Europarlament: 3 mandaty mniej dla Polski
Od wyborów do Parlamentu Europejskiego (PE) w czerwcu 2009 roku, Polska będzie miała 51 eurodeputowanych w liczącym 750 członków unijnym parlamencie - wynika z przyjętego w czwartek przez PE raportu na temat nowego podziału mandatów na poszczególne kraje członkowskie.
Za raportem głosowało 378 eurodeputowanych, przeciw było 154, a wstrzymało się od głosu 109. To oznacza, że raport poparło 59 proc. spośród 641 głosujących. Być może okaże się to zbyt słabą większością, by na przyszłotygodniowym szczycie w Lizbonie przywódcy państw UE po prostu potwierdzili decyzję eurodeputowanych. To właśnie przywódcy mają decydujące słowo w sprawie podziału miejsc.
51 deputowanych dla Polski oznacza jedno miejsce więcej niż przyznano Warszawie na szczycie w Nicei w 2000 roku, lecz trzy mniej niż w obecnym 784-osobowym europarlamencie. Z powodu opóźnionego wejścia Rumunii i Bułgarii do UE w stosunku do "dziesiątki" z 2004 roku, Polsce przyznano bowiem tymczasowo 54 mandaty.
Zgodnie z oczekiwaniami w czwartkowym głosowaniu eurodeputowani poparli wcześniej zaakceptowane już przez Komisję Konstytucyjną PE propozycje. W głosowaniu przepadły poprawki eurodeputowanych próbujących podnieść liczbę mandatów dla dużych i średnich państw UE, w tym dla Polski.
By przekonać Włochy do poparcia nowego podziału miejsc, w ostatniej chwili sprawozdawca raportu francuski europoseł Alain Lamassoure zaproponował poprawkę, że w kolejnej kadencji PE, po wyborach w 2014 roku, nastąpi nowy podział miejsc w PE na poszczególne kraje. Wówczas miałby się on opierać na liczbie obywateli danego kraju, a nie mieszkańców, jak obecnie, co krytykują właśnie Włochy. Poprawka zyskała poparcie eurodeputowanych, w tym polskich. Ta zmiana będzie bowiem sprzyjać Polsce, której liczba mieszkańców maleje m.in. z powodu trwającej emigracji do Wielkiej Brytanii i Irlandii.
Zmianę podziału miejsc w PE przewiduje mandat negocjacyjny nowego Traktatu Reformującego UE.
Traktat z Nicei zakłada, że maksymalna liczba eurodeputowanych to 736 (w wersji poprawionej w wyniku traktatu akcesyjnego Rumunii i Bułgarii). Projekt nowego traktatu przewiduje natomiast, że liczba wszystkich posłów nie może przekroczyć 750, przy czym najmniejszy kraj musi mieć minimum sześciu posłów, a największy maksymalnie 96.
Do rozdania sprawozdawcy PE mieli więc 14 miejsc. Swoje delegacje w PE od 2009 roku zwiększą w stosunku do traktatu nicejskiego: o czterech eurodeputowanych Hiszpania - do 54 (43,7 mln mieszkańców), natomiast o dwóch Francja - do 74 (62,8 mln), Szwecja - do 20 (9,05 mln), Austria - do 19 (8,2 mln). O jednego europosła wzrośnie reprezentacja Wielkiej Brytanii - do 73 (60,4 mln mieszkańców), Polski - do 51 (38,1 mln), Holandii - do 26 (16,3 mln), Bułgarii - do 18 (7,7 mln), Łotwy - do 9 (2,3 mln), Słowenii - do 8 (2 mln) i Malty - do 6 (0,4 mln).
Trzech posłów stracą natomiast Niemcy (82,4 mln mieszkańców), zmniejszając swą reprezentację z 99 do 96 osób.
Hiszpania zwiększy swą reprezentację aż o czterech posłów, gdyż jak tłumaczył wielokrotnie sprawozdawca PE Lammasoure, populacja tego kraju wzrosła od 2000 roku aż o 4,5 miliona. Stało się tak głównie za sprawą uregulowania statusu nielegalnych imigrantów. Tymczasem w Polsce liczba ludności zmalała w tym samym czasie o około 1 mln, m.in. z powodu emigracji.
Przyjęty nowy podział miejsc w PE opiera się na tzw. zasadzie degresywnej proporcjonalności, co oznacza, że przy podziale miejsc małe kraje są uprzywilejowane w stosunku do dużych. Przyjęto zasadę, że im większy kraj, tym większą liczbę obywateli ma reprezentować wybrany w nim eurodeputowany.
I tak na przykład według nowego podziału na jednego eurodeputowanego Niemiec przypada 858 tys. mieszkańców tego kraju, na jednego eurodeputowanego z Polski - 748 tys., a na jednego eurodeputowanego z najmniejszej spośród państw UE Malty, zaledwie 67 tys. mieszkańców wyspy.
Zmiany w podziale miejsc w PE będą mieć jedynie przejściowy charakter, do kolejnego rozszerzenia UE, najprawdopodobniej o Chorwację.
INTERIA.PL/PAP