Chiny penetrują polskie uczelnie. Zagrożenia schodzą na drugi plan
Polskie uczelnie wyższe mają podpisane 617 różnego rodzaju umów o współpracy ze swoimi chińskimi odpowiednikami - wynika z analizy Central European Institute of Asian Studies (CEIAS). Jak dowiedziała się Interia, w co trzecim przypadku chińscy partnerzy mają na sumieniu udokumentowane przypadki szpiegostwa technologicznego. Tymczasem ze 121 objętych analizą polskich placówek tylko jedna realnie weryfikuje potencjalne zagrożenie wynikające ze współpracy z chińskimi uniwersytetami.
Chiny to światowa ekstraklasa w budowaniu tzw. soft power, czyli - cytując autora tego pojęcia, amerykańskiego politologa Josepha Nye'a - subtelnym sprawianiu, by inni chcieli tego samego wskutek niewymuszonego wyboru. Państwo Środka wykorzystuje w tym celu swoją gospodarkę, kulturę, sport, a nawet naukę.
O politycznym wpływie tej ostatniej mogły się przekonać w minionej dekadzie państwa naszego regionu, w tym Polska. Jeśli spojrzeć bliżej, zauważymy, że chiński smok z łatwością rozpostarł swoje potężne skrzydła nad naszą częścią Europy. Co gorsza, w Polsce mało kto zdaje sobie sprawę z konsekwencji, jakie to już ma i jakie może mieć w przyszłości.
617 - właśnie tyle dwustronnych umów obowiązuje aktualnie między polskimi uniwersytetami i instytucjami badawczymi a ich chińskimi odpowiednikami. To wynik analizy przeprowadzonej przez Central European Institute of Asian Studies (CEIAS) w 11 europejskich krajach, z czego 10 należy do Europy Środkowo-Wschodniej. Więcej umów niż w Polsce odnotowano jedynie w Niemczech (771). Z kolei za naszymi plecami znalazły się Czechy (193), Rumunia (166), Słowacja (136), Węgry (114), Bułgaria (110), Austria (76), Litwa (61), Gruzja (54) i Łotwa (44).
W Polsce CEIAS sprawdziło 121 publicznych uczelni podległych ministrowi edukacji i nauki. Wśród nich 69 ośrodków badawczych, 18 uniwersytetów, 18 uczelni technicznych, sześć uczelni rolniczych/przyrodniczych, pięć uczelni pedagogicznych, pięć uczelni ekonomicznych. Z analizy wyłączono jedynie uczelnie teologiczne i te o profilu sportowym.
- Naszym celem nie było demonizowanie współpracy z Chinami jako takiej, tylko zrozumienie złożoności pewnych kwestii i zmobilizowanie opinii publicznej, żeby oceniać tego typu współpracę przez pryzmat wiedzy - mówi w rozmowie z Interią Alicja Bachulska, koordynatorka CEIAS na Polskę. - Współpracując z państwami autorytarnymi, musimy mieć więcej wiedzy i backgroundu, żeby zrozumieć implikacje tego rodzaju współpracy - podkreśla analityczka ds. Chin w projekcie MapInfluenCE i wykładowczyni w Mercator Institute for China Studies.
Skutki współpracy z chińskimi uczelniami mogą być bardzo poważne.
- Jeśli spojrzeć, co Chiny robią w skali globalnej, jest to element czegoś, co Pekin nazywa eufemistycznie siłą dyskursu i chińskiej opowieści - tłumaczy Interii Alicja Bachulska. I dodaje: - To slogany oznaczające w partyjnej retoryce promowanie narracji i nauki, które odzwierciedlają interesy partii i interesy Chin.
Zauważają to jednak nieliczni, gdy Chiny oferują współpracę w jakiejś dziedzinie. Pekin do perfekcji opanował budowanie narracji o sytuacji win-win i przekonywanie zagranicznych partnerów, że jeśli współpraca z Chinami odbywa się w oparciu o obustronny szacunek, to jest całkowicie apolityczna i nieinwazyjna.
- To tworzenie podbudowy intelektualnej pod postrzeganie Chin jako apolitycznej, pokojowej cywilizacji właśnie pod przebraniem Instytutów Konfucjusza czy rozmaitych programów wymiany dla młodzieży - podkreśla Bachulska.
Prawdziwe problemy i zagrożenia pojawiają się jednak gdzie indziej. Chodzi o współpracę z grupą chińskich uczelni znaną jako Siedmiu Synów Obrony Narodowej. To grupa uniwersytetów technicznych, które mają bardzo bliskie powiązania z Chińską Armią Ludowo-Wyzwoleńczą. Podlegają ministrowi przemysłu i technologii informacyjnych, są bardzo hojnie finansowane przez rząd w Pekinie. Na co dzień funkcjonują w ramach tzw. fuzji cywilno-wojskowej - programu zbliżania do siebie sektorów publicznego i prywatnego w celu tworzenia technologii podwójnego zastosowania.
Efekty są imponujące. 30 proc. absolwentów uczelni ze wspomnianej grupy znajduje po studiach zatrudnienie w sektorze bezpieczeństwa. Trzy czwarte pracowników państwowych chińskich firm mocno związanych z sektorem bezpieczeństwa wywodzi się właśnie z Siedmiu Synów Obrony Narodowej. Hołubione przez władze w Pekinie uniwersytety odwdzięczają się chińskiemu rządowi nie tylko na polu edukacyjnym. - Mają udokumentowane przypadki szpiegostwa technologicznego w innych państwach. W Polsce świadomość wynikającego z tego zagrożenia jest bardzo niska - ocenia koordynatorka badania CEIAS w Polsce.
Potwierdzają to dane, które w rozmowie z Interią przytacza Matej Šimalčík, dyrektor wykonawczy Central European Institute of Asian Studies (CEIAS). W 193 przypadkach (31 proc.) współprac z polskimi uczelniami utrzymywane są relacje z chińskimi uczelniami o znanych powiązaniach z Armią Ludowo-Wyzwoleńczą i chińskim przemysłem obronnym. Ponadto w 205 przypadkach (33 proc.) prowadzona jest współpraca z chińskim partnerem, który ma w przeszłości szpiegostwo korporacyjne lub przemysłowe.
Ze wspomnianego badania CEIAS wynika, że większość polskich uczelni technicznych współpracuje z Siedmioma Synami Obrony Narodowej. Polska Akademia Nauk w kooperacji z Pekińskim Instytutem Technologicznym otrzymała z programu SHENG ponad 2 mln zł na badania materiałów topologicznych z potencjałem zastosowania w produkcji jednostek pamięci i urządzeń do obliczeń kwantowych. Podobną sumę otrzymała Politechnika Lubelska, żeby we współpracy z Politechniką Północno-Zachodnią badać nowe źródła elektryczności.
Jak podkreśla Šimalčík, Chiny są najbardziej zainteresowane współpracą z europejskimi instytucjami akademickimi w zakresie badań technologicznych i nauk przyrodniczych.
- Jest to zgodne z priorytetami artykułowanymi przez Chiny we własnych dokumentach politycznych, tj. osiąganiem postępu w badaniach i rozwoju w kluczowych obszarach takich jak sztuczna inteligencja, półprzewodniki, nowe materiały czy biomedycyna, poprzez transfer technologii z zagranicy. Międzynarodowa współpraca akademicka jest do tego idealnym kanałem - opowiada ekspert. - Istnieje nieodłączne ryzyko, że część z tych technologii może mieć w chińskich rękach zastosowania militarne lub służyć do tłumienia praw człowieka - dodaje.
W Wielkiej Brytanii prowadzone jest zresztą śledztwo w sprawie transferu badań w zakresie zaawansowanej technologii wojskowej takiej jak samoloty czy cyberbroń. W 2021 roku nagłośnił to "The Times". "Prawie 200 brytyjskich naukowców jest podejrzanych o nieświadomą pomoc chińskiemu rządowi w budowie broni masowego rażenia" - pisał w lutym 2021 roku dziennik.
Polscy naukowcy również muszą tutaj bardzo uważać. Matej Šimalčík wskazuje, że trzy polskie instytucje naukowe (Instytut Botaniki Polskiej Akademii Nauk, Instytut Dendrologii Polskiej Akademii Nauk i Uniwersytet im. Adama Mickiewicza) utrzymują relacje z chińskimi podmiotami z siedzibą w Autonomii Sinciang-Ujgur Region. - Według niedawno przyjętych raportów ONZ Chiny dopuszczają się zbrodni przeciwko ludzkości wobec miejscowej ludności ujgurskiej. Współpraca z chińskimi podmiotami z Xinjiangu przyczynia się do prania międzynarodowego wizerunku Chin i relatywizacji dokonujących się okrucieństw - wyjaśnia.
On sam miał do czynienia z bezpośrednim naciskiem ze strony chińskiej. W kwietniu 2021 roku otrzymał e-mail z pogróżkami od dyrektora Instytutu Konfucjusza na Słowacji Luboslava Štory. Wcześniej był on dyrektorem chińskiej firmy ZTE na Słowacji. "Dobrze sypiasz? Powinieneś się bardzo stresować, gdy idziesz ulicą" - brzmiała wiadomość. Šimalčík razem z innymi członkami instytutu kilka dni wcześniej opublikował wyniki badania na temat chińskich wpływów na słowackich uczelniach.