Barroso widzi konsensus ws. proponowanego minitraktatu
Prezydent Francji Nicolas Sarkozy przekonywał w środę w Brukseli, że jego pomysł uproszczonego traktatu w miejsce unijnej konstytucji jest "jedynym możliwym rozwiązaniem".
Przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Barroso uważa, że wokół tej idei zaczął się kształtować konsensus.
- To jedyne możliwe rozwiązanie. Powiedzmy sobie jasno - konstytucji nie będzie, ale jestem pewien, że znajdziemy wyjście z tego swoistego paraliżu - powiedział Sarkozy na konferencji prasowej w Komisji Europejskiej.
Traktat uproszczony koncentrowałby się na reformie unijnych instytucji. Z obecnego projektu konstytucji przeniesione byłoby m.in. podejmowanie decyzji w Radzie UE podwójną większością głosów, utworzenie stanowiska ministra spraw zagranicznych UE oraz stałego dwuipółrocznego przewodnictwa UE (obecnie sześć miesięcy) i ograniczenie liczby obszarów, gdzie wymagana jest jednomyślność.
- To priorytet francuskiej dyplomacji - podkreślił francuski prezydent, zapowiadając, że Francja "zrobi wszystko", by czerwcowy szczyt Unii zakończył się sukcesem i "zgodą na traktat uproszczony, z mała liczbą artykułów", co "odblokuje sytuację" po odrzuceniu konstytucji w referendach we Francji i Holandii w 2005 roku. Traktat uproszczony miałby być ratyfikowany we Francji przez parlament.
Barroso zauważył, że wokół idei przedstawionej przez Sarkozy'ego jeszcze przed kampanią prezydencką "zaczyna się kształtować kompromis". Wypomniał prezydentowi Francji, że początkowo mówił o "minitraktacie".
- Minitraktat sugerował mniej ambicji, a my chcemy Europy ambitnej, skutecznej, demokratycznej i spójnej, jeśli chodzi o działania zewnętrzne - powiedział szef KE, ciesząc się ze zmiany nazwy.
Francuski prezydent podkreślał, że UE potrzebuje traktatu, "który będzie mógł być podpisany i ratyfikowany przez wszystkie kraje".
- Francuzi wyrazili swoje zdanie, Holendrzy wyrazili swoje zdanie i trzeba to wziąć pod uwagę, a nie płakać nad rozlanym mlekiem - uzasadniał Sarkozy. Jednocześnie odmówił wzięcia przez Francję odpowiedzialności za fiasko unijnej konstytucji.
- To, co się zdarzyło we Francji, mogło się zdarzyć każdemu innemu krajowi - powiedział.
Ponownie zadeklarował się jako przeciwnik przyjęcia Turcji do UE. Jego zdaniem Turcja nie powinna brać udziału w pracach konferencji międzyrządowej, która zostanie powołana na czerwcowym szczycie i do końca roku ma przygotować tekst nowego traktatu.
- To będą tylko kraje członkowskie, a nie kandydujące - podkreślił.
Sarkozy przypomniał koncepcję wzmocnionej współpracy niektórych krajów w wybranych obszarach, co przewidywała unijna konstytucja. "Wolę Europę, która idzie naprzód, nawet w ramach wzmocnionej współpracy, niż taką, która stoi w miejscu, czekając na kraje, które nie chcą iść dalej" - powiedział.
Podając przykład polityki imigracyjnej, poparł odejście od zasady jednomyślności w niektórych dziedzinach, choć mocno podkreślił, że nieprzekraczalną granicą jest interes narodowy kraju członkowskiego.
Przypomniał niezapisane w unijnym prawie tzw. porozumienie luksemburskie z 1965 roku, zgodnie z którym kraj członkowski może - powołując się na żywotny interes narodowy - zablokować podjęcie decyzji w Radzie UE. "Żadne państwo nie może mieć narzuconych reguł, które szkodzą jego interesom" - powiedział francuski prezydent.
Podobnie stanowczo oponował przeciwko zbyt daleko idącym ustępstwom UE w negocjacjach handlowych w ramach WTO.
- Europa musi się otworzyć, ale inni też, w tym samym czasie i na takich samych warunkach - tłumaczył.
W minionym tygodniu Sarkozy udał się z pierwszą wizytą zagraniczną do kanclerz Niemiec Angeli Merkel, która zabiega o to, by na czerwcowym szczycie przywódcy porozumieli się w sprawie zasadniczych punktów przyszłego traktatu. Mają przyjąć jasno określony mandat dla konferencji międzyrządowej i kalendarz działań umożliwiający dokończenie ratyfikacji przed wyborami do Parlamentu Europejskiego w 2009 roku.
Z drugą wizytą Sarkozy przyjechał do Brukseli, co odebrano jako zapowiedź jego europejskiego zaangażowania.
Michał Kot
INTERIA.PL/PAP