86-letni Delors, przewodniczący Komisji Europejskiej w latach 1985-95 wskazał w szczególności na brak centralnego ośrodka koordynującego politykę budżetową, co umożliwiło niektórym członkom strefy euro zadłużenie się ponad miarę. Według Delorsa "kryzys zadłużenia nie świadczy o tym, że idea wspólnej waluty jako taka była zła, lecz o tym, że została niewłaściwie zrealizowana przez polityków nadzorujących jej wprowadzenie". Za główne niedopatrzenie Delors uważa to, że politycy patrzyli przez palce na to, że poszczególne gospodarki były słabe i nie przystawały do siebie. "Ministrowie finansów unikali wszystkiego, co nieprzyjemne, z czym byliby zmuszeni się zmierzyć" - zaznaczył. "Wszyscy muszą ocenić to w swym sumieniu" - dodał. "Brytyjczycy, którzy mieli zastrzeżenia do euro, wskazując, że wspólna waluta nie może funkcjonować, bo nie stoi za nią żadne państwo, mieli przekonujący argument" - powiedział pod ich adresem. Reakcję obecnego pokolenia europejskich polityków na kryzys w strefie euro Delors nazwał "niewystarczającą i spóźnioną". Jego zdaniem, skala kryzysu jest tak duża, że nawet Niemcom będzie trudno znaleźć rozwiązanie. Za szczególnie niefortunną kombinację uznał połączenie niemieckiego podejścia do polityki pieniężnej (podyktowanego obawami, że nadmierna podaż pieniądza wygeneruje inflację - red.) z brakiem wyraźnej wizji ze strony innych członków eurostrefy. Niektóre sugerowane rozwiązania, jak np. wspólne obligacje emitowane w imieniu wszystkich członków eurostrefy, dostępne w obrocie w Paryżu lub Frankfurcie, uznał Delors za zagrożenie dla interesów londyńskiego City.