Czesi nam zazdroszczą: Polacy to potrafią
Wtorkowy wybór byłego polskiego premiera Jerzego Buzka na szefa Parlamentu Europejskiego jest dla Czechów radosny i równocześnie smutny - pisze dziś komentator czeskiego dziennika ekonomicznego "E15" David Klimesz.
Radosny dlatego, że reprezentant bloku byłych socjalistycznych satelitów Związku Radzieckiego nareszcie zdobył jedną z najwyższych funkcji w Unii Europejskiej. Smutny - bo Buzek jest tylko jednym z wielu przykładów na to, że przeważnie wrogo do siebie nastawieni konkurenci polityczni z Warszawy potrafią trzymać sztamę, kiedy chodzi o zdobycie wysokiej pozycji w hierarchii unijnej. "Tego my w Czechach niestety nie potrafimy" - zauważa Klimesz.
Zdaniem publicysty, stosunki między polskim prezydentem Lechem Kaczyńskim a premierem Donaldem Tuskiem są "niekończącą się tragikomedią, pełną robienia sobie na złość". Dochodzi w niej - wskazuje Klimesz - do blokowania samolotów rządowych czy wzajemnego publicznego ośmieszania się. "Ale gdy Tusk zdecydował się nominować Buzka, polski prezydent natychmiast poparł wybór premiera. Co się stało?" - pyta czeski publicysta i odpowiada: "Chodzi przecież o wysokie funkcje w UE". W takich przypadkach - konkluduje - polska duma zwycięża nad utarczkami politycznymi.
Autor przypomina, jak w połowie poprzedniej kadencji PE z funkcji wiceprzewodniczącego europarlamentu odchodził czeski przedstawiciel Miroslav Ouzky. Twierdził on wówczas, że skomplikowana matematyka procesu wyboru przewodniczącego i jego 14 zastępców sprawiła, że większa od Czech Polska nic nie uzyskała. A teraz nagle, po dwóch i pół roku, Polacy potrafili przekonać do swego kandydata europejskich ludowców, socjalistów, wielką część Zielonych i liberałów - zauważa Klimesz.
Jego zdaniem, Polacy zawsze umieli pertraktować z Unią Europejską. Kiedy w październiku 2007 negocjowano Traktat Lizboński bracia Kaczyńscy pod groźbą weta uzyskali między innymi dla Polski ważną funkcję rzecznika generalnego w Trybunale Sprawiedliwości UE. W dodatku Polska otrzymała tę funkcję na stałe, co dotychczas zdarzyło się tylko w przypadku pięciu większych krajów - wskazuje komentator "E15".
Zobacz materiał filmowy:
INTERIA.PL/PAP