Josep Borrell w poniedziałek wziął udział w międzyparlamentarnej konferencji poświęconej polityce zagranicznej i bezpieczeństwa w Pradze. Polityk odpowiadając na pytania europosłów, którzy domagali się od niego "konkretnych działań przeciwko Rosji", przeszedł na swój ojczysty język hiszpański i zgodnie z oficjalnym tłumaczeniem na angielski miał nazwać Rosję "faszystowskim reżimem". - Nie mamy konkretnego planu pokonania rosyjskiego reżimu faszystowskiego, ale moje zadanie jest skromniejsze i polega na pomocy Ukrainie w zjednoczony sposób i kontynuowaniu rozmów z podmiotami międzynarodowymi w celu zastosowania przyjętych sankcji - miał powiedzieć Borrell. Do sprawy odniósł się rzecznik szefa unijnej dyplomacji, który nazwał słowa polityka o Rosji "błędem w tłumaczeniu". Według niego Borrell tylko cytował oświadczenie jednego z europosłów, który podczas dyskusji użył tego zwrotu. Kreml oburzony słowami Borrella Wypowiedź Borrella nie umknęła uwadze Rosjan. Jeszcze w poniedziałek skomentował ją rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow, który stwierdził, że "słowa Borrella dyskwalifikują go jako dyplomatę". - Od teraz żadne jego oświadczenie na temat Rosji lub stosunków z Rosją nie będzie istotne - stwierdził Pieskow, cytowany przez rosyjską agencję TASS. We wtorek do sprawy odniósł się również minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow. Jak poinformował, Rosja poprosiła biuro szefa europejskiej dyplomacji Josepa Borrella o transkrypcję jego przemówienia w języku hiszpańskim, ale tekst nie został jeszcze dostarczony. - Jeśli potwierdzi się to o czym pisały światowe media i pan Borrell faktycznie nazwał Rosję "faszystowskim reżimem", będziemy się musieli bardzo poważnie zastanowić nad tym, jak dalej postępować z tymi ludźmi - powiedział szef rosyjskiego MSZ.