"Dobrze, że bierze pani taksówkę. Autobusem tam trudno dojechać" - mówi mi pani taksówkarz, która mnie wiezie do Sol de Mallorca. Rzeczywiście to sypialnia niedaleko stolicy wyspy. Same domy, jeden przystanek autobusowy, widać, że mieszkańcy poruszają się samochodami. W Sol de Mallorca spotykam się z Polką, panią Agnieszką. Jest jedną z siedmiu i pół tysiąca naszych rodaków, którzy się przenieśli na Baleary, by tu żyć i pracować. - Budzę się i widzę morze - mówi pani Agnieszka. - Niech pani zrobi zdjęcie tego widoku - dodaje. Za taki widok się płaci. Wynajem domu to koszt rzędu 10 tysięcy euro miesięcznie, czyli jakieś 46 tysięcy złotych. - Pracuję zdalnie, moje biuro jest w salonie - mówi nasza rozmówczyni. Żyje z nieruchomości w Polsce, ale nie tylko, mąż jest biznesmenem. Jeśli się nie musi pracować w Polsce od 9 do 17, to można żyć za granicą. Sąsiadami Polki jest Rosjanin i osoba ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Cudzoziemcy inwestują na Majorce w nieruchomości. To opłacalna inwestycja, ciągle się tu buduje, a ceny rosną. 30 procent mieszkańców Majorki to cudzoziemcy. To najwięcej spośród wszystkich regionów Hiszpanii. Oficjalnie rezydentów, czyli osób, które spędzają tu przynajmniej pół roku, jest na Majorce 220 tysięcy ludzi. To głównie Niemcy i Brytyjczycy. Drugi dom albo korzystniejsze podatki - Szukają drugiego domu, albo jako firmy zmieniają siedziby z Polski na Majorkę ze względów podatkowych. Oczywiście wciąż to Niemcy, Brytyjczycy, Francuzi kupują najwięcej nieruchomości w Hiszpanii, ale liczba Polaków w ostatnim roku też gwałtownie wzrosła - mówi konsul honorowy w Palma de Mallorca Ignacio Fiol. Polaków widać na wyspie, nie tylko w roli turystów. Tych ostatnich w tym roku szacuje się, że przyjedzie ponad ćwierć miliona. Polaków mieszkających na Balearach ze statusem rezydenta, jest około 7500. W ofercie luksus i ponad 300 słonecznych dni w roku Są miejsca, w których cena w ciągu nieco ponad roku potroiła się. To świetna wiadomość dla inwestorów cudzoziemców. Cieszą się z tego Piotr i Lidia, właściciele domów na Balearach, między innymi w Port d' Andratx na Majorce. - Tu jest ponad 300 słonecznych dni w roku, a ja to oferuję klientom - mówi pan Piotr, który wyspę odkrył kilkanaście lat temu. Zainwestował w dom z widokiem na morze. To główny atut nieruchomości, którą nazywa BlueSky, od koloru nieba, który jest też jest znakiem rozpoznawczym Hiszpanii. Willa jest dziś warta kilka milionów euro. Trzeba słono zapłacić za noc, nawet kilka tysięcy euro w sezonie. Bogatych, którzy chcą skosztować dobrej pogody i wygodnej miejscówki, nie brakuje. Hiszpanie zaczęli oferować Europejczykom słońce w latach 80-tych, gdy nastała moda na opalanie się i śródziemnomorski styl życia. Brytyjczycy czy Niemcy oraz Skandynawowie, których kraje mają mniej słoneczne położenie geograficzne, szybko polubili południe. Gdy Polska weszła do Unii Europejskiej, do tego grona dołączyli i Polacy. Klęska urodzaju Teraz ta popularność Hiszpanii staje się problemem. Według danych firmy deweloperskiej Sonneil w Alicante na Costa Blanca oraz w Maladze na Costa del Sol jest najwięcej apartamentów lub domów należących do cudzoziemców. W 2022 roku cudzoziemcy kupili najwięcej nieruchomości w historii Hiszpanii - niemal 89 tysięcy. W Alicante sprzedaż wzrosła o 68 procent, w Maladze - 54 procent w stosunku do 2021. Lawinowy wzrost zakupu nieruchomości przez cudzoziemców doprowadził do spekulacji i takiego wzrostu cen metra kwadratowego, że na mieszkanie nie stać coraz częściej klasy średniej, nie wspominając robotniczej. Carles Mulet z partii Mes Compromis z Walencji przedłożył projekt ustawy zakazującej kupno nieruchomości w Hiszpanii osobom, które nie uzyskały statusu rezydenta, z wyjątkiem tych, którzy mają pozwolenie o pracę oraz uchodźców. Policjantów ze świecą szukać. "Do fryzjera lecę do Polski" Wysokie ceny nieruchomości złoszczą zwykłych Hiszpanów. - Pani wie, że nie można tu znaleźć policjanta? Dlatego że nikt nie chce w tym zawodzie pracować, 80 procent pensji musiałby wydawać na wynajem mieszkania. Tak ceny poszły w górę - mówi z żalem pani taksówkarz. Gdy wracamy z Sol de Mallorca, pokazuje mi osiedle w głębi, na uboczu. Widać, że biedne. - Tam mieszkają biedni, robotnicy. Powstały takie enklawy, dla bogatych nad morzem, najczęściej cudzoziemców i biednych robotników na obrzeżach - wskazuje. Ogólnie jest problem z szeroko pojętym usługami. - Nie chcę, żeby to zabrzmiało snobistycznie, ale do fryzjera lecę do Polski. Po prostu tu nie ma takich, do jakich jestem przyzwyczajona - zauważa pani Agnieszka. Jest za to wiele połączeń tanich linii z Majorką. - Tu jest spora nisza dla zawodów szeroko rozumianej branży beauty, dla kosmetyczek, fryzjerów, manicurzystek, trenerów personalnych. Cena żywności jest podobna do tej w Warszawie, tylko nieruchomości droższe - wskazuje. A na to trzeba już mieć pieniądze. Joanna Dressler