Tekst po raz pierwszy ukazał się 18 grudnia 2022 roku. Przypominamy go w ramach cyklu "Najciekawsze 2022".Paulina Sowa, Interia: Problem alkoholizmu często dotyka księży? Prof. Krzysztof Krajewski-Siuda: - Duchowni nie stanowią żadnej osobnej kategorii biologicznej, więc są tak samo narażeni na uzależnienia, jak inni ludzie. Spotkałem w swojej praktyce duchownych uzależnionych od alkoholu, papierosów czy substancji psychoaktywnych, ale też od takich nowych nałogów, jak gry komputerowe, hazard, pornografia, zakupy. Duchowni to nie są żadne anioły, to ludzie jak my wszyscy. Uzależniony ksiądz niczym się nie różni od uzależnionego świeckiego? - Prawie każdy uzależniony ma na początku taką obronę zwaną zespołem iluzji i zaprzeczeń. Nie chce sobie uświadomić, że potrzebuje pomocy, nie szuka jej, broni się przed myślą, że jest uzależniony. Osoba duchowna ma o tyle trudniej, że pełni funkcję społeczną. Oczekuje się od niej, że nie będzie popełniać błędów. Dodatkowo spotykamy się z takim stereotypowym myśleniem, że mężczyzna ma być silny. To kolejna bariera do pokonania w skonfrontowaniu się z chorobą. Pierwszego grudnia w Gdańsku miał miejsce pogrzeb, który odprawiał ksiądz pod wpływem alkoholu. O sprawie zrobiło się głośno, bo chodziło o duchownego? - Dlatego, że chodziło o kogoś, kto jest na świeczniku. Mieliśmy niedawno głośną sprawę z pewnym aktorem, który prowadził samochód pod wpływem alkoholu i sytuacja była taka sama. Wszyscy o niej mówili. Ksiądz, który odprawiał pogrzeb był w pracy, pełnił swoją funkcję. To tak, jakby lekarz chciał operować pacjenta pod wpływem alkoholu. Od duchownego oczekuje się jeszcze, że to nie jest tylko jego praca, ale powołanie, misja; dlatego takie zachowanie szokuje nas bardziej. Oczywiście każda z tych sytuacji jest tak samo godna potępienia. Warto sobie też zadać pytanie, dlaczego do niej doszło. Czy nikt z parafian nie wiedział, że ksiądz jest uzależniony? Taki duchowny nie nadaje się przecież do pracy i musi być skierowany na leczenie albo zostać zawieszonym w swojej funkcji. Z jakimi problemami psychicznymi najczęściej zmagają się duchowni? - Przychodzą na terapię z różnymi problemami, ale mają swoją specyfikę. Pełniona przez duchownego rola jest ważna w zrozumieniu go jako pacjenta, ale przede wszystkim patrzy się na niego, jako na człowieka. Znany jezuita Anthony de Mello mawiał, że kiedy przychodzi do niego prostytutka, to mówi głównie o Bogu, a kiedy ksiądz to o seksualności. Coś w tym jest, bo jedną z kategorii problemów osób duchownych jest nieradzenie sobie ze swoją seksualnością. Druga kategoria to zaburzenia lękowe, które wynikają z pracy pod ciągłą presją i stresem związanym z oczekiwaniami ze strony innych ludzi. Ich zaburzenia lękowe niczym się nie różnią od tych, które spotykamy u osób na wysokich stanowiskach w dużych korporacjach. Księża przychodzą też z zaburzeniami afektywnymi, głównie depresją. Wymieniam oczywiście te, które spotykam najczęściej w swojej praktyce. A zakonnice z czym przychodzą? - Wśród pacjentek mam sporo sióstr zakonnych z zaburzeniami lękowo-depresyjnymi i zaburzeniami snu. Spora grupa to też siostry z poważnymi zaburzeniami osobowości. One również szukają pomocy, a leczenie pozwala im lepiej funkcjonować, poprawia jakość ich życia. W przypadku zaburzeń osobowości leczenie polega zarówno na psychoterapii, jak i farmakologii. W przypadku zakonnic jest o tyle prościej, że jako kobietom łatwiej im jest mówić o swoich emocjach i szybciej zgłaszają się po pomoc. Kilka lat temu na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie organizowałem pierwszą w Polsce konferencję dotyczącą psychoterapii osób duchownych i zakonnic. Jedna z sesji w całości poświęcona była zakonnicom i cieszyła się dużym powodzeniem. Zjawiło się na niej ponad 300 formatorek i przełożonych z różnych zgromadzeń. To znaczy, że im łatwiej jest zgłosić się o pomoc? - Nie zawsze. Zakonnica musi mieć zgodę przełożonej, żeby wziąć udział w psychoterapii, a to nie jest takie oczywiste. Na szczęście zaczyna się to powoli zmieniać i świadomość korzystania z leczenia jest coraz większa. Dlaczego trudno jest taką zgodę uzyskać? - Po pierwsze, to zakon musi ponieść koszty leczenia. Chodzi też o lęk, że jakieś tajemnice zgromadzenia wyjdą na jaw i o to, że na skutek terapii zakonnica zrzuci habit. Stąd też pojawia się pomysł, żeby posyłać je do terapeutów-duchownych. Kolejną przeszkodą dla zakonu jest to, że siostra, która choruje na depresję i nie radzi sobie ze swoimi obowiązkami powinna zostać z nich zwolniona. I tu jest problem, bo nie zawsze ma ją kto zastąpić. Jeśli nie udaje się znaleźć rozwiązania polubownie, to ja takiej pacjentce wystawiam L4 i to zamyka dyskusję z przełożoną. Każdy, kto potrzebuje pomocy i leczenia powinien móc z niego skorzystać. Na terapii porusza pan kwestie duchowości? - Psychiatry nie interesuje duchowość per se, nie może w tę sferę ingerować, ale powinien być nią zaciekawiony. Pytania o sposób przeżywania duchowości można zadać tak samo osobie świeckiej, jak i konsekrowanej. Takie rozmowy są jednym z większych wyzwań dla terapeutów, nie należy się ich jednak bać. Podobnie jest z pytaniami o seksualność duchownych. Nie możemy z góry zakładać, że ta sfera jest zupełnie niezrealizowana i uciekać od tematu. Trzeba sobie też zdawać sprawę z tego, że jeśli duchowny przychodzi na psychoterapie, to nie jest pewne, że skończy ją wciąż będąc duchownym. Często ich kryzys emocjonalny jest też kryzysem wiary. Trzeba to umieć dostrzec i nazwać. Miał pan takie przypadki? - Tak, ale dotyczyło to raczej kleryków, którzy zrezygnowali z formacji. To zdarza się często. Nie dlatego, ze terapia szkodzi powołaniu, ale że pozwala na lepsze rozeznanie sytuacji kryzysowej w jakiej się znaleźli. Dzięki psychoterapii możemy lepiej poznać samych siebie. Zdarza się nawet, że rektorzy czy prefekci seminariów sami sugerują kandydatowi na księdza, by podjął leczenie. Na szczęście przestaje to być tematem tabu.