Afganistan: Ofiara ciężkiego pobicia przez historię
Historia obijała i młóciła Afganistan od zawsze, od kiedy tę niezbyt gościnną, skalistą, pustynną wyżynę i góry, które tworzą terytorium Afganistanu, zamieszkiwali ludzie.
Od zawsze przeciągały tędy tabuny wojsk i ludów szukających miejsc do osiedlenia. Jak w kalejdoskopie, przewijali się przez afgańskie dzieje tajemniczy Ariowie, utrefieni Persowie Dariusza, Helleni Aleksandra, za którego zaprawioną w bojach armią ciągnęli architekci, uczeni i koloniści, Partowie, egzotyczni Kuszani, czy dość zagadkowy lud zwany Białymi Hunami. Cała ta mieszanka wytworzyła w Baktrii - jak nazywała się wtedy ta pohelleńska kraina - specyficzną i niespotykaną kulturę, spadkobierczynię tradycji greckiej i hinduskiej. W VIII wieku n.e. przybyli tu jednak Arabowie i przynieśli ze sobą islam. Mimo, że lokalna ludność dość szybko odłączyła się od sięgającego od Pirenejów po Indie kalifatu, to jednak islam już na zawsze zdeterminował oblicze Afganistanu.
Kraj ten musiał przeżyć jeszcze wiele inwazji - w tym najazd ordy znanego z okrucieństwa Tamerlana i Mongołów - zanim chorasański władca Ahmed Szah w połowie XVIII wieku stworzył państwo, które można uznać za bezpośredniego poprzednika obecnego Afganistanu.
Tereny Afganistanu były kluczem do panowania nad całą Azją Środkową, tutaj zatem koncentrowała się rosyjsko - brytyjska rywalizacja o region, która przeszła do historii jako Wielka Gra, (w której, jako carski agent, wyróżnił się przodek Witkacego - Jan Witkiewicz). Była to wyrafinowana i koronkowa walka wywiadów, która zakończyła się jednak tradycyjnie - brutalną rąbaniną i wojnami, z których wynikło niewiele.
Na początku XX wieku Afganistan uzyskał quasi-niepodległość, a w 1919 roku zerwał resztki zależności od Wielkiej Brytanii, jednak nie był to, niestety, koniec mielenia przez historię: królestwo Afganistanu przetrwało do 1973 roku, kiedy to proeuropejski król został obalony w zamachu stanu, z którego wyłoniono wojskowy rząd. Rząd ten został wkrótce obalony przez idealistycznych marksistów, na czele nowo ustanowionej Demokratycznej Republiki Afganistanu stanął pisarz Nur Mohammed Taraki. Przeprowadzano wtedy industrializację i laicyzację kraju, co po jakimś czasie przyjęło brutalny przebieg: zakazano wyznawania wszelkich kultów, palono publicznie Koran, mordowano mułłów.
Taraki został po kilku latach uduszony poduszką na rozkaz Hafizullaha Amina, który kontynuował komunistyczny terror. Bestialskie wymordowanie oskarżonej o wspieranie opozycji grupy kilkuset Hazarów (część z nich spalono żywcem, innych - jeszcze żywych - pochowano), spowodowało, że w kraju wybuchła antyrządowa, proislamska rebelia. W tej sytuacji interweniował ZSRR, którego komandosi, przebrani w afgańskie mundury, zastrzelili swego dotychczasowego sojusznika - prezydenta Amina (przy okazji zabijając niechcący dowódcę własnego oddziału), a na jego miejsce zainstalowali radziecką marionetkę, agenta KGB - Babraka Kamala, później wymienionego na Mohammada Nadżibullaha.
To, jak wiemy, nie koniec. Afgański kołowrot dopiero się rozpędzał.
Na drodze radzieckim wojskom złożonym z wystraszonych rekrutów, wyciąganych przez Kreml ze wszystkich republik Związku, atakującym wraz z afgańskimi wojskami prorządowymi, stanęli mudżahedini, którym przewodził Ahmad Szach Masud - zwolennik koktajlu demokracji w stylu zachodnim i afgańskiego islamu, zwany przez swoich zwolenników "lwem Pandżisziru", a przez bojących się go jak ognia radzieckich żołnierzy - przywódcą "duchów" - jak nazywali afgańskich bojowników.
Mudżahedini faktycznie - jak nieuchwytne widma - atakami typu "hit-and-run" szarpali i nękali radzieckie wojska.
Ich walka z ZSRR wspierana była przez przeciwników bloku komunistycznego (głownie USA), a także przez walczące z Moskwą o prymat w światowym ruchu rewolucyjnym Chiny Ludowe. Partyzanckie metody walki mudżahedinów, a także niesprzyjające warunki naturalne spowodowały, że armia radziecka utknęła i ugrzęzła w afgańskich górach, przez pewien czas będąc nawet odcięta od sowieckiego zaplecza. Zdesperowana Moskwa, zdając sobie sprawę z własnej niemocy i braku możliwości manewru, uciekła się do środków ocierających się o zbrodnie wojenne: ataków napalmem i mikrotoksynami, rozsiewaniem dziesiątek milionów min, zatruwaniem wody i niszczeniem upraw. W końcu, wycieńczeni obywatele chwiejącego się już Związku Radzieckiego, wycofali się z Afganistanu. Bez ich pomocy mudżahedini szybko poradzili sobie z rządem Nadżibullaha i w 1992 roku zdobyli Kabul, ustanawiając rząd prezydenta Rabbaniego.
Ale, niestety, wściekła historia nie zamierzała odpuścić stłuczonemu do cna krajowi.
Afganistan rozpadł się na kilka zwalczających się wzajemnie dzielnic, rządzonych przez lokalnych watażków. Przy okazji tego zwalczania, niedawni sojusznicy w wojnie przeciw nieistniejącemu już ZSRR, zniszczyli wspólną stolicę - Kabul; miasto, którego nie udało się jak do tej pory zniszczyć żadnemu z przetaczających się przez kraj wojsk.
Jakby tego wszystkiego było mało, mała grupka kandaharskich talibów (studentów) koranicznej szkoły, pod wodzą charyzmatycznego i fanatycznego mułły Omara - zaczęła zdobywać ogromną popularność pośród mających już serdecznie dosyć wojen i zawieruchy Afgańczyków. Islamski radykalizm talibów mógł wydawać się jedynym rozwiązaniem dla obitego kraju, który spróbował już chyba wszystkich form rządów, z których wszystkie - bez wyjątku - przynosiły opłakane skutki. Nie bez znaczenia był mit przywódcy talibów - mułły Omara, weterana walk z ZSRR, który - według rozprzestrzenianej legendy - ranny w głowę po wybuchu radzieckiej bomby, sam wydłubał sobie z czaszki uszkodzoną gałkę oczną, po czym własnoręcznie zaszył powiekę. Popularności dodawała Omarowi jego tajemniczość - do tej pory nie wiadomo, jak naprawdę wygląda (autentyczność jedynego dostępnego zdjęcia Omara jest kwestionowana), ponieważ islam zabrania tworzenia i publikowania wizerunków ludzkich.
Rosnąca popularność talibów przypominała eksplozję ogarniającą kraj - już w 1996 roku zdobyli ledwie zipiący Kabul i na latarni powiesili ostatniego przywódcę komunistycznego Afganistanu - Nadżibullaha. Ogłosili powstanie nowego państwa: Islamskiego Emiratu Afganistanu. Oprócz kilku państw muzułmańskich i walczącej akurat z Rosją Czeczenii - nikt na świecie go nie uznał. Talibowie opanowali prawie cały kraj, mała grupka około 30 talibów kandaharskiej szkoły rozrosła się w ponadstutysięczną armię. Niezdobyty pozostał jedynie skrawek kraju pozostający pod władzą niechętnego radykalnemu islamowi "lwa Pandżisziru" - Massuda.
Świat dowiedział się o talibskim terrorze po tym, jak noszący czarne turbany "rabowie proroka Mahometa" rozstrzelali z dział pochodzące z VI w. n.e. posągi Buddy z Bamian. Te unikatowe dzieła buddyjsko-greckiej sztuki, nigdzie poza Afganistanem nie spotykanej, obrażały wyznawców islamu. To był jednak tylko czubek góry lodowej. Talibowie nie zamierzali żartować z przestrzegania szarijatu, którego przepisy rozumiano i interpretowano dosłownie. Kobiety przyobleczono w burki, zakrywające całe ciało i pozostawiające jedynie otworki na oczy. Mężczyznom nakazano zamalowywać na czarno szyby domów, by uliczni przechodnie nie mogli zobaczyć ich żon i córek. Zakazano kobietom pracować i ograniczono im opiekę lekarską. Za jakiekolwiek odejście od zasad, były publicznie bite przez policję religijną. Za umalowane usta można było stracić wargi, za pomalowane paznokcie - palce. Zakazano muzyki, tańców, fotografowania, telewizji i jakichkolwiek kontaktów z zachodnią kulturą. Dość szybko islamski kraj stał się tragiczną i krwawą groteską: mężczyźni nie mogli mieć bród krótszych od brody proroka Mahometa, zakazano słuchania prognozy pogody, uznanej za czarną magię, i tradycyjnej rozrywki Afgańczyków - puszczania latawców.
- Ludzie, jeśli potrzebują rozrywki, mogą oglądać kwiaty w parku - mówili członkowie talibskiej wierchuszki. - Muzyka jest zakazana, bo odciąga myśli od studiowania zasad islamu - dodawali.
Talibowie radykalnie radzili sobie z wrogami: po zamieszkałym przez Hazarów i Uzbeków mieście Mazar-i-Sharif przez dwa dni jeździli furgonetkami uzbrojonymi w karabiny maszynowe, i strzelali do wszystkiego, co się ruszało.
Talibowie wpadli w kłopoty, kiedy udzielili schronienia poszukiwanemu przez Amerykanów za zamachy terrorystyczne szefowi Al-Kaidy - Osamie bin Ladenowi. Kiedy dokonano zamachów z 11 września 2001 roku, wojska USA, przy wsparciu przeciwnika wojsk północnoafgańskich (głównie Uzbeckich i Tadżyckich) "warlordów" - antytalibskiego Sojuszu Północnego - w ciągu paru miesięcy rozgromili Islamski Emirat i przywrócili republikę. Prezydentem jej został Chamid Karzai. Talibowie przeszli do podziemia.
Obecnie spokoju w Afganistanie pilnuje kilkudziesięciotysięczny kontyngent NATO, w tym żołnierze polscy.
- Wojny zniszczyły naszą gospodarkę, i teraz, w skrajnej nędzy, staramy się przeżyć każdy dzień i wykarmić dzieci [...]. Przeciętna długość życia mężczyzny wynosi 40 lat, kobiety - 43. Setki tysięcy osób są trwale okaleczone przez wojny i pozostałe po nich miny [...], a jeśli ktoś jest oślepiony bądź okaleczony, nikt mu nie pomoże, bo zdrowi sami potrzebują pomocy - czytamy na oficjalnej stronie internetowej Afganistanu.
Kraj jest niebezpieczny, sterroryzowany przez talibskie bojówki (talibowie nadal kontrolują duże części Afganistanu) i przez zwykłą, kryminalną przemoc. Mnożą się porwania dla okupu i porwania cudzoziemców ze względów politycznych. Rządy wszystkich krajów świata odradzają wyjazd do tego kraju, uznając go za skrajnie niebezpieczny. Mimo to, wydaje się, że - patrząc z perspektywy straszliwej historii - Afganistan przeżywa spokojniejszy okres.