzucić złogi sowieckiej mentalności - "umiłowanie" do działań masą, organizacyjne bałaganiarstwo i pogardę dla ludzkiego życia. Gdy zderzymy to z wymaganiami wielkiego konfliktu o wysokiej intensywności, dostrzeżemy sporo wewnętrznych napięć obniżających efektywność sił zbrojnych.

Pojedyncze brygady umieją znakomicie walczyć, ale współdziałanie kilku jednostek nadal Ukraińcom niespecjalnie wychodzi. Stawka (naczelne dowództwo) potrafi uderzyć ręką w stół i przywołać do porządku co bardziej niesfornych dowódców brygad, nawet ich odwołać, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że nie do końca nad "tym towarzystwem" panuje. Często miota się, nie w pełni doinformowana; po trzech latach pełnoskalówki trudno nie dostrzec, że solidna wymiana danych i budowanie wysokiej świadomości sytuacyjnej to nie są atuty ZSU. "Każdy sobie rzepkę skrobie", można by zacytować popularne powiedzenie.

Deficyt wiedzy (na najwyższym szczeblu) przekłada się na nerwowe, desperackie ruchy. Czasem po prostu trzeba ugasić kolejny "nieoczekiwany" pożar na froncie, czasem kadrowo-rotacyjny młyn wynika z czegoś innego. Nie wszystkie brygady są "atamańskie", wiele z nich to wydmuszki, co w połączeniu z "brygadowym egoizmem" tych najsilniejszych graczy skutkuje "kanibalizacją" tych słabszych. Zabieraniem co cenniejszych aktywów, bo "to mnie się należy i to ja potrzebuję". Taki los stał się udziałem "Anny Kijowskiej", potraktowanej jako rezerwuar ludzi i sprzętu.

Problem w tym, że 155-ta była częścią większego międzynarodowego projektu. Problem w tym, że pośpiesznie i byle jak odbudowana, widniejąca na stanie jako pełnowartościowa jednostka, trafiła na jeden z najcięższych odcinków frontu.

Marcin Ogdowski

-----

Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!

Czarzasty w "Graffiti" do Kosiniaka-Kamysza: Kup sobie większe lustro/Polsat News
INTERIA.PL

Zobacz także