Golbik: Musimy doprowadzić do zjednoczenia opozycji przeciwko PiS
Od początku miałam wizję Nowoczesnej jako partii liberalnej, nastawionej na gospodarkę, a nie zajmującej się pobocznymi tematami, ale z biegiem czasu coraz mocniej zaczęto skupiać się na kwestiach światopoglądowych. To kluczowa przyczyna wszystkich późniejszych wydarzeń - mówi w rozmowie z Interią Marta Golbik, jedna z czwórki posłów, którzy przeszli z Nowoczesnej do Platformy Obywatelskiej.
Aleksandra Gieracka, Interia: Minął miesiąc odkąd odeszła pani z Nowoczesnej. Jak się pani odnajduje w szeregach PO?
Marta Golbik, posłanka PO: - Bardzo dobrze. W Platformie mam możliwość zajmowania się sprawami gospodarczymi i europejskimi. To te obszary poselskiej aktywności, na których się skupiam. Za bardzo ważne uznaję przyjęcie prof. Andrzeja Rzońcy jako osoby odpowiedzialnej za program gospodarczy. Przy współpracy z tak dobrym ekspertem będę mogła lepiej realizować swoje pomysły.
Idąc do wyborów pod szyldem Nowoczesnej też przekonywaliście, że skupicie się na sprawach gospodarczych, że będziecie stać po stronie przedsiębiorców.
- Takie było założenie, ale w praktyce - z biegiem czasu - Nowoczesna zaczęła się coraz mocniej skupiać na tematach światopoglądowych. To stanowiło istotny problem i stało się kluczową przyczyną wszystkich późniejszych wydarzeń.
A nie przeszkadza pani "konserwatywna kotwica" PO w kwestiach światopoglądowych, którą zapowiadał Grzegorz Schetyna?
- Mam świadomość tego, że w Platformie są osoby o bardzo różnych poglądach, również konserwatywnych. Dla mnie ważniejsze jest przede wszystkim aktywne podejście do spraw gospodarczych. W klubie nie ma dyscypliny, jeśli chodzi o głosowania w sprawach światopoglądowych, a światopogląd nie ma ostatecznie wpływu na kształt polityki, którą tworzy cała partia.
Kiedy zaczęła się pani zastanawiać, że może jednak trzeba sobie znaleźć inne niż Nowoczesna miejsce na scenie politycznej?
- W ogóle nie myślałam o szukaniu innego miejsca, raczej wyrażałam swoje zdanie w kwestiach strategicznych dotyczących polityki prowadzonej przez Nowoczesną. Od początku miałam wizję tej organizacji jako partii liberalnej, nastawionej na gospodarkę; partii, która nie zajmuje się pobocznymi tematami. Przy tak małej ilości posłów jest rzeczą oczywistą, że nie ma ludzi, którzy znają się na wszystkim. Posłami zostały osoby, które miały się skupiać na sprawach gospodarczych. Przynajmniej tak mi się wydawało...
W pewnym momencie posłowie Nowoczesnej zaczęli się wypowiadać na każdy temat o każdej porze.
- Gdy stało się jasne, że Nowoczesna wypowiada się na każdy temat i odbiega od głównego trzonu uznałam za właściwe, by przypomnieć klubowi, że nie tędy droga.
Wewnątrz Nowoczesnej zdanie osób krytycznie oceniających strategię partii nie było brane pod uwagę?
- Nie chcę tego komentować. Nie jestem już jej członkiem, nie uważam w szczególności za stosowne, by szczegółowo opowiadać, jak wyglądały dyskusje wewnątrz.
A w czasie kryzysu sejmowego cała partia była przekonana, że postępuje słusznie?
- Takich szczegółów też nie chciałabym przedstawiać. Nie widzę przeszkód, by mówić o swoim punkcie widzenia, wolałabym nie odnosić się do dyskusji wewnętrznych w klubie parlamentarnym.
Rezygnacja Ryszarda Petru z funkcji przewodniczącego klubu parlamentarnego Nowoczesnej panią zaskoczyła?
- Nie, traktuję ją jako naturalne następstwo tego, co miało miejsce. Liczę, że nowa przewodnicząca obierze inną drogę. Dobrze życzę ludziom, z którymi spędziłam półtora roku w Nowoczesnej, i którzy tam pozostali.
Gdzie dotychczas popełniano błędy?
- Za niewłaściwe uznawałam nieustanne atakowanie Platformy Obywatelskiej w sytuacji, kiedy mamy naprawdę duże wyzwania ze strony Prawa i Sprawiedliwości, gdy musimy ostatecznie doprowadzić do zjednoczenia opozycji przeciwko PiS-owi i odsunąć go od władzy.
Uważa pani, że Katarzyna Lubnauer zdecyduje się na inne rozłożenie akcentów?
- Mam nadzieję, że zmiana przewodniczącej doprowadzi do zmiany polityki całej formacji. Jeśli współpraca w ramach opozycji zastąpi dotychczasowe bezproduktywne ataki na potencjalnego sojusznika, to będzie to wyśmienity wybór.
Pojawiają się doniesienia, że kolejni posłowie myślą o odejściu z Nowoczesnej. Docierają do pani takie sygnały? Podpytują panią o przejście do PO?
- Nie wiem, ilu posłów myśli o odejściu. Naprawdę nie mam takich informacji.
Zapowiedziała już pani, że chce się skupić na próbie budowania porozumienia między partiami opozycyjnymi. Jak to sobie pani wyobraża?
- Politycy, tak jak przedstawiciele innych profesji, muszą ze sobą rozmawiać i współpracować. Właściwie od samego początku tej kadencji doskonale układała się współpraca między posłami opozycji w ramach komisji sejmowych. Wraz z posłami PO, byliśmy w stanie wysuwać wspólne inicjatywy, i w ich ramach wspólnie razem działać. Niestety, ten dobry zwyczaj nie przenosił się na salę plenarną. Współpraca w ramach jednoczenia opozycji jest potrzebna. Nawet jeżeli ze strony Nowoczesnej nie ma jeszcze pełnej chęci do rozmów na temat wspólnych list i wspólnej przyszłości to sądzę, że to kwestia czasu.
Ryszard Petru nazwał odejście pani oraz posłów Joanny Augustynowskiej, Grzegorza Furgo i Michała Stasińskiego "nieprzyjaznym sygnałem" i "zaprzeczeniem wszelkich deklaracji mówiących o dobrej współpracy na opozycji".
- Ciężko mi to komentować. Uważam, że zjednoczenie powinno nastąpić. To, że nie porozumieliśmy się wewnątrz Nowoczesnej, nie oznacza, że nie możemy współpracować w nowej formule. Tym bardziej, że przeszliśmy do partii o zbliżonym profilu. Obie formacje są w opozycji, która ma poważne wyzwanie przed sobą, zwłaszcza w kontekście zbliżających się wyborów samorządowych, więc nie doszukiwałabym się tutaj złej woli.
Przed wyborami samorządowymi partie opozycyjne zbudują wspólny front?
- To jest konieczność. Jeżeli ktoś tego nie rozumie, to ostatecznie jego działania przyniosą szkodę. Oczywiście wciąż nie znamy ordynacji wyborczej, ale zapowiedzi są przerażające. Mówię tu o 10-procentowym progu wyborczym, o jednej turze wyborów...
Prace nad ordynacją trwają, ale akurat te propozycje to na razie spekulacje, od których PiS się dystansuje.
- Stawiam na to, że znacząca zmiana ordynacji wyborczej jednak nastąpi. Oddanie samorządów i wszystkich instytucji z nimi związanych, to będzie oddanie Polski PiS-owi w całości.
Związki samorządowe utworzyły Samorządowy Komitet Protestacyjny, zarzucają PiS powrót do centralizacji państwa. Podziela pani ich obawy?
- Tak. Wspieram tą inicjatywę. Samorządowcy wykazują się dużą odpowiedzialnością tworząc inicjatywy tego typu.
Jako głównego partnera do budowania porozumienia przed wyborami PO widzi Nowoczesną, a co z innymi środowiskami? Platforma chce przyciągnąć do siebie ruchy miejskie, bezpartyjnych samorządowców?
- Tak, to już trwa od jakiegoś czasu. Posłowie PO z kierownictwem odwiedzają każde województwo, Grzegorz Schetyna aktywnie poszukuje porozumień. Ten rodzaj zaangażowania uznaję za prawdziwe wzięcie odpowiedzialności za Polskę. Działanie jest ważniejsze niż płomienne deklaracje.
Rozbudowa skromnych na starcie struktur i umacnianie się w regionach nie było istotne w Nowoczesnej? Gdyby chciała pójść samodzielnie do wyborów to miałaby kim zapełnić listy?
- Myślę, że ogólnie rzecz biorąc budowanie partii, każdej partii, to ogromny problem. Partia świeżo powstała na pewno nie jest w stanie tak szybko zbudować struktur, choć zależy od charakteru formacji. Zupełnie inny jest elektorat Nowoczesnej, zupełnie inny na przykład Kukiza. W tym drugim przypadku jest wielu zaangażowanych młodych ludzi, których silnie jednoczy wizja obalenia systemu.
Kto ponosi odpowiedzialność za sytuację, w której znajduje się obecnie Nowoczesna? W jednym z wywiadów powiedziała pani, że ma też sobie sporo do zarzucenia.
- Oczywiście.
Co konkretnie?
- Każdy po trosze ponosi odpowiedzialność za ten projekt, tym bardziej, że nas od początku było bardzo niewielu. 28 osób w klubie parlamentarnym to mało.
Szczególnie odpowiedzialny jest Ryszard Petru?
- Nie można tu wskazywać jednej konkretnej osoby. Zarządzanie nowym, świeżym zespołem bardzo różnych ludzi, którzy dopiero wzajemnie się poznają to zawsze jest problemem. Wyzwaniem jest coś takiego ogarnąć, naprawdę - szczególnie wówczas, gdy ma się naprzeciw ludzi, którzy znają polską politykę na wylot.
Zabrakło doświadczenia? Angażowanie się w nowy projekt tuż przed wyborami to było takie trochę porywanie się z motyką na słońce?
- Nie planowałam nigdy swojej aktywności politycznej w takiej formie, ale biorę na siebie odpowiedzialność za to, czego się podjęłam.
Sejmowa rzeczywistość panią rozczarowała?
- Czuję się zaskoczona.
Czym?
- Nie wiedziałam, że Sejm funkcjonuje w tak chaotyczny sposób. Ciężko się w tym chaosie odnaleźć, naprawdę. Dostosowuję swoje działania do okoliczności i do bieżących wymagań, cały czas pamiętając, by reprezentować swoich wyborców tak, jak tego ode mnie oczekują.
Wyborcy zrozumieją pani przejście do Platformy, tak krytykowanej w czasie kampanii wyborczej? Nowoczesna w końcu pozycjonowała się jako alternatywa dla PO.
- Moi wyborcy to racjonalny i odpowiedzialny elektorat. Osoby, które głosują na obydwie partie opozycyjne są na bieżąco, wiedzą i widzą, co się w Polsce dzieje. Dostrzegają to, co się stało po objęciu władzy przez PiS, nie muszę tutaj wymieniać skali zniszczeń. Wiedzą, że trzeba wspólnie pokonać jednego przeciwnika.
Są na bieżąco, czyli zauważają też lecące w dół poparcie w sondażach dla Nowoczesnej. Przejście do PO mogą odebrać jako ucieczkę z tonącego statku.
- Zapewne do wielu osób docierały już wcześniej informacje, że nie do końca zgadzałam się z prowadzoną przez klub parlamentarny polityką. Oczywiście wiele z nich będzie miało mi opuszczenie partii za złe, ale biorę pełną odpowiedzialność za realizację programu wyborczego. Podjęłam się bycia posłem, który zajmuje się sprawami gospodarczymi i wierzę, że dla moich wyborców najważniejsza jest realizacja tego programu.
Rozmawiała: Aleksandra Gieracka