Piotr Wawrzyk: Ze strony senatorów liczę na poczucie odpowiedzialności za państwo
- Potrzebujemy aktywnego rzecznika praw obywatelskich, który będzie się starał doprowadzić do konsensusu i dialogu. Moją zasadą zawsze było negocjowanie do skutku. Kluczowa jest rozmowa - mówi Interii wiceszef MSZ Piotr Wawrzyk, kandydat PiS na rzecznika praw obywatelskich.
Łukasz Szpyrka, Interia: Kiedy dostał pan propozycję kandydowania na RPO?
Piotr Wawrzyk: Nie planowałem kandydowania na urząd RPO po zakończeniu kadencji przez Adama Bodnara. Decyzję podjąłem niedawno.
Kiedy to było?
- Niedawno, bo uważam, że obywatele muszą mieć swojego rzecznika. Przedłużająca się sytuacja, kiedy nie ma rzecznika, jest zła dla państwa i obywateli. Kto mi to zaproponował? Pozwoli pan, że to już pozostanie "kuchnią".
Dlaczego zgodził się pan kandydować?
- Od kilku miesięcy mamy problem z wyborem rzecznika. Uważam, że taka sytuacja nie może dłużej trwać. Uważam, że mam do tego urzędu odpowiednie kompetencje, bo zajmuję się prawami człowieka w MSZ. Niezależnie od tego, trudnię się zawodowo tą problematyką w ramach pracy naukowej. Dlatego zdecydowałem się kandydować.
Wspomniał pan, że Polska potrzebuje RPO. Dlaczego pan miałby być dobrym rzecznikiem?
- Brak rzecznika paraliżuje ten urząd. Rzecznik, szczególnie w obecnej sytuacji, kiedy dochodzi do wielu konfliktów społecznych, po prostu musi pełnić swoją rolę aktywnie. Formalnie mamy rzecznika, ale wiemy, że jego kadencja dobiegła końca. W moim przekonaniu potrzebujemy aktywnego rzecznika, który będzie się starał doprowadzić do konsensusu i dialogu. Moją zasadą zawsze było negocjowanie do skutku. Kluczowa jest rozmowa. Na dzisiejsze czasy potrzebujemy rzecznika, który potrafi dyskutować, przekonywać obydwie strony, by usiadły do rozmów, a także zakończyć te rozmowy pozytywnym efektem. Uważam, że jestem w stanie tak działać i dlatego byłbym dobrym rzecznikiem.
W Sejmie większość ma PiS, w Senacie opozycja. Potrzebuje pan akceptacji obu izb, by zostać wybranym na ten urząd. Jak przekona pan Senat do swojej kandydatury?
- Niezależnie od barw politycznych w interesie wszystkich jest, by Polska miała rzecznika. Liczę, że w Senacie znajdzie się dla mnie poparcie. Będę rozmawiał ze wszystkimi klubami i kołami w Sejmie i Senacie. Deklaruję, że spotkam się osobiście ze wszystkimi. Liczę, że to, co będę mówił, przekona także senatorów spoza PiS do poparcia mojej kandydatury. Poza warstwą merytoryczną liczę na poczucie odpowiedzialności za państwo ze strony senatorów.
Dwa razy głosowaliście nad kandydaturą Zuzanny Rudzińskiej-Bluszcz. Sytuacja była dokładnie taka sama - stanowisko rzecznika nie było obsadzone. Gdzie wówczas było "poczucie odpowiedzialności za państwo" ze strony posłów PiS?
- To, że pani Zuzanna Rudzińska-Bluszcz nie została wybrana, świadczy tym bardziej o tym, że teraz ten rzecznik jest jeszcze bardziej potrzebny. Stało się, jak się stało. Nie ukrywam, że te dwa negatywne głosowania skłoniły mnie do kandydowania.
Jak pan głosował?
- Przeciwko tej kandydaturze.
Dlaczego?
- Uważam, że nie jest to osoba, która może stanąć ponad podziałami.
Pan jest w stanie stanąć ponad podziałami?
- Nie tylko to deklaruję, ale będę się starał, by do tego zdania przekonać innych. Pełniąc urząd wiceministra spraw zagranicznych tak właśnie starałem się działać. Tak też uważam, powinna wyglądać rola rzecznika praw obywatelskich. Bo prawa obywatelskie i prawa człowieka nie mają barw partyjnych.
Ma pan legitymację partyjną?
- Nie jestem członkiem Prawa i Sprawiedliwości. Ostatnią partią, w której byłem kilkanaście lat temu, było Polskie Stronnictwo Ludowe.
Wicemarszałek Senatu Michał Kamiński mówi: "Rząd, który w dziedzinie praw człowieka jest w sporze niemal z całą Europą, chce zrobić swojego wiceministra spraw zagranicznych rzecznikiem praw obywatelskich. To jest kpina".
- Do moich kompetencji należą prawa człowieka w wymiarze pozaunijnym. A w tym zakresie nie mam sobie nic do zarzucenia. Jesteśmy wiodącym krajem, mamy świetne relacje z instytucjami, które zajmują się prawami człowieka. W niektórych aspektach, szczególnie w ramach Rady Europy, nasze rozwiązania podawane są jako wzór. To akurat powinno być dla mnie liczone in plus.
Cezary Tomczyk nazywa pana "rzeźnikiem praw obywatelskich".
- Te wszystkie komentarze teraz mają jedno do siebie - są obarczone dużymi emocjami. Gdy pierwsze wrażenia opadną, będzie nam się lepiej rozmawiać. Będę chciał spotkać się ze wszystkimi klubami i kołami w parlamencie. Mam nadzieję, że uda nam się porozmawiać bez emocji i powiem, w jaki sposób wyobrażam sobie ten urząd. Jestem przekonany, że po tych rozmowach takie określenia nie będą padały.
Jak ocenia pan kadencję Adama Bodnara?
- Każdy rzecznik po transformacji ma swój dorobek. Zwracam uwagę, że zagadnieniem do którego szczególną wagę przykładał Adam Bodnar, była kwestia krajowego mechanizmu prewencji tortur. W tym zakresie należy zaliczyć to do jego sukcesów. Inna sprawa, że w moim przekonaniu rzecznik powinien skupiać się na rozwiązywaniu konkretnych spraw a jednocześnie unikać angażowania w bieżące spory polityczne. Czy to o charakterze ogólnym, czy konkretnych spraw obywateli. To główna funkcja rzecznika. Mam wątpliwości, czy zawsze tak było podczas tej kadencji.
Rozmawiał Łukasz Szpyrka