11 marca w wieku 93 lat zmarł mąż, tata i dziadek Zygmunt Milewski. Wyprowadzenie ciała z domu zaplanowano na wtorek, godzinę 13:40. 20 minut później miała się odbyć msza święta oraz pochówek na cmentarzu w Cimochach w powiecie oleckim. Rodzina umówiła się z proboszczem, że odbierze go spod kościoła o godzinie 13:30. - Zadzwoniliśmy też, żeby wiedział, że już wujek po niego jedzie. Nie odbierał telefonu - opowiada Interii członek rodziny. Jak relacjonuje, telefon odebrał dopiero od pracownika zakładu pogrzebowego. - Brzmiał, jakby dopiero się obudził. Mówiliśmy, że czekamy na niego, a on pytał, gdzie czekamy. Nie dało się z nim rozmawiać. Później zaczął powtarzać "już jadę, już jadę", kiedy to my od początku mieliśmy go odebrać, więc czemu sam chciał gdzieś jechać? - zastanawia się kobieta. I podkreśla: - Ludzie ze wsi już sami zaczęli mówić: pewnie sobie wypił. My cały czas nie wierzyliśmy, że coś takiego mogło się wydarzyć. Proboszcz przyjechał do domu żałobników. "Ledwo wysiadł z auta" Zięć zmarłego 93-latka podjechał pod kościół. - Wujek zadzwonił i przekazał nam, że proboszcz jest nietrzeźwy. Ledwo wyszedł z plebanii. Podziękował mu i powiedział, żeby nie przyjeżdżał do domu, gdzie wszyscy oczekiwaliśmy na wyprowadzenie - opowiada dalej osoba z rodziny. Rodzina zaczęła poszukiwania nowego księdza. Na pogrzeb czekało blisko 50 osób, w tym żona zmarłego, która bardzo źle znosiła całą sytuację. - Babcia ma problemy z sercem. Baliśmy się, że coś się jej stanie - wyznaje nasza rozmówczyni. Zastępstwo udało się znaleźć, kobieta wsiadała już w samochód, aby odebrać księdza z sąsiedniej parafii.ZOBACZ: Gniezno: Ksiądz nie przyszedł na pogrzeb Wtedy na posesji pojawił się ksiądz proboszcz. - Przywiózł go inny mieszkaniec samochodem. On nie mógł z niego wysiąść. Wstawał z siedzenia trzy razy. Czerwony na buzi, spuchnięty, czuć było od niego alkohol. Był ubrany w szaty i chciał pogrzeb prowadzić. Jakby nic się nie stało - relacjonuje. Rodzina podeszła do proboszcza i prosiła, aby wsiadł do samochodu i odjechał. Miał odmówić. - Wujek się zdenerwował i padły gorzkie słowa. Był bardzo zdenerwowany, że tak ksiądz proboszcz zbezcześcił zmarłego człowieka. Ostatecznie został wepchnięty do samochodu i odjechał - dodaje. 1700 zł za pogrzeb Rodzina pojechała po księdza z sąsiedniej parafii. W kościele okazało się jeszcze, że proboszcz nie zorganizował organisty. - Na ostatnią chwilę musieliśmy kogoś szukać. A proboszcz chciał od nas 1700 zł za organizację pogrzebu. Dał jeszcze nam skrzyneczkę do postawienia w kościele "na mszę". Tak się robi, bo jedni wolą dać kwiaty, inni kopertę dla rodziny. Ale właśnie - dla rodziny, a nie dla księdza - komentuje. Pogrzeb się odbył, ale, jak mówi nam kobieta, odebrano rodzinie możliwość spokojnego pożegnania bliskiej im osoby. - Jest nam niezwykle przykro, że doszło do takiej sytuacji. W dniu, w którym byliśmy pogrążeni w żałobie. Nigdy nie zapomnimy tego, jak bezczelnie zachował się ksiądz proboszcz - opowiada. Całe zdarzenie zostało zgłoszone ełckiej diecezji. - Oczekujemy, że proboszcz odpowie za swoje zachowanie. To jest skandal, że nikt się jeszcze tym księdzem nie zajął - dodaje nasza rozmówczyni. Po tym, jak opublikowała w mediach społecznościowych pismo wysłane do kurii, odezwało się do niej co najmniej kilka osób. - Opowiadali mi podobne historie, również z innych parafii - mówi kobieta. - Myślę, że problem z tym księdzem był od dawna, ale albo ludzie bali się zgłaszać różne zdarzenia, albo to było tuszowane. Wcześniej jak był proboszczem w sąsiedniej parafii też miał odprawiać pijany mszę pogrzebową. Później został przeniesiony do nas. Tu jest proboszczem od około dwóch lat - wskazuje. Proboszcz odwołany Jak informuje Radio 5, biskup Jerzy Mazur usunął księdza proboszcza z parafii w trybie natychmiastowym. - Wszystko wskazuje na to, że tego dnia duchowny mógł być pod wpływem alkoholu. Takie zachowanie jest naganne i niedopuszczalne. Wyrządził wielką szkodę wiernym i Kościołowi. Jest mi bardzo przykro z tego powodu - powiedział lokalnym dziennikarzom ks. Marcin Maczan, kanclerz ełckiej kurii. Interia również zwróciła się do kurii z prośbą o odniesienie się do sprawy. Do momentu publikacji artykułu odpowiedzi nie otrzymaliśmy.CZYTAJ TEŻ: Kto straci na "dojeżdżaniu" Jana Pawła II Nasza rozmówczyni decyzję o odwołaniu księdza komentuje Interii następująco: - Mam nadzieję, że "usunięcie z parafii" nie oznacza znalezienia mu nowej, tym razem dalej, żeby sprawę wyciszyć. Nie chcemy, aby taka sytuacja się kiedykolwiek powtórzyła. Po tym, co zrobił i ile potknięć mu się zdarzyło, powinien być zawieszony w kwestii wykonywania obowiązków księdza i mieć zakaz udzielania wszelkich sakramentów. Kobieta wskazuje też, że rodzina nadal nie otrzymała przeprosin. Zadzwoniliśmy też do księdza proboszcza. Kiedy usłyszał, że ma do czynienia z dziennikarką od razu się rozłączył.