Przegrywamy, przegrzaliśmy temat, daliśmy wrogowi paliwo, trzeba to wyciszyć - takie głosy coraz częściej słychać w sprawie historycznej awantury, która nastąpiła po książce Ekke Overbeeka na temat Jana Pawła II. Trudno sobie wyobrazić by w ten sposób rozmawiali jacyś badacze, czy inni ludzie, którzy chcą ustalić prawdę historyczną. Wyobrażacie sobie na przykład naukowców, którzy zajmują się rządami Mieszka I, że stwierdzają "przesadziliśmy z tym handlem niewolnictwem, ludzie mogą go zacząć nie lubić, musimy teraz zająć się innym tematem". Albo by śledczy badający okoliczności stwierdził: "to nie wpłynie na wynik wyborów jak chciałem, muszę trochę złagodzić zarzuty". Ludzie, którzy chcą dotrzeć do prawdy, tak się nie zachowują. Tak się zachowują propagandziści i politycy. Pedofil powszechny A przecież nie oznacza to, że tematu nie ma. W Kościele katolickim - jak w wielu innych wielkich organizacjach - istniał problem pedofilii. Istniał on też w szkołach, sporcie i środowiskach artystycznych. Niegdyś był powszechny, bo bardziej akceptowany. A jeśli ma ktoś wątpliwości, to proszę o podróż na moment w przeszłość. Czy w podstawówce, klubie sportowym, zespole, nie zdarzył się taki pan (lub rzadziej pani), którego dzieci, szczególnie dziewczynki, omijały szerokim łukiem i wiadomo było, że lepiej nie było z nim zostawać samemu? O którym wszyscy wiedzieli, że jest coś nie tak? O osobach o skłonnościach pedofilskich wiedziano w przeszłości, ale je często akceptowano, nie zwalczano tego zjawiska, niestety, tak ostro, jak dziś. Trudno określić, gdzie skala była większa, ale w jednym się zgodzę z przeciwnikami Kościoła. On powinien być czystszy pod tym względem niż inne instytucje. A był zapewne podobny, może niekiedy lepszy, może gorszy. Na tym tle, wskazują na to badacze, którzy faktycznie w temacie siedzą, jak choćby Piotr Litka czy Tomasz Krzyżak, Jan Paweł II zachowywał się w sposób, który przekraczał ówczesne standardy. Choć być może nie odpowiadałoby to standardom dzisiejszym. Prezentyści Przeciwnicy papieża i Kościoła w ogóle stosują prosty mechanizm nazywany prezentyzmem, a będący jednym z podstawowych narzędzi rozprawiania się przez lewicę z przeszłością. Przywiązują do niej współczesną miarę. Jeśli chodzi o współczesny standard, przesunięcie osoby podejrzanej o pedofilię, odsunięcie od dzieci itd., byłoby niedostateczne. Dziś taki człowiek powinien, co najmniej, być poddany przymusowemu leczeniu. Zasada prezentyzmu pozwala rozprawić się w gruncie rzeczy z każdą postacią historyczną, wystarczy wspomnieć, że przywódca polski podziemnej Stefan Grot-Rowecki, jeden z największych bohaterów w naszej historii, w podręcznikach pisał jak poradzić sobie z demonstracjami, w których w pierwszym rzędzie idą kobiety. Grot zalecał rzucać granaty za ich plecy, bo tam mogą kryć się strzelcy. Był człowiekiem krwawych rewolucji i powstań, a nie "Solidarności", Mateuszy Kijowskich i strajków klimatycznych. Gdyby przyłożyć do niego współczesną miarę i współczesne realia, podobnie jak wszyscy ważni przywódcy i bohaterowie jego czasu - byłby jakimś zbrodniarzem i okrutnikiem. Hajda na Sapiehę Ekke Overbeek, człowiek, który się z papieżem rozprawiał, w Polsce był reklamowany jako znany holenderski dziennikarz. Tak naprawdę jeszcze dwa miesiące temu był osobą szerzej nigdzie nieznaną, a jedynym jego osiągnięciem była słaba i hagiograficzna książka o Donaldzie Tusku. Wskazuje to dość jasno, że niespełniony profesjonalnie Holender znalazł życiowy punkt zaczepienia i szansę w okolicach jednego z obozów politycznych nad Wisłą. Po książce Overbeeka zaczęła się zaś taka jazda, że już nikt chyba nie miał wątpliwości. Jeśli wczytać się w reklamówki wydawcy książki - spółki Agora - w mediach społecznościowych, a także wsłuchać w wypowiedzi rozmaitych lewicowo-liberalnych publicystów, działaczy i polityków to można odnieść wrażenie, że niemalże Jan Paweł II sam był pedofilem. Zresztą jakiś strasznych doświadczeń miałby dowodzić kontakt z kardynałem Sapiehą, ikoną oporu przeciwko stalinizmowi dziś bardzo ostro zaatakowanego przez przeciwników Kościoła. Oto pedofil, sadysta Sapieha, miał molestować Jana Pawła II, a tego tak to psychicznie pokrzywiło, że krył z kolei kolejnych pedofilów. Wszystko to fantasmagoria pozbawiona jakichkolwiek poważnych podstaw źródłowych. Psychologia z wyprzedaży. Trzeba mocno nienawidzić by coś takiego zmyślić. Muzeum ateizmu A emocje szkodzą. Dziennikarze, politycy, propagandyści, chcący "dojechać Jana Pawła II" dojechali bliską sobie formację polityczną. Polacy są w sprawie papieża, Kościoła i tym podobnych spraw podzieleni trochę jak w polityce. Mniej więcej jedna trzecia jest za, jedna trzecia przeciw, jedna trzecia się waha i to ona ustanawia rząd dusz, jest języczkiem u wagi. Ta niezdecydowana jedna trzecia zobaczyła nie fakty historyczne, a zacietrzewienie i nienawiść. W Platformie Obywatelskiej, gdy jej liderzy już zorientowali się, jaki prezent właśnie zsyłają medialni sojusznicy, poszła instrukcja by w sprawę się nie angażować. Ale było już za późno. Niektórzy, tak zwani "liberalni katolicy", sprowadzający się w gruncie rzeczy do kilku dziennikarzy, którzy kiedyś kochali Marka Jurka czy Ryszarda Legutkę, a teraz pokochali Donalda Tuska, przekonują, że PiS i prawicowe media szkodzą Kościołowi. Tylko jaką on ma alternatywę? Rozmawiać z ludźmi, którzy do żadnej prawdy nie dążą, a po prostu chcą go zaorać? Dla których jedyny dobry ksiądz to taki, co wystąpi z instytucji, a najlepiej taki, który stwierdzi, że Boga nie ma? Dla których dobry Kościół to taki, który przerobiono na knajpę, lewicową świetlicę albo muzeum ateizmu? Zakurzony kolos Efekt jest taki, że Kościołowi PiS czy prawica ogólnie pozostaje jako jedyny obrońca. Niestety nie przed samym sobą, a to dodatkowy problem. Mam poważne wątpliwości w kwestii masowości kościelnej pedofilii. W życiu trafiałem na raczej przyzwoitych księży, a kilku nawet bardzo mądrych. Zdecydowanie obie te cechy znajdowałem częściej wśród duchownych niż pośród dziennikarzy albo polityków. Nie zmienia faktu, że jest to instytucja zmurszała, od niemal dwóch dekad nie radząca sobie z komunikacją z młodym pokoleniem. Ostentacyjna hierarchiczność, trudny język, powolność, brak pomysłu. Polski Kościół czasów Jana Pawła II był potęgą, której podlizywały się nawet środowiska, które - jak się okazuje - w duchu go nienawidziły i czekały na taki moment jak dziś. Przyciągał młodzież, muzyków, ludzi sztuki. Dziś to murszejący, pokryty kurzem kolos, który dla jednych spełnia rolę chłopca, drudzy bronią go z sentymentu, ale nie mają pomysłu jak go na nowo ożywić. Ostatnia awantura, dość jasno pokazująca intencje przeciwników, może go uśpić na kolejne lata, ukryć za coraz słabszą gardą albo pobudzić do działania i wyjścia naprzeciw współczesności. Odważnego, niebędącego rezygnacją z zasad, i będącego przeciwieństwem serwilistycznej wobec wszystkich ostrożności marnego papieża Franciszka. Potrzebują tego nie tylko katolicy, ale i wszyscy ludzie, którzy nie chcą żyć w świecie przygniatających ideologii lub aksjologicznej i życiowej pustki.