Zgodnie z zeznaniami złożonymi na policji Michael przybył do swojego wakacyjnego mieszkania w ubiegłym tygodniu i próbował otworzyć drzwi kluczem, ale zamki były zmienione. Dzwonił, ale nikt nie otwierał. Zauważył otwarte okno od strony balkonu i - myśląc, że nikogo nie ma - wszedł przez nie. Wszedł do własnego mieszkania. Został brutalnie pobity W salonie zastał kilka nieznajomych osób. Kiedy zażądał, aby opuścili jego mieszkanie, ci rzucili się na niego, brutalnie pobili i poranili, m. in. roztrzaskali mu na głowie butelkę, a odłamkami szkła poranili po całym ciele. Zdjęcie zakrwawionego mężczyzny obiegło hiszpańskie sieci społecznościowe. Michael zdołał zbiec i wezwał pomoc. Karetka pogotowia przewiozła go do szpitala na Słonecznym Wybrzeżu. Przybyłej na miejsce zdarzenia policji "okupas" przedstawili dokument umowy o wynajem - jak twierdzi właściciel, sfałszowany. Policjanci tylko wylegitymowali trzech obywateli narodowości marokańskiej. Po wyjściu ze szpitala Mike wrócił do Londynu, aby zastanowić się, jak odzyskać swoją własność. "Okupas" w ubiegły poniedziałek wnieśli skargę przeciwko niemu o wtargnięcie do mieszkania bez zezwolenia i zainstalowali alarm. Hiszpania. Walka z dzikimi lokatorami. Właściciel bezsilny Michael planował wcześniej przyjechać w lecie z całą rodziną do Manilvy, ale teraz mówi, że boi się, iż spotka "okupas" na ulicy i ci napadną na niego. Sąsiedzi uważają, że za wszystkim stoi zorganizowaną grupa przestępcza. Spółdzielnia mieszkaniowa poradziła, aby właściciele zainstalowali kamery i systemy alarmowe w celu ochrony własności. Sprawa wywołała duże zaniepokojenie wśród rezydentów zagranicznych, których domy wakacyjne nie są zamieszkałe przez dużą cześć roku. Zgodnie z obowiązującym w Hiszpanii prawem właściciel ma 48 godzin na zorientowanie się, że ktoś włamał się do jego mieszkania czy lokalu i zajął go. Wtedy jest możliwa szybka eksmisja bez potrzeby wyroku sądowego. - To jednak tylko teoria, gdyż w praktyce dzicy lokatorzy wcześniej przygotowują do okazania policji faktury, np. rachunki za zamówienia na wynos z restauracji zrobione na dany adres, aby w ten sposób przekonać, że mieszkają tam od dawna - wyjaśnił w rozmowie z PAP przewodniczący organizacji osób poszkodowanych przez dzikich lokatorów (ONAO) Tony Miranda. "Mamy do czynienia z kwestionowaniem prawa własności" - Taka sprawa nadaje się już do rozstrzygnięcia przez sąd, a to trwa bardzo długo, podczas gdy dzicy lokatorzy bezkarnie korzystają z mieszkania - opisał. Paradoksalnie prawo odwołuje się do konstytucyjnie zagwarantowanej nienaruszalności mieszkania, chroniąc "okupas", i zmusza właścicieli do występowania na drogę sądową. Pomimo wprowadzenia w 2018 roku ustawy o ekspresowej eksmisji w drodze procesu cywilnego w praktyce odzyskanie własności może trwać nawet dwa lata, w zależności m. in. od obłożenia sądów, zwykle przeciążonych i niewydolnych. W międzyczasie na właścicielu ciąży obowiązek płacenia za tzw. media. Według Mirandy "komunizm" nie został przezwyciężony i brak jest odpowiedniej reakcji ze strony ruchów liberalnych. - Mamy do czynienia z kwestionowaniem prawa do własności prywatnej, ofiary tracą zaufanie do państwa prawa, a przy tym buduje się klientelę dla ruchów komunistycznych - powiedział.