Makabryczny wypadek w Niemczech. Reakcja polityka zszokowała internautów

Oprac.: Paweł Basiak
W zderzeniu trzech aut na drodze w pobliżu Bad Langensalza w Turyngii zginęło siedem osób. Wśród zabitych jest grupa młodych dorosłych, która nie mogła wydostać się z płonącego auta. Choć opinia publiczna jest w szoku, to "Bild" zwraca uwagę na wpis polityka Zielonych, który komentując tragedię stwierdził, że to "efekt uboczny automobilności".

Do tragicznego wypadku doszło w sobotę wieczorem na drodze federalnej 247. Ze wstępnych ustaleń służb wynika, że kierowca bmw z niewyjaśnionych przyczyn zjechał na przeciwległy pas czołowo zderzając się z jadącym z naprzeciwka mercedesem, a następnie z volkswagenem. Jadące prawidłowo auta stanęły w płomieniach.
Mercedesem podróżowała grupa 19-latków - trzech mężczyzn i dwie kobiety. Wszyscy zginęli na miejscu. W swoim aucie spłonął też 60-letni kierowca volkswagena. Ostatnia ofiara to 44-letni pasażer bmw. Trzy pozostałe osoby biorące udział w wypadku - pasażerowie volkswagena i bmw oraz kierowca, który miał doprowadzić do wypadku - trafili do szpitala w ciężkim stanie.
Po zdarzeniu władze poleciły mieszkańcom z okolicy zamknięcie okien i wyłączenia klimatyzacji. Powodem były unoszący się nad drogą toksyczny dym ze spalonych wraków.

Wypadek w Bad Langensalza
Służby i władze Turyngii nie ma wątpliwości - to jeden z najtragiczniejszych wypadków w historii kraju związkowego. Wiadomość o dramacie "z szokiem i smutkiem" przyjął premier Turyngii Bodo Ramelow.
"Opłakuję zmarłych i współczuję bliskim. Tyle życia zniknęło w ciągu kilku sekund. Pozostaje szok" - napisał na Twitterze.
Minister spraw wewnętrznych Turyngii Georg Maier przekazał "Bildowi", że "obrazy z wypadku zostaną w pamięci na długo". Podziękował służbom ratowniczym i zapewnił, że zostanie im udzielona pomoc psychologiczna.
Szokujące słowa polityka. Internauci nie mieli litości
Nie wszyscy zachowali powściągliwość w tej sytuacji. W ogniu krytyki internautów i mediów za swój wpis znalazł się polityk Zielonych z Saksonii-Anhalt.
Sebastian Striegel stwierdził, że wypadek to "efekt uboczny automobilności". "Już tego nie chcę. Chcę bezpiecznych dróg i ścieżek dla wszystkich" - stwierdził na Twitterze.
W odpowiedzi większość komentujących apeluje do Striegela, by usunął wpis. Część z nich twierdzi, że wykorzystuje tragedię do celów politycznych. "Bild" przypomniał z kolei, że polityk Zielonych w 2016 r. sam spowodował wypadek, w którym jedna osoba została ranna i uciekł z miejsca zdarzenia. Striegel musiał zapłacić grzywnę w wysokości 3600 euro i oddać prawo jazdy na sześć miesięcy.