Co przeciętny Amerykanin wie o Europie Środkowej, czyli Pokolistan z HBO
Ostatnimi czasy obrodziło w HBO wymyślonymi krajami w Europie Środkowej i Wschodniej. Nie tak dawno temu mieliśmy na tej platformie serial "Reżim" z Kate Winslet w roli środkowoeuropejskiej dyktatorki, który był swoistym przeglądem wszystkich stereotypów dotyczących wschodu Europy, kończący się rozbrajająco bezczelną konkluzją, że tylko pozostawanie peryferyjnym klientem USA jest gwarantem stabilności dla takich kraików końca zachodniego świata.
Nienazwany kraj z "Reżimu" nie jest, oczywiście, pierwszym wymyślonym przez Zachód krajem w Europie Środkowej. Już na przełomie XIX i XX wieku tryumfy święcił tzw. "romans rurytański", czyli dziejące się w rzeczonej Rurytanii (na wschód od Niemiec, na zachód od Rosji) przygody bohaterów z "normalnego", tj. zachodniego świata. W znanym, przedwojennym jeszcze komiksie "Tin Tin" mieliśmy Bordurię i Syldawię, w komiksie "Dilbert" - Elbonię, a w "Terminalu" Stevena Spielberga - Krakozję.
Wszystkie te kraje, oczywiście (a wspominam tylko o kilku z co najmniej kilkudziesięciu) są bardzo ciekawym wglądem w to, w jaki sposób wyglądał i jak się zmieniał stereotyp naszego regionu w oczach Zachodu, bo wszystkie Rurytanie, Krakozje itd. wyposażone były w tych stereotypów cały zestaw.
Kreskówkowe piekło Europy Wschodniej
Teraz, z kolei, dostajemy kreskówkę pod tytułem "Koszmarne komando" ("Creature Commandos") z komiksowego uniwersum DC (twórca: James Gunn, showrunner: Dean Lorey). Akcja tego serialu toczy się w środkowoeuropejskim kraju o nazwie Pokolistan. Od razu trzeba powiedzieć, że "pokol" to po węgiersku "piekło". No właśnie.
Tutaj, oczywiście, też mamy wszystkie stereotypy związane ze wschodnią częścią Europy wzięte do kupy. Pokolistan zatem jest ładny i "uroczy", jak zapewnia jego władczyni, księżniczka Ilana Rostovic (czytana "Rostowik"), ale "zacofany i biorący każdy postęp za zepsucie".
Ilana, cóż, pcha się do łóżka pierwszemu napotkanemu Amerykaninowi, a konkretnie - szefowi tytułowego "Koszmarnego komando" i marudzi mu, że od lokalnych, ludowych piosenek woli "amerykańską muzykę" (uwaga: chodzi o rock and roll) i marzy o tym, żeby Amerykanie pomogli wprowadzić jej kraj w XXI wiek. Entuzjastyczny wobec USA jest również szef jej ochrony Alexi (wyglądający trochę jak Zbrojny Mąż z "He-Mana"), który co chwila wali nieśmiesznymi amerykańskimi sucharami i w ogóle nad całym serialem unosi się duch uwielbienia dla amerykańskości jako takiej.
Gdzie leży Pokolistan? W komiksowym kanonie DC nie jest to do końca określone: czasem umieszcza się go na granicy Polski, Czech i Niemiec (czyli tam, gdzie leżała dawna Rurytania), czasem nieco dalej na wschód na granicach Polski, Słowacji, Węgier i Ukrainy.
W serialu pokolistańczycy używają cyrylicy, mówią językiem przypominającym bułgarski (choć księżniczka Ilana wzdycha czasem z ruskim zaciągiem "Boże moj"). W Pokolistanie nie używa się rubla jako waluty, ale można w ten sposób określić pokolistańską walutę, jeśli chce się Pokolistańczyka obrazić.
To w Pokolistanie, oczywiście, swoją siedzibę miał doktor Frankenstein, a jego stolica raz przypomina całkiem urocze transylwańskie miasto (tym razem chodzi mi o prawdziwą Transylwanię, z jej historyczną poniemiecką czy węgierską klimatyczną zabudową, górami i gotyckim nastrojem), a raz krainę hinduskich slumsów czy południowoamerykańskich faweli, tylko że - bardzo po wschodnioeuropejsku - zbitych z desek i zamieszkanych przez umorusane dzieci w za dużych butach i sprutych sweterkach.
Żeby dowiedzieć się czegoś więcej o tym uroczym kraju, będącym amalgamatem wszystkich wyobrażeń Amerykanów o regionie, trzeba sięgnąć dalej, do jego legendy i lore'u stworzonych na potrzeby komiksów DC, a tam jest jeszcze ciekawiej. Otóż okazuje się, że oprócz uroczej księżniczki Ilany rządził tam niejaki Generał Zod (kto wie, być może jest to aluzja do nazwiska albańskiego króla Zoga I, którego imię faktycznie brzmi jak gdyby był władcą którejś z planet świata "Gwiezdnych wojen"). A Generał Zog był, podobnie jak inny wielki bohater DC, Superman, Krytponianinem. Tylko że - w przeciwieństwie do Supermana - złym.
Żeby było jeszcze ciekawiej, Pokolistan Generała Zoda pozostawał z sojuszu z innym superłotrem świata DC i arcywrogiem Supermana - Lexem Luthorem. Milarderem, który został prezydentem USA. Jeśli coś wam tutaj dzwoni, to wiedzcie, że dobrze wam dzwoni.
Historia zatacza koło
Można takie stereotypy wyśmiewać, ale nie ma co się o nie, oczywiście, obrażać. Można, oczywiście, starać się o objęcie naszego regionu ochroną politycznej poprawności - ale czy naprawdę chcielibyśmy się sami w ten sposób upupiać i chować za spódnicą ciągłych oskarżeń o rasizm za każdym razem, gdy pojawi się jakakolwiek krytyka?
Aż tak Europa Wschodnia czy Środkowa, mimo wszystko, uciemiężona nie jest, by trzeba było stosować wobec niej te same zasady "pozytywnej dyskryminacji" jakie stosuje się wobec o wiele bardziej prześladowanych grup społecznych. Poza tym te steroeotypy stanowią ciekawy punkt obserwacyjny i dla nas samych: postrzeganie naszego regionu zmienia się bowiem wtedy, gdy zmienia się w tym regionie sytuacja, i obserwacja ewolucji stereotypów dotycząca różnorakich Rurytanii i Pokolistanów jest fascynująca i daje wiele do myślenia.
Na przykład stworzona przed I wojną światową, wspomniana tu już kilkakrotnie Rurytania była czymś w rodzaju Austro-Węgier z niemiecką bądź zgermanizowaną klasą wyższą (ze słowiańskimi naleciałościami) i bełkoczącym w niepojętych dla Anglosasów językach ludem, a, powiedzmy, Slaka stworzona w czasach zimnej wojny przez Malcoma Bradburego była komunistyczną dyktaturą wzorowaną na wczesnojaruzelskiej Polsce czy ceaucescowskiej Rumunii.
Ale cóż poradzić na to, że w dzisiejszych czasach region postrzegany jest podobnie jak w latach 30. XX-go wieku, czyli w czasach, gdy w "Tin Tinie" pojawiły się Borduria i Syldawia, czyli typowy wschodnioeuropejski zamordyzm i typowa wschodnioeuropejska zacofana, ale poczciwa idylla. Historia, jak widać, zatoczyła koło.
Ziemowit Szczerek