Ekspert: Stawką w konflikcie jest nie Krym, lecz Ukraina
Stawką w kryzysie ukraińsko-rosyjskim nie jest Krym, choć jest on na pierwszym planie, lecz sama Ukraina, przyszły konstytucyjny model tego państwa i polityczne wpływy Rosji - powiedział w rozmowie z PAP James Sherr, ekspert think tanku Chatham House.
- Celem minimum z punktu widzenia Rosji jest uczynienie z Ukrainy niestabilnego kraju, którym nie da się rządzić. Celem maksimum jest nie tylko przywrócenie uległości Ukrainy wobec Rosji, ale skodyfikowanie jej z błogosławieństwem Zachodu - powiedział Sherr, specjalizujący się w sprawach Rosji i Eurazji.
- Moskwa chce wykazać nie tylko władzom w Kijowie, nad którymi nie ma żadnej kontroli, ale także Brukseli i Waszyngtonowi, że nic ważnego nie może stać się na Ukrainie bez jej udziału. Aby ten cel osiągnąć, Rosjanie nie muszą zaogniać sytuacji. Wystarczy, że są na Krymie i są wrogo usposobieni - tłumaczy.
- Oprócz podporządkowania sobie Ukrainy Moskwa chce też zmiany konstytucyjnej, czyli faktycznej dezintegracji kraju przy zachowaniu fasady jedności, w ramach której Krym miałby specjalny status podobny do tego, który obecnie ma Osetia, lub też o wymuszenie na władzach w Kijowie zgody na koncepcję podzielonej suwerenności wobec półwyspu - dodał.
W ocenie Sherra "otwartą sprawą" jest to, jak długo wytrzymają władze w Kijowie. Wśród ich słabych punktów wskazuje brak doświadczenia w sprawach bezpieczeństwa i obronności, a także brak autorytetu w niektórych regionach kraju.
Brytyjski ekspert nie wyklucza, że rolę w ewentualnym porozumieniu się z Rosjanami mogłaby odegrać była premier i szefowa partii Batkiwszczyna Julia Tymoszenko. Na taką możliwość wskazują wypuszczane "balony próbne" - twierdzi.
Jago zdaniem istnieje "namacalne ryzyko", że sytuacja na Półwyspie Krymskim wymknie się spod kontroli. Może tak się stać, jeśli Rosjanie siłą zajmą ukraińskie bazy na Krymie i zapobiegną przeniesieniu ukraińskich aktywów wojskowych na terytorium Ukrainy właściwej - ocenia Sherr.
Ekspert dostrzega też ryzyko wewnętrznego konfliktu politycznego na Ukrainie i utraty społecznego poparcia przez nowy rząd w Kijowie, jeśli Ukraińcy nabiorą przekonania, że Zachód nie jest gotów w pełni go wesprzeć. Na takim obrocie wydarzeń skorzystaliby nacjonaliści.
Według Sherra wewnątrzunijne dyskusje nad planowanymi sankcjami nie zrobią w Moskwie wrażenia, ponieważ Rosjanie są przekonani, że w grę wchodzą ich żywotne interesy.
"Jedyne, co mogłoby skłonić Rosję do rozważenia obecnego kursu wobec Ukrainy, to konkretne środki, które bardzo mocno zaszkodziłyby jej interesom gospodarczym i politycznym", ale - jak zauważa ekspert - "różnica w tonie i treści pomiędzy niedzielnym oświadczeniem (sekretarza stanu USA) Johna Kerry'ego a poniedziałkową wypowiedzią (szefowej dyplomacji UE) Catherine Ashton wskazuje, że Zachód nie jest skłonny pójść na próbę sił z Rosją".