Do tragicznego wypadku doszło w niedzielę przed godziną 14 w Pile. Tego dnia Związek Polskich Spadochroniarzy w Poznaniu zorganizował, jak co każdą niedzielę, skoki treningowe. Dodatkowym powodem było przypadającego tego dnia święto spadochroniarza. Pan Stanisław działał w związku od wielu lat. Był instruktorem, posiadającym najwyższe spadochronowe uprawnienia w Polsce. Dodatkowo miał możliwość szkolenia innych ze skoków tzw. metodą na linę. W niedzielę wraz z innymi ośmioma osobami wsiadł do samolotu na lotnisku w Pile. Na wysokości 2 tys. metrów nad ziemią rozpoczęły się skoki. Stanisław był odpowiedzialny tego dnia za wyrzut wszystkich skoczków z samolotu. Z maszyny mężczyzna wyskoczył jako ostatni. W trakcie lotu razem ze swoim kolegą zrobili tzw. zejście, czyli zwróceni twarzami do siebie chwycili się za ręce. Na wysokości około 1,3 tys. metrów zdecydowali o rozejściu się i odwrócili się do siebie tyłem. Stanisław spadał w tzw. tracku, czyli chciał odlecieć od drugiego skoczka, aby zachować wyższy poziom bezpieczeństwa w trakcie otwierania spadochronu. To wszystko wiemy z rozmów ze świadkami wydarzenia oraz osobami będącymi tego dnia na lotnisku. - W momencie odejścia jego sylwetka delikatnie się zdestabilizowała, co mogłoby świadczyć o tym, że w tym momencie stracił przytomność - mówi w rozmowie z Interią Michał Żmuda, prezes Związku Polskich Spadochroniarzy w Poznaniu. Chwilę później mężczyzna z dużą siłą uderzył w ziemię. Z ustaleń Interii wynika, że śledczy na miejscu stwierdzili, że żaden z dwóch spadochronów (główny i zapasowy - przyp. red.) nie został przez Stanisława otwarty. Wypadek w Pile. Nie żyje spadochroniarz Wojciech Zeszot, oficer prasowy policji w Pile w rozmowie z Interią mówi, że jest za wcześnie, aby odpowiedzieć na pytanie, co dokładnie wydarzyło się podczas lotu. - W poniedziałek ma odbyć się sekcja zwłok mężczyzny - wyjaśnia rzecznik policji. W chwili, kiedy doszło do tragedii, naprzeciwko lotniska przy hangarze odbywał się pokaz myśliwca MiG, który niedawno został sprowadzony do miasta. W prezentacji wzięło udział kilkanaście osób. - W trakcie wydarzenia można było przyjrzeć się latającym paralotniarzom i spadochroniarzom, którzy wyskakiwali z samolotu. - relacjonuje jeden ze świadków wydarzenia. W pewnym momencie, gdy samolot wylądował, przyjechała policja i straż pożarna na sygnałach. Niestety nie przerwano wydarzenia i do samego końca nie zostaliśmy poinformowani, co się stało na lotnisku. O tragicznych okolicznościach dowiedziałem się dopiero kilka godzin później z mediów. - dodaje. Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: dawid.serafin@firma.interia.pl *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!