Afganistan widziany oczyma buddysty
- Wiele żyznych ziem leży odłogiem, bo po prostu nie można tam wejść. Codziennie podchodziło do nas pięciu, dziesięciu kalekich Afgańczyków - bez rąk, bez nóg. Wszystko to z powodu min. To bardzo dużo znaczy, zważywszy, że ten kraj zamieszkuje około 20 milionów osób - mówi w rozmowie z Bogdanem Zalewskim lama Ole Nydahl, duchowy mistrz, nauczyciel tybetańskiego buddyzmu, który poznał Afganistan już wiele lat temu.
Lama Ole Nydahl jeszcze w latach 60. jeszcze jako Ole Nydahl - młody hippisujący Duńczyk przemierzał te rejony Azji w poszukiwaniu mocnych wrażeń i męskiej przygody. Z lamą Ole rozmawiał Bogdan Zalewski.
Bogdan Zalewski: Przede wszystkim chciałbym zapytać o pana pierwszą podróż do Afganistanu w 1966. Czytałem w pana książce, że chciał pan wtedy dotrzeć do Nepalu, ale musiał zatrzymać się w Afganistanie z powodu wojny pomiędzy Indiami i Pakistanem. Czy mógłby pan opisać te pana pierwsze doświadczenia w Afganistanie w latach 60.?
Ole Nydahl: Był to jedyny muzułmański kraj, w którym chciało się być. We wszystkich innych krajach ludzie ciągle czegoś od nas chcieli. Bez przerwy się do nas przyklejali, byli tacy lepcy - można powiedzieć - i chciwi. We wschodniej Turcji życie było brutalne, w Iranie nikt nie był szczery, w Pakistanie panowała atmosfera seksualnego ucisku. Afganistan był jedynym miejscem, gdzie ludzie patrzyli nam prosto w oczy, byli bezpośredni i nie biegali ciągle za nami. Byłem tam później w 1968 roku, a potem jeszcze raz we wczesnych latach 70. Za każdym razem miałem takie samo wrażenie, że Afgańczycy to bardzo szczerzy, chociaż dumni ludzie. Wiedzieliśmy, że są niebezpieczni, ponieważ wiedzieliśmy z historii, że właśnie w Afganistanie zginął pewien brytyjski generał i szesnaście tysięcy głównie sikhijskich żołnierzy. Widzieliśmy również fortyfikacje, kiedy przejeżdżaliśmy przez przełęcz Kyber. Zobaczyliśmy na własne oczy, że każdy mężczyzna nosi tam przynajmniej jedną strzelbę, a czasami nawet więcej broni. To był po prostu styl ich życia. Domy były fortecami. Więc kiedy później, już za Breżniewa, do Afganistanu weszli Rosjanie, wiedziałem, że ich inwazja jest z góry skazana na porażkę. Wielu moich uczniów - Rosjan - musiało walczyć jako żołnierze w Afganistanie i na prawdę nie podobało im się to miejsce. nazywali ten kraj "krajem duchów". Opowiadali na przykład, jak przechodzili koło jakiegoś miejsca, gdzie - jak im się zdawało - wokół były tylko kamienie i nagle te kamienie ożywały, bo część z tych rzekomych kamieni to byli po prostu Afgańczycy poukrywani pod maskującymi kocami. Kiedy Rosjanie przechodzili, oni nagle wstawali i strzelali im w plecy. A wracając do nas - mieliśmy kilku przyjaciół w Heracie, Kandaharze, w Kabulu. Spotkaliśmy również archeologów, którzy starali się zachować posągi, które ostatnio zostały zniszczone, a które tak naprawdę muzułmanie chcieli zniszczyć już tysiąc lat wcześniej. W taki sam sposób, w jaki muzułmanie niszczyli posągi Buddy w Indiach, odtrącając im nosy. Wtedy mówili, że jeżeli nie będą mieli nosów, nie będą mogli oddychać i wtedy umrą.
Bogdan Zalewski: Pomówmy o tej szalonej, niezrozumiałej talibańskiej kampanii przeciwko - jak to określają - kultowi fałszywych bożków. Jak pan, jako buddysta, wytłumaczyłby ten ikonoklazm, tę nienawiść względem wizerunków. Dlaczego Talibowie zniszczyli starożytne posągi Buddów w prowincji Bamiyan, strzelając do nich rakietami i pociskami z czołgów?
Ole Nydahl: Mamy wiadomości od lekarza mułły Omara, który jest w tej chwili zwierzchnikiem Talibów w Afganistanie. Ten lekarz stwierdził, że mułła Omar został ciężko ranny w głowę w czasie ataku bodaj w 1998 roku. Było to podczas jednej z wojen domowych w Afganistanie. Ludzie mówią, że wtedy mułła utracił równowagę wewnętrzną...
Bogdan Zalewski: Może dlatego, że utracił oko...
Ole Nydahl: Ale jeśli chodzi o posągi Buddy, to na prawdę nie wiem o co mu chodzi. Może Omar ocenił, że są po prostu za duże, że za bardzo przypominają bogów, a zgodnie z Koranem to jest niedopuszczalne. Albo po prostu miał zły dzień. Trudno powiedzieć. Posągi już nie miały twarzy, jeden z nich nie miał nogi.
Bogdan Zalewski: Wracając do pana książki. Opisuje pan w niej Afganistan lat 60. jako cywilizację szlachetnych ludzi. Dlaczego pana zdaniem to teraz rodzaj ziemi jałowej, prawdziwe piekło na ziemi?
Ole Nydahl: Nigdy nie jest dobrze, kiedy ktoś prowadzi wojnę na terenie twojego kraju. Szczególnie jeżeli decyduje się na stosowanie min - wówczas całe połacie twojej ojczyzny są wyłączone z normalnego życia. Wiele żyznych ziem leży odłogiem, bo po prostu nie można tam wejść. Codziennie podchodziło do nas pięciu, dziesięciu kalekich Afgańczyków - bez rąk, bez nóg. Wszystko to z powodu min. To bardzo dużo znaczy, zważywszy, że ten kraj zamieszkuje około 20 milionów osób. Każdy tam chciał walczyć, bo Afganistan to dobre miejsce do walki. Można tam sprawdzić jak działają różne typy broni. Amerykanie mogli tam testować swoje Stingery, Rosjanie śmigłowce własnej produkcji, które miały taką siłę rażenia, że mogły odstrzelić szczyt góry.
Bogdan Zalewski: Przepraszam za takie osobiste pytanie, ale starałem się uważnie czytać pana teksty filozoficzne, pana nauki. Pana język też zawiera czasem takie militarne sformułowania - na przykład pisze pan "o frontalnym ataku na twierdzę niewiedzy, przy użyciu wszelkich możliwych broni". Co to naprawdę znaczy? Dlaczego tyle w tym złości? Jakie jest źródło takiego języka? Czy to jest związane z pana rodzimą tradycją - duńską tradycją wojowniczych Wikingów? A może to jakiś żart?
Ole Nydahl: Nie, to jest bardzo precyzyjny sposób wyrażanie się. Bardzo dobrze wiem, że w poprzednim życiu broniłem cywilną ludność wschodniego Tybetu przed Chińczykami. W czasie niemieckiej okupacji Danii miałem często sny, w których chroniłem w górach mężczyzn przebranych w kobiece czerwone suknie, a takich mężczyzn w Danii przecież nie ma. Jestem pewien, że wielu moich dzisiejszych uczniów było również moimi uczniami wtedy, razem wykonywaliśmy tę całą ochronną robotę. A w tym życiu, służyłem w wojskach NATO i byłem prawdopodobnie najgorszym żołnierzem, jakiego kiedykolwiek mieli. Naprawdę przysparzałem im masy problemów. Ale myślę strategicznie i myślę taktycznie. Zawsze myślę 50 lat naprzód. Byłem jednym z pierwszych, którzy już przed dwudziestu laty zaczęli ostrzegać przed Islamem. Mówiłem, że Islam będzie naszym problemem w przyszłości. Zawsze ostrzegałem przed przeludnieniem, zawsze mówiłem, że w biednych krajach ludzie powinni mieć mniej dzieci i kształcić te, które już mają. Wiem, że to są opinie, które nie podobają się papieżowi. Ale nie dbam o to - to jest moje zdanie. Dla mnie ludzkie szczęście jest ważniejsze niż jakikolwiek dogmat.