- O, dzisiaj coś przyszło. "Tylko" trzy tygodnie szło z Radomia - mówi Interii Kinga, mieszkanka Egiertowa (woj. pomorskie). I pokazuje nam list ze stemplem z 9 maja. Zarówno ona, jak i inne osoby z różnych części Polski alarmują, że od kilku miesięcy mają problem z pocztą. Część listów idzie do nich bardzo długo, a niektóre nie trafiają do ich skrzynek wcale. Kinga mieszka w Egiertowie od pięciu lat. - Zawsze poczta długo szła, ale nie przeszkadzało nam to jakoś bardzo. Natomiast od początku tego roku, a szczególnie w ostatnich miesiącach jest tragicznie. Podobno listonosza nie ma i tylko czasami przyjeżdża ktoś z innego rejonu - wskazuje kobieta. Kilkanaście listów zalegało w placówce Kinga opowiada: - W styczniu dostałam list z ZUS, miałam im coś odesłać, aby otrzymać środki "chorobowe" za syna. Tylko że powinnam to była zrobić do połowy grudnia. Musiałam dzwonić, tłumaczyć się. Inna sytuacja: mąż wysłał pismo do sądu, po czym dostał odpowiedź, że w terminie siedmiu dni ma coś odesłać. Ale to pismo przyszło ponad miesiąc po wysłaniu z Kartuz. I znowu: trzeba było pisać, tłumaczyć się. Kartki świąteczne nigdy nie dochodzą na czas - te z Bożego Narodzenia przychodzą w styczniu, a ostatnia kartka wielkanocna wysłana pod koniec marca doszła w połowie maja... Mieszkanka gminy Żukowo (również woj. pomorskie) miała taką sytuację: mailowo otrzymała ponaglenie do uregulowania rachunku za prąd. - Skontaktowaliśmy się z dostawcą, czy aby na pewno zalegamy z płatnością i na jaką kwotę. Po potwierdzeniu, że to nie oszustwo, poinformowaliśmy, że nie dostaliśmy rachunku, oczywiście przelew od razu zrobiliśmy. - Następnego dnia pojechaliśmy na pocztę i poprosiliśmy o wszystkie listy do nas - do mnie i do męża. Pani nie była zadowolona, że musi iść szukać, bo dużo klientów było na poczcie. "Przecież listonosz chodzi" - mówiła. Nie ustąpiłam. Okazało się, że czekało na nas kilkanaście listów, w tym ten za prąd. Dodam, że nie byłam jedyną osobą, która przyszła na pocztę po listy - opowiada kobieta. Listy były opóźnione o około dwa miesiące. "Trzeba chodzić na pocztę i sprawdzać" W Niepołomicach (woj. małopolskie) niektórzy mieszkańcy skarżą się, że listy nie dochodzą do nich wcale. Joanna ocenia: - Listonosz przestał do nas dojeżdżać jakoś w kwietniu. - Ktoś gdzieś w mediach społecznościowych napisał, że można zostawić swój numer telefonu na poczcie i będą powiadamiać, jak coś przyjdzie. Tak niestety nie jest. Trzeba samemu chodzić na pocztę i sprawdzać - dodaje. - Ja po swoje listy stałam i czekałam około godzinę. Kolejka była aż na zewnątrz - mówi Joanna. Listy, które ostatnio odebrała, były nawet z końca marca. - Korespondencja z ZUS, rachunki... więc dosyć ważne rzeczy. Przekazałam informacje sąsiadom, żeby poszli po swoje listy, ale nie wszyscy mają czas, niektórzy są osobami starszymi. I co mają zrobić? - pyta kobieta. Paulina, również mieszkanka Niepołomic: - Na mojej ulicy od ponad trzech miesięcy nie ma listonosza. Nie dochodzą nie tylko listy zwykłe, ale i polecone oraz sądowe. Po korespondencję trzeba jechać na pocztę i odstać swoje w kolejce. My jeździmy raz w tygodniu, jest to bardzo czasochłonne. Ostatnio panie na poczcie powiedziały, że jeszcze trzy miesiące może tak być. Jak słyszymy, podobne problemy są też w Warszawie. Listy mają nie dochodzić do adresatów. Zdarza się, że w skrzynce nie ma nawet awiza. 2 tys. etatów mniej Interia dowiedziała się pod koniec kwietnia, że Poczta Polska zmniejsza zatrudnienie o około 2 tys. etatów. O zwolnieniach jednak nie mówi. "Najczęściej nasza firma wykorzystuje odejścia na mocy porozumienia stron, na prośby pracowników oraz - w niektórych sytuacjach - wskutek zakończenia stosunku pracy po wygaśnięciu umów czasowych" - tłumaczyło biuro prasowe spółki. O braki kadrowe i problemy z terminowym dostarczaniem listów spytaliśmy Pocztę Polską. "Pocztowcy dzień w dzień skutecznie doręczają ok. 4 mln listów i paczek. Zdecydowana większość dostarczana jest adresatom terminowo i zgodnie z deklarowanymi terminami" - informuje biuro prasowe. I podkreśla, że "przy tak znacznym wolumenie obsługiwanych przesyłek nawet ułamek procenta stanowi wiele tysięcy listów czy paczek, które z różnych powodów napotykają trudności w terminowym doręczeniu. Może to stwarzać mylne przekonanie o powszechności problemów". Biuro prasowe zapewnia, że każda nieterminowa obsługa przesyłki z winy Poczty Polskiej jest weryfikowana. Wszystko po to, aby wyeliminować podobne sytuacje w przyszłości. Listonosze to grupa "szczególnie narażona na infekcje" Poczta Polska wskazuje też, że do najczęstszych powodów nieterminowej obsługi przesyłek zaliczyć można m.in. "trudne do przewidzenia absencje wśród listonoszy". "Nasi doręczyciele, z uwagi na charakter pracy, tj. częste kontakty z ludźmi i aktywność na świeżym powietrzu, są grupą szczególnie narażoną na infekcje i zachorowania" - czytamy. "Poczta Polska każdorazowo próbuje przeciwdziałać możliwym negatywnym następstwom tymczasowych braków kadrowych, organizując zastępstwa, angażując listonoszy obsługujących sąsiednie rejony czy uruchamiając dodatkowe rekrutacje" - dodano. "Stale uatrakcyjniamy również warunki pracy, np. podnosząc wynagrodzenia Pocztowych (w ub.r. podwyższaliśmy pensję aż trzy razy w roku). W efekcie tego, w 2022 roku zarobki w Spółce wzrosły średnio o 972 złotych brutto miesięcznie w przeliczeniu na pełen etat" - podkreśla biuro prasowe spółki. Na stronie internetowej Poczty Polskiej pod koniec kwietnia znaleźć można było 376 ofert pracy. W momencie publikacji tego artykułu jest ich już 437, z czego 182 na stanowisko listonosza.