Pan Jerzy obecnie przebywa na stażu w Namibii w firmie zajmującej się hodowlą wodorostów. Nad tym, czy oddać głos w wyborach parlamentarnych, zastanawiał się od dłuższego czasu. Ludertiz, gdzie obecnie mieszka, od najbliższej komisji wyborczej dzieli jedna granica i 1130 kilometrów. - Tak się składa, że obecnie w Namibii nie ma lokalu wyborczego i najbliższy znajduje się w RPA w Pretorii oraz Kapsztadzie - wyjaśnia w rozmowie z Interią Jerzy Green. - Długo się zastanawiałem, czy warto oddać głos zwłaszcza w okręgu wyborczym, gdzie będzie oddanych najwięcej głosów, czyli mój pojedynczy głos będzie miał bardzo małe przełożenie. Natomiast wychodzę z założenia, że można inspirować innych poprzez dawanie przykładu. I po cichu liczę, że może jedna osoba, która mogłaby być niezdecydowana, akurat sobie pomyślała - jeśli ten gość jest gotów podróżować ponad 15 godzin do lokalu wyborczego, to czy mój argument, żeby nie głosować, jest rzeczywiście warty - wyjaśnia. - Zdecydowałem się pojechać, bo liczyłem, że moja historia może zmotywować osoby niezdecydowane z mojego toczenia do wzięcia udziału w wyborach - dodaje Wybory 2023: Ponad tysiąc kilometrów i wiele godzin w podróży Pan Jerzy zdecydował, że ostatecznie odda głos w wyborach. - Z Luderitz, gdzie obecnie przebywam, autobusy do innych miejscowości odjeżdżają co dwa-trzy dni. Wiedziałem, że jest autokar z Keetmanshoop który w 15 godzin dojedzie do Cape Town. Więc musiałem tylko znaleźć transport do Keetmanshoop. Namibia jest jednym z bezpieczniejszych krajów Afryki, ale jak spytałem przełożonych Holendrów, czy uważają, że mogę pojechać stopem do tej miejscowości, to mi odradzili. Później zacząłem pytać mieszkańców Luderitz, co radzą mi zrobić, to usłyszałem, że jedynie stopem mam jechać - wyjaśnia. Dlatego w piątek po południu pan Jerzy stanął przy drodze wyjazdowej z miasta i zaczął łapać autostop. Po 20 minutach zatrzymał się Walter, kierowca ciężarówki z Republiki Południowej Afryki. Podczas drogi okazało się, że kierowca jest szefem lokalnego gangu motocyklowego, w wieku 16 lat walczył w wojnie przeciwko Angolii, a obecnie ma siedmioro dzieci i tyle samo wnucząt. - On mnie wysadził na stacji benzynowej, skąd odjeżdżał autokar do Kapsztadu. O 22:00 wyruszyłem ze stacji i koło 14:00 byłem już na miejscu. Nocleg zapewnił mi brat jednej ze stażystek, z którą pracuje w Kelp Blue. Sobotę spędziłem na zwiedzaniu Waterfront i okolic wybrzeża, a wieczorem poszedłem oglądać mecz rugby z osobą, która mnie gościła - wyjaśnia pan Jerzy. Wybory 2023: Głosowanie i droga powrotna W niedzielę po śniadaniu gospodarz, u którego nocował pan Jerzy podwiózł go do domu spokojnej starości w Kapsztadzie, gdzie znajdował się lokal wyborczy. - Po oddaniu głosu poszedłem do parku w centrum miasta i o 15:00 miałem już autokar do Keetmanshoop - wyjaśnia. Granicę pomiędzy RPA a Namibią przekroczył w poniedziałek o poranku. - Potem poszedłem na drogę w kierunku Luderitz i w przeciągu 30 min udało mi się złapać stopa - wyjaśnia. Przez to, że w Namibii kolej praktycznie nie istnieje, a autobusy miejskie rzadko kursują, to TIR-y często biorą autostopowiczów za połowę ceny zwykłego biletu autobusowego - dodaje. Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: dawid.serafin@firma.interia.pl