Za program "Mój rower elektryczny" odpowiada Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Zgodnie z założeniami: Podstawowym celem ma być zmniejszenie niskiej emisji. Krótko mówiąc, ludzie przesiadają się z samochodów na rowery, ograniczając w ten sposób ilość spalin;Beneficjenci programu otrzymają "bezzwrotną formę dofinansowania", na co najmniej 46 tysięcy pojazdów w skali kraju;Program zostanie sfinansowany ze środków unijnych. To 300 mln złotych z Funduszu Modernizacyjnego;Wsparcie przewidziano na lata 2025-2029. Brzmi zachęcająco. Państwo dopłaca do rowerów elektrycznych, a obywatele przesiadają się na zdrowszy i bardziej ekologiczny środek transportu. Problem w tym, że rowery elektryczne nie są tanie, a wymienione w projekcie "dofinansowanie" nie jest określeniem precyzyjnym. Dofinansowanie na rower elektryczny nie dla wszystkich Na sprawę dopłat uwagę zwróciła między innymi posłanka Paulina Matysiak. Opisała uwagi jednego z mieszkańców województwa łódzkiego, który "słusznie zastanawia się, czy aby ten program nie jest skierowany głównie do zamożnych mieszkańców dużych miast". Zgodnie z projektem opublikowanym przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska na nowy rower elektryczny będzie można dostać dopłatę do 50 proc. kosztów pojazdu, ale nie większą niż pięć tysięcy złotych. W przypadku roweru elektrycznego cargo oraz wózka rowerowego, dopłata to również 50 proc., ale nie więcej niż dziewięć tysięcy. Teraz informacja najważniejsza. "Dofinansowanie będzie wypłacone tylko w formie refundacji po zakupie pojazdu" - czytamy w projekcie. "To sprawia, że osoby mniej zamożne, czyli głównie z mniejszych miast i wsi, będą miały problem, aby za jednym razem zapłacić całą kwotę i dopiero potem czekać na zwrot połowy kosztów" - argumentowała Matysiak. Posłanka dodała, że problem finansowania programu nakłada się na kłopoty z wykluczeniem komunikacyjnym w małych miastach i wsiach. Rower elektryczny mógłby być ratunkiem dla tych, którzy nie mogą prowadzić albo nie stać ich na samochód. Niestety rowery elektryczne nie są tanie. Ceny najprostszych modeli zaczynają się od trzech tysięcy złotych. Całą fakturę trzeba będzie zapłacić samemu, dopiero później pomoże państwo. Projekt do zmiany 18 lipca zakończyły się konsultacje społeczne do programu "Mój rower elektryczny". O uwagi dotyczące systemu finansowania dopłat zapytaliśmy w resorcie środowiska. - Teraz NFOŚiGW będzie musiał mieć chwilę na przeanalizowanie uwag i opinii, które pojawiły się podczas konsultacji. Potem będą podejmowane dalsze decyzje - zaznacza rzecznik MKiŚ Hubert Różyk. - Absolutnie nikt w NFOŚiGW nie jest przekonany, że ta instytucja, mówiąc kolokwialnie, zjadła wszystkie rozumy, więc wszystkie postulaty, które będą dotyczyły racjonalnych zmian w projekcie programu, jak najbardziej będziemy brali pod uwagę - zapewnia Różyk. Potrzebę zmiany dostrzega też doktor Michał Beim z Instytutu Sobieskiego. - Oczywiście można mówić, że refinansowanie jest najczęściej stosowaną metodą, bo z fotowoltaiką też trzeba było najpierw ją zainstalować, a potem czekać czy się dostanie dofinansowanie. Natomiast jest duże ryzyko wykluczenia jeśli chodzi o dochody. Posłanka Matysiak ma rację co do zasady, że to powinno być realizowane na zasadzie uzyskania promesy, być może vouchera, z którym będzie można udać się na zakup - mówi Interii ekspert w dziedzinie transportu. "Mój rower elektryczny". Dla kogo program? - Ogólnie idea jest bardzo dobra, bo wszelkie badania pokazują, że rower elektryczny ma duży potencjał w zastępowaniu samochodów - zaznacza Beim. - Zwłaszcza w pewnych grupach wiekowych. Senior, który dojeżdża samochodem cztery kilometry, to rower może być dla niego zbyt dużym wysiłkiem. W przypadku roweru elektrycznego zmiana zachowań jest jak najbardziej uzasadniona. Takich grup wiekowych, ale też rozlokowanych geograficznie na przykład na terenach pagórkowatych, jest bardzo wiele - podkreśla nasz rozmówca. Biorąc pod uwagę założenia projektu, wydaje się, że program ma przede wszystkim pomóc w redukcji szkodliwych spalin na ulicach aglomeracji. - Największy efekt ekologiczny będzie uzyskany w miastach, bo nie tylko spada problem emisji gazów cieplarnianych, czyli dwutlenku węgla, ale przede wszystkich emisji bardzo uciążliwych na obszarach silnie zurbanizowanych, takich jaka hałas, tlenki azotu, tlenki siarki - wskazuje Beim. - Z drugiej strony na wsiach mamy sytuację ludzi, którzy dojeżdżają pracować do drugiej wsi siedem-osim kilometrów i rowerem elektrycznym to jest naprawdę niewielki wysiłek. Rowery elektryczne redukują wysiłek mniej więcej o połowę. Jeżeli ktoś przy swojej kondycji może przejechać dwa kilometry, to na elektryku przejedzie cztery. Na obszarach pozamiejskich też to ma bardzo duży sens - dodaje. Polska rowerowa. Wyzwania i szanse By jednak program był skuteczny, potrzebna jest odpowiednia skala. Czy 300 milionów złotych wystarczy? Michał Beim podkreśla, że w tej chwili trudno to ocenić i potrzebna jest obserwacja zainteresowania, kiedy rządowe wsparcie zacznie już działać. - Nie zamykałbym furtki na kontynuację. Obserwowałbym jak zareaguje rynek. Jesteśmy w takiej sytuacji, jak wiele państw Europy Zachodniej było kilkanaście lat temu, gdzie testowano zainteresowanie programem. W Niemczech organizowały to landy i na przykład w Dolnej Saksonii wszystkie wnioski rozeszły się w kilkanaście minut, ale są też kraje gdzie program funkcjonuje na bieżąco - wskazuje. - Jest w polskich miastach ogromny wzrost zainteresowania ruchem rowerowym. W Poznaniu 10 proc. wszystkich podróży wewnątrzmiejskich odbywa się na rowerze. To jest oczywiście zróżnicowane w zależności od infrastruktury rowerowej. W przypadku Warszawy, gdzie jest genialna komunikacja miejska, to ruch rowerowy jest słabszy. Ważna byłaby deklaracja ze stronu rządu, że jeśli program się przyjmie, to będzie kontynuowany - podkreśla ekspert Instytutu Sobieskiego. Wskazuje też, że kontynuacje projektu mogłyby funkcjonować na podobnych zasadach jak w przypadku samochodowego programu "Mój elektryk", który regularnie ma kolejne edycje. Szczególnie, że rowery elektryczne są szansą nie tylko dla ekologii. - Polska w rowerach elektrycznych jest dość silna. Jest wielu mniejszych i większych wytwórców rowerów elektrycznych, zwłaszcza cargo. Jeśli spojrzymy dalej, to większość rowerów w Europie Zachodniej jest wyposażone w systemy napędu Boscha. Te systemy mają baterie - czyli najdroższy element, produkowane w Polsce - zaznacza Beim. Rowery elektryczne będą wymagały też przygotowania na poziomie społecznym i infrastrukturalnym. Tak, by ich użytkowanie ułatwiało ludziom życie, a nie generowało problemy. Tutaj pojawia się kwestia ładowania pojazdu. - Większość rowerów elektrycznych ma wyjmowany akumulator. To taka duża butelka. I w krajach Europy Zachodniej często ten akumulator można podładować u pracodawcy. Ale zdarzają się też inicjatywy, że w miastach stoją szafki, gdzie można akumulator włożyć i zamknąć, tak jak w szafkach w marketach - wyjaśnia nasz rozmówca. - Projekt jest z dużym potencjałem, ale wiadomo, że detale są bardzo ważne, bo detalami można zabić nawet najwspanialsze idee - podsumowuje Michał Beim. Jakub Krzywiecki --- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły