Hiszpania: Chciał pozbyć się dzikich lokatorów. Dotkliwie go pobili

Oprac.: Karolina Głodowska
52-letni Brytyjczyk Michael został brutalnie pobity i pokaleczony, gdy próbował pozbyć się dzikich lokatorów z własnego mieszkania w Hiszpanii. Zdołał uciec i trafił do szpitala, po czym zaczął zastanawiać się, jak odzyskać swoją własność. Okazuje się, że to nie takie proste, bo tzw. "okupas", którzy nielegalnie zajmują cudze mieszkania, stanowią dla władz poważne wyzwanie. Z kolei jeden z działaczy pomagający poszkodowanym mówi, że obowiązujące przepisy sprzyjają "kwestionowaniu prawa do własności prywatnej".

Zgodnie z zeznaniami złożonymi na policji Michael przybył do swojego wakacyjnego mieszkania w ubiegłym tygodniu i próbował otworzyć drzwi kluczem, ale zamki były zmienione. Dzwonił, ale nikt nie otwierał. Zauważył otwarte okno od strony balkonu i - myśląc, że nikogo nie ma - wszedł przez nie.
Wszedł do własnego mieszkania. Został brutalnie pobity
W salonie zastał kilka nieznajomych osób. Kiedy zażądał, aby opuścili jego mieszkanie, ci rzucili się na niego, brutalnie pobili i poranili, m. in. roztrzaskali mu na głowie butelkę, a odłamkami szkła poranili po całym ciele. Zdjęcie zakrwawionego mężczyzny obiegło hiszpańskie sieci społecznościowe.
Michael zdołał zbiec i wezwał pomoc. Karetka pogotowia przewiozła go do szpitala na Słonecznym Wybrzeżu. Przybyłej na miejsce zdarzenia policji "okupas" przedstawili dokument umowy o wynajem - jak twierdzi właściciel, sfałszowany. Policjanci tylko wylegitymowali trzech obywateli narodowości marokańskiej.
Po wyjściu ze szpitala Mike wrócił do Londynu, aby zastanowić się, jak odzyskać swoją własność. "Okupas" w ubiegły poniedziałek wnieśli skargę przeciwko niemu o wtargnięcie do mieszkania bez zezwolenia i zainstalowali alarm.
Hiszpania. Walka z dzikimi lokatorami. Właściciel bezsilny
Michael planował wcześniej przyjechać w lecie z całą rodziną do Manilvy, ale teraz mówi, że boi się, iż spotka "okupas" na ulicy i ci napadną na niego.
Sąsiedzi uważają, że za wszystkim stoi zorganizowaną grupa przestępcza. Spółdzielnia mieszkaniowa poradziła, aby właściciele zainstalowali kamery i systemy alarmowe w celu ochrony własności. Sprawa wywołała duże zaniepokojenie wśród rezydentów zagranicznych, których domy wakacyjne nie są zamieszkałe przez dużą cześć roku.
Zgodnie z obowiązującym w Hiszpanii prawem właściciel ma 48 godzin na zorientowanie się, że ktoś włamał się do jego mieszkania czy lokalu i zajął go. Wtedy jest możliwa szybka eksmisja bez potrzeby wyroku sądowego. - To jednak tylko teoria, gdyż w praktyce dzicy lokatorzy wcześniej przygotowują do okazania policji faktury, np. rachunki za zamówienia na wynos z restauracji zrobione na dany adres, aby w ten sposób przekonać, że mieszkają tam od dawna - wyjaśnił w rozmowie z PAP przewodniczący organizacji osób poszkodowanych przez dzikich lokatorów (ONAO) Tony Miranda.
"Mamy do czynienia z kwestionowaniem prawa własności"
- Taka sprawa nadaje się już do rozstrzygnięcia przez sąd, a to trwa bardzo długo, podczas gdy dzicy lokatorzy bezkarnie korzystają z mieszkania - opisał. Paradoksalnie prawo odwołuje się do konstytucyjnie zagwarantowanej nienaruszalności mieszkania, chroniąc "okupas", i zmusza właścicieli do występowania na drogę sądową.
Pomimo wprowadzenia w 2018 roku ustawy o ekspresowej eksmisji w drodze procesu cywilnego w praktyce odzyskanie własności może trwać nawet dwa lata, w zależności m. in. od obłożenia sądów, zwykle przeciążonych i niewydolnych. W międzyczasie na właścicielu ciąży obowiązek płacenia za tzw. media.
Według Mirandy "komunizm" nie został przezwyciężony i brak jest odpowiedniej reakcji ze strony ruchów liberalnych. - Mamy do czynienia z kwestionowaniem prawa do własności prywatnej, ofiary tracą zaufanie do państwa prawa, a przy tym buduje się klientelę dla ruchów komunistycznych - powiedział.