"To nie teatr, tylko trudna sytuacja"
Kampania wyborcza to pokazywanie różnic i krytykowanie. Natomiast tworzenie koalicji to szukanie kompromisu - mówi Kazimierz Marcinkiewicz, kandydat PiS na premiera, gość Kontrwywiadu Kamila Durczoka w RMF FM.
Kamil Durczok: Wczoraj przez 1,5 godz. rozmawiał pan o liście, jaki Jan Rokita wysłał do pana rano. To przyjemna lektura, ciekawa rozmowa?
Kazimierz Marcinkiewicz: Tak. List jest dobry. Z resztą to jakiś powrót, bo już ludzie listów nie piszą, tylko sms-y. Trudno ułożyć program rządu sms-ami.
Zwłaszcza, jak nie można się do siebie dodzwonić. Zdaje się, że jakieś kłopoty z komunikacją państwo mają?
Listami nam się udaje, telefonicznie również. To są na razie podstawowe elementy i wielka spójność. Przypomnę, że dzień wcześniej otrzymałem kodeks prezydencki.
Złośliwi mówią, że dostał pan instrukcję obsługi od Lecha Kaczyńskiego.
Jeśli tak to traktować, to jest to instrukcja dla rządu bardzo ważna, bo ona opisuje zachowanie wszystkich ministrów, wiceministrów i innych osób, które są przy rządzie, w odniesieniu zarówno do spraw rządowych, jak i do spraw na styku rządu i spraw prywatnych. To jest bardzo ważne, bo to jest w Polsce nie uregulowane. Nie mamy także zwyczajów, czy też mamy zwyczaje, które są, są bardzo złe.
Dla pana to była dobra lektura, a Rokita chodzi i mówi, że się podjął straceńczej misji. Trudno nie zauważyć, że panowie odgrywają jakiś teatr.
Myślę, że to nie jest teatr, tylko bardzo trudna sytuacja. Nie z naszej winy - zwracaliśmy parę miesięcy temu na to uwagę prezydentowi Kwaśniewskiemu, że połączenie tych dwóch spraw będzie po prostu niemożliwe.
To wygodne tak tłumaczyć. Natomiast to jest tak, że PO chce z PiS-em, PiS chce z PO, a od 10 dni panowie chodzą, naradzają się, kłócą albo się spotykają. Czy pan uważa, że to jest czytelne dla wyborców?
To nie jest czytelne dla wyborców, ale kampania wyborcza to pokazywanie różnic i krytykowanie. Natomiast tworzenie koalicji to szukanie kompromisu. Tych dwóch rzeczy naraz zrobić się nie da.
To może trzeba przestać udawać i powiedzieć: dobrze, spotykamy się po 23 października - po wyborach prezydenckich - i wtedy będziemy rozmawiać rzeczowo i konkretnie?
Prawie tak będzie, oprócz tego, że nie chciałbym zmarnować tego czasu. Stąd tak bardzo nalegałem na Platformę Obywatelską, żeby przedstawiła kandydata na wicepremiera. Teraz właśnie możemy we dwójkę, spokojnie, bez fleszów, spotkać się i rozmawiać na tematy absolutnie merytoryczne.
Rokita w liście pisze o pomysłach na nowy rząd. Jak bliskie są to panu pomysły?
Są bardzo bliskie. Różnic jest niewiele. Niewiele jest też braków, ale takie są. To powoduje, że moja odpowiedź na ten list będzie zawierała tylko uzupełnienia do tego projektu.
Bliskie? "Każdy podatnik do programu rządowego PiS-u musiałby dopłacić 900 zł. To program przedwyborczy" - to jest opinia Jana Rokity o pańskich pomysłach. To dobra podstawa do rozmów.
Donald Tusk mówił o 800 zł. Widzę, że mają różnych ekspertów i różne obliczenia. Nasz program jest policzony przez bardzo dobrych ekonomistów, specjalistów w tych dziedzinach. To jest program, który może kosztować ok. 12 mld zł.
I zaręcza pan, że się składa, jak z jednej strony jest więcej aktywności państwa w inwestycjach zwłaszcza w budownictwie, a z drugiej strony niższe podatki. Jak pan chce to zbilansować?
To jest bilansowane w ciągu trzech lat, może czterech, jak będzie taka potrzeba. To nie są koszty dla budżetu państwa duże. Przypomnę, że dwa lata temu wprowadziłem poprawkę na 1,5 mld zł, ścinającą środki specjalne dla administracji. Administracja bez tych pieniędzy przeżyła, jak pączek w maśle, bez żadnych problemów.
Tak, ale to jest 1,5 mld zł, a pan mówi o 12-14 mld zł.
To była tylko jedna poprawka do jednego budżetu.
Czy minister Gronicki tego nie widzi? To takie proste - jak pan mówi, aż podejrzanie proste.
Proste sprawy są najlepsze i najbardziej efektywne. Budżet jest naprawdę źle tworzony. On jest tworzony tak samo od 30 lat i dlatego ma różne zakładki - są środki na rzeczy, których już nie ma. Budżet zawiera właśnie takie zapisy.
Nie zastanawia pana, że jak pan już ochłonie z tego politycznego szaleństwa, które się toczy, że skoro on jest od 30 lat taki sam, to może jest coś na rzeczy? Może każdy minister finansów, który przed wyborami opowiada rozmaite historie, gdzie znajdzie pieniądze, to jak wchodzi do budynku przy ul. Świętokrzyskiej, to się nagle okazuje, że to nie jest wszystko takie proste?
Ogarnia go bezwład urzędniczy.
A pan sobie z tym poradzi?
Oczywiście. Wreszcie to trzeba zmienić. My zrobimy budżet zadaniowy.
I tak pan mówi: "Polityka pieniężna i finansowa nie tylko dla inflacji, także dla rozwoju. Eksport musi być opłacalny. Stopy muszą być niższe. 3 mln mieszkań w ciągu 8 lat" - dla każdego coś miłego?
Nie dla każdego coś miłego, bo oczywiście administrację będziemy cieli nieubłaganie; będziemy czynili państwo tańszym; będziemy likwidowali agencje i fundusze - jeszcze w tym roku.
I powoływali nowy Urząd Antykorupcyjny i jeszcze wiele innych instytucji?
Będziemy to robić właśnie po to, by pilnować administracji. Jeśli głównym problemem Polski obok biedy i bezrobocia jest właśnie korupcja, to musimy stworzyć dobrą, sprawną, uczciwą administracje i jednocześnie zdjąć ten naddatek korupcyjny. Ta agencja będzie nas pilnowała.
Bo to łatwo panie pośle powiedzieć; gorzej powiedzieć, co zrobić ze służbą zdrowia?
Służbę zdrowia także poprawimy. Tu rzeczywiście rewolucji wielkich być nie może, ale koszyk usług stworzymy. Poprawimy dostęp do specjalistów i szpitalnictwa.
I nie będziemy słuchać, co mówią w tej sprawie koledzy z Platformy Obywatelskiej, bo oni mają zupełnie inne pomysły?
Będziemy słuchać - oni też chcą, by było dobrze, a nie tylko lepiej. Wybierzemy pomiędzy tymi dwoma drogami tę, która doprowadzi nas szybciej do sukcesu.
Ustalił pan z Rokitą, jakie dostanie ministerstwo?
Nie rozmawiamy o personaliach, absolutnie.
Właśnie takiej odpowiedzi się spodziewałem. Dziękuję bardzo.
Posłuchaj wywiadu: