CETA: Kto zyska? Kto straci?
Wydawać by się mogło, że niemal 1600 stron dokumentu zapisanego urzędniczym językiem nikogo nie zainteresuje. W rzeczywistości jednak CETA, czyli kompleksowa umowa gospodarczo-handlowa między UE a Kanadą budzi ogromne emocje i kontrowersje. Czy CETA to wielka szansa czy puszka Pandory? Interia wraz z Uniwersytetem Jagiellońskim podjęła próbę odpowiedzi na te pytania.
Do dyskusji zaprosiliśmy ekspertów, działaczy społecznych i polityków, wśród których są zwolennicy podpisania umowy i jej zdecydowani przeciwnicy.
W debacie udział wzięli: Wojciech Sudoł, zastępca dyrektora departamentu współpracy międzynarodowej w Ministerstwie Rozwoju (to ten resort zajmuje się CETA), dr Adam Kirpsza z Instytutu Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych UJ, dr Tomasz Soroka z Instytutu Amerykanistyki i Studiów Polonijnych UJ, prezes Instytutu Spraw Obywatelskich Rafał Górski, szef małopolskich struktur Nowoczesnej Grzegorz Filipek oraz Mateusz Trzeciak z Partii Razem. Dyskusję moderował Michał Michalak, dziennikarz serwisu Fakty.
[WIDEO Z ZAPISEM CAŁEJ DEBATY ZNAJDUJE SIĘ PONIŻEJ]
"Niepokoi nas brak informacji"
- Według analiz Ministerstwa Rozwoju, umowa CETA w dużej części spełnia nasze oczekiwania w porównaniu z początkiem negocjacji. Ryzyko jest bardzo ograniczone, w niektórych obszarach praktycznie nie występują - powiedział Wojciech Sudoł z Ministerstwa Rozwoju podczas debaty "CETA. Kto zyska? Kto straci?".
Już na początku dyskusji dr Soroka z UJ podkreślił CETA budzi większe emocje w Europie niż w Kanadzie, choć i tam pojawiały się protesty, m.in. farmerów, którzy chcieli sprzedawać żywność GMO.
Dr Kirpsza zauważył, że wciąż nie wiadomo, jakie będą skutki CETA. - Partie polityczne mają prawo zastanawiać się nad tym, jak ta umowa będzie wpływać na sytuacje różnych grup społecznych. W przypadku PSL przedstawiania jest np. na sytuacja rolników. Z drugiej strony partie społeczne, które nastawione są bardziej liberalnie, mówią, że CETA umożliwia handel bez barier. Z drugiej strony są ugrupowania, mówiące, że globalizacja nie przynosi pozytywnych skutków. To generuje pytania, jak chronić pewne rynki, które nie są jeszcze na tyle dojrzałe, by konkurować globalnie z wielkimi korporacjami - wyliczał.
Jak zauważył, spotykane są dzisiaj pewne naukowe opracowania, które mówią, że umowy takie jak CETA nie generują istotnie statycznie większego kapitału dla państwa. - Z drugiej strony, jest chociażby przykład Holandii, który wskazuje, że zawarcie umów np. z USA spowodowały w Holandii wzrost inwestycji o ponad 30 proc - argumentował.
- CETA to wynik wpływu wielkich korporacji na rządy państwa - przekonywał z kolei Rafał Górski, prezes Instytutu Spraw Obywatelskich. Jego zdaniem to proces postępujący, w którym można wskazać pewne kamienie milowe, jak porozumienie USA-Kanada z 1989 roku, czy NAFTA z 1992 roku, czy zablokowane porozumienie ACTA. - Niepokoi nas brak informacji. Minister Waszczykowski w expose wspominał jedynie o TTIP, ani słowa o CETA. Po wizycie prezydenta Dudy w Kanadzie, na stronie kancelarii pojawił się komunikat, że Polska jest gotowa podpisać umowę CETA i to jako jedna z pierwszych - wyliczał Górski.
Nowoczesna jako jedyna partia parlamentarna otwarcie popiera podpisanie umowy CETA. Czy zagrożenia są przez przeciwników tej umowy wyolbrzymiane?
Grzegorz Filipek z Nowoczesnej przekonywał, że CETA to szansa na rozwój. Jednocześnie przyznał, że zagrożenia istnieją. Jednak uznanie norm technicznych i likwidacja ceł między dwoma stronami to duże ułatwienie dla polskich przedsiębiorców.
Przeciwny punkt widzenia prezentował Mateusz Trzeciak z Partii Razem. Obecni w Collegium Novum działacze tego ugrupowania, którzy po rozpoczęciu debaty pokazali zgromadzonym duży baner z napisem "Stop CETA". Czy protesty przeciw CETA do donkiszoteria, skoro prace nad CETA są już tak zaawansowane? Na to pytanie Michalaka Trzeciak odpowiedział podziękowaniem Interii za zorganizowanie debaty na temat tej umowy, o której - jego zdaniem - zdecydowanie za mało się mówi.
Debata CETA: Kto zyska, kto straci?
Debata zorganizowana wspólnie przez Interię i Uniwersytet Jagielloński.













- To umowa antydemokratyczna i negocjowana w podziemiu. Podstawowym narzędziem polityki prowadzonej przez społeczeństwo obywatelskie jest wywieranie nacisku. Presja wywarta w przypadku ACTA pozwoliła odwrócić pewne procesy - zauważył.
- Mamy 1600-stronicowy podstawowy tekst mowy z niezliczoną ilością załączników do niego, które są oparte o niezliczoną ilość innych aktów prawnych, z których spora część jest objęta klauzulą poufności. Polski rząd dopiero tworzy analizy, co jest dosyć kompromitujące. Liczyłem na to, że rząd, który tak mocno opowiada o odzyskiwaniu siły, suwerenności i godności przez państwo polskie, będzie bardzo mocno występował przeciw takim umowom jak TTiP oraz CETA. Te umowy sprawiają, że suwerenność i możliwość kształtowania polityki gospodarczej w państwie, zdecydowanie zostaje ograniczona - mówił przedstawiciel Partii Razem.
Sądy arbitrażowe
Czy może dojść do sytuacji, że polski rząd będzie pozywany przez koncerny za utratę potencjalnych zysków?
- Ryzyko, że państwo będzie pozwane na podstawie CETA jest znacznie mniejsze niż ryzyko w przypadku wcześniejszej umowy handlowej z Kanadą - przekonywał Wojciech Sudoł z resortu rozwoju. Przyznał jednak, że obecny system zaproponowany w CETA (ICS, ponadpaństwowy sąd arbitrażowy) został wynegocjowany podczas prac nad TTIP, czyli nie był jeszcze stosowany w praktyce. - Jest sporo pytań i trudno teraz ocenić, jak to będzie funkcjonować - stwierdził Sudoł.
- Mam pewien problem z tą argumentacją - odpowiedział Trzeciak z Partii Razem.
- Rozmawiamy o umowie, której głównym celem jest rozmontowanie sytemu regulacji, chroniących rynek europejski, zmniejszenie możliwości państwa do stanowienia regulacji wewnątrz. Ta umowa powołuje prywatne trybunały arbitrażowe, parasądy, które będą działały jedynie w interesie korporacji. Mamy całą kastę prawników, którzy będą tam zasiadać, a Ministerstwo Rozwoju twierdzi, że jest to krok naprzód. Jaki, skoro ogranicza suwerenność kraju i możliwość wpływu na politykę gospodarczą państwa? - zapytał Trzeciak.
- UE i państwa narodowe służą do tego, by poprawiać byt swoich społeczeństw i wzmacniać ich siłę, a nie po to, by działać jako agentura amerykańskich korporacji - dodał polityk Partii Razem.
- Nie jesteśmy na wiecu. Słowa typu "agentura" nie są dobre, by merytorycznie dyskutować o umowie CETA - ripostował dr Adam Kirpsza.
Z kolei Górski z Instytutu Spraw Obywatelskich wskazywał na brak konkretów i debaty na ten temat.
- Obywatele w Europie zrobili niesłychany wysiłek, żeby doprowadzić do nagłośnienia tej kwestii i zmiany sytuacji. Ile w Polsce rozmawiamy o Trybunale Konstytucyjnym? Ile miesięcy? Przynajmniej dziesięć - przekonywał. - W mediach publicznych mamy non stop TK. Ja nie twierdzę, że to nie jest temat ważny, ale potrzebne są jakieś proporcje. Gdzie jest kwestia trybunałów arbitrażowych? - pytał zgromadzonych na debacie Rafał Górski. - Gdzie jest informacja o tym, że co roku jesteśmy pozywani przez korporacje jako Polska? Gdzie jest bieżąca informacja o tym przez kogo, na jakie kwoty, o tym, ile wygraliśmy takich spraw, a ile przegraliśmy?
- Jeżeli jest cisza nad jakąś kwestią, to znaczy, że najsłabsi obywatele mogą być w tym procederze poszkodowani. Jeśli mówimy o demokracji, to warto, aby była to demokracja uczestnicząca, angażująca obywateli - skomentował prezes Instytutu Spraw Obywatelskich.
W debacie poruszono też m.in. kwestie genetycznie modyfikowanej żywności na polskim rynku, wpływu korporacji na prawodawstwo i znaczeniu Unii Europejskiej w podpisywaniu umów międzynarodowych. Całość dyskusji znajdziesz poniżej.
Kto zyska? Kto straci?
Na zakończenie spotkania Michał Michalak poprosił panelistów, by w jednym zdaniu zawarli odpowiedź na tytułowe pytanie: "Kto zyska, a kto straci?".
Mateusz Trzeciak z Partii Razem stwierdził, że "odpowiedź jest dosyć oczywista". Jego zdaniem, wygrają multinarodowe korporacje, a stracą europejskie społeczeństwa.
- Mimo wielu zagrożeń, jakie CETA może potencjalnie nieść, wydaje mi się, że jednak ten bilans dla polskich firm, polskich przedsiębiorców i osób pracujących będzie pozytywny - podsumował z kolei Grzegorze Filipek z Nowoczesnej.
Zdaniem Wojciecha Sudoła z Ministerstwa Rozwoju, "CETA stwarza możliwości, a zyskają ci, którzy te możliwości dostrzegą i je wykorzystają". Jak wskazał przedstawiciel resortu, płyną one głównie z liberalizacji handlu - CETA jest przede wszystkim umową o wolnym handlu.- Stracą najsłabsi: rolnicy, konsumenci, pracownicy, mali i drobni przedsiębiorcy. Natomiast zyskają ci już i tak już bardzo bogaci, czyli duże korporacje - wskazał Rafał Górski, prezes Instytutu Spraw Obywatelskich. - Jeżeli CETA zostanie ratyfikowana to będzie poczucie krzywdy, żalu i wykluczenia przez organizacje społeczne. Natomiast jeżeli CETA nie zostanie ratyfikowana, to mocno odbije się to negatywnie na wizerunku Unii Europejskiej. Jeśli UE nie jest zdolna wynegocjować umowy handlowej z Kanadą, to z kim jest? Jaką ma moc negocjacyjną, żeby przekonywać rządy krajowe? - powiedział z kolei dr Tomasz Soroka UJ. Dr Adam Kirpsza z UJ wskazał natomiast, że zyskają małe i średnie przedsiębiorstwa, które skorzystają z liberalizacji. - Cła były do tej pory główną przeszkodą, a duże korporacje potrafiły sobie zawsze optymalizować cła i wchodzić na te rynki. W sensie inwestycyjnym zyski nie będą istotne, ale będą rozłożone nierównomiernie, dlatego niektóre państwa zyskają bardziej inwestycyjne, a inne mniej - podsumował.
***
Informacje na temat porozumienia CETA przestawione przez Komisję Europejską znajdziecie tym linkiem.
Tutaj znajdują się informacje o umowie CETA prezentowane przez Ministerstwo Rozwoju.
Treść umowy CETA dostępna jest tutaj.
Justyna Kaczmarczyk/Justyna Mastalerz