"Niech każda parafia, każda wspólnota zakonna, każdy klasztor, każde sanktuarium w Europie udzieli gościny jednej rodzinie poczynając od mojej diecezji rzymskiej" - wezwał czasie niedzielnego wystąpienie podczas modlitwy Anioł Pański papież Franciszek. Po tym apelu od razu pojawiły się spekulacje: w Polsce mamy ponad 10 tys. parafii, jeśli każda z nich opowiedziałaby na apel papieża, wielu uchodźców mogłoby znaleźć schronienie. Jednak w przypadku tak skompilowanego problemu, takie przedstawianie sytuacji rysuje się niczym przysłowiowa logika cepa. - Spójrzmy prawdzie w oczy, jest ogromna różnica miedzy Kościołami w Europie Zachodniej i Europie Wschodniej. Ona wynika przede wszystkim ze względów materialnych. Nasze parafie nie mają takich zasobów lokalowych, jakie mają chociażby parafie w Niemczech i Austrii, gdzie ludzie płacą podatek kościelny. Obawa jest taka, że jeśli przyjmiemy, że każda parafia w Polsce i każda parafia w Niemczech ma przyjąć jedną rodzinę, to parafia w Niemczech sobie z tym poradzi, bo ma odpowiednie środki, a parafia w Polsce niekoniecznie. To utopia - wskazuje w rozmowie z Interią ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. - Poza tym Europa Zachodnia przyjmuje emigrantów z Afryki od wielu lat i jest na to lepiej przygotowana, szczególnie pod kątem społecznym. W Europie Środkowo-Wschodniej nie ma aż tak wykształconej świadomości społecznej na ten temat - dodaje i podkreśla, że słowa Franciszka są przekazaniem pewnej idei otwartości. Jednak by doprowadzić do konkretnych działań, potrzeba również konkretnych regulacji. - Papież mówi o idei, która oczywiście jest słuszna, ale trzeba to jeszcze przełożyć na określone rozwiązania. Jeśli władze polskiego Kościoła zaangażują się w odpowiedź na ten apel, powinny bardzo wyraźnie wyjaśnić wiele kwestii. Oczywiście istniałby możliwość przyjęcia rodzin w przypadku większych i bogatszych parafii. Ale rozstrzyganie w sprawie uchodźców to w pierwszej kolejności obowiązek polskiego rządu, który zawiera umowy na konkretne kwoty i dofinansowanie - wskazuje ks. Isakowicz-Zaleski. "Główna odpowiedzialność na barkach władzy świeckiej" Konferencja Episkopatu Polski zajęła stanowisko w tej sprawie, zapewniając o otwartości, ale jednocześnie wskazując, że główna inicjatywa i odpowiedzialność spoczywa na barkach władzy świeckiej. "Ona jest stroną zapraszającą. Ona też powinna zagwarantować kontrolę, bezpieczeństwo i podstawowe świadczenia dla uchodźców. Strona kościelna nie wyobraża sobie działania w tej materii na własną rękę, bez współpracy z władzami świeckimi" - podkreślają biskupi. "Kościół zamierza w tej sprawie współpracować. KEP wskazuje, że ze strony Kościoła katolickiego, w naszym kraju za pomoc uchodźcom powinna być odpowiedzialna Caritas Polska. Natomiast na terenie poszczególnych diecezji - za zgodą biskupa diecezjalnego - koordynację zadań związanych z pomocą uchodźcom powinna przejąć Caritas diecezjalna, która dysponuje Parafialnymi Zespołami Caritas" - przekazał KEP. Biskup Krzysztof Zadarko - delegat Episkopatu Polski do spraw migracji podkreślił, że każdy biskup odpowiada na wezwanie papieża i przewodniczącego polskiego Episkopatu o udzielenie schronienia uchodźcom po opuszczeniu przez nich schronisk tymczasowych. Dodał jednak, że Polska nie jest przygotowana na przyjęcie liczby uchodźców, która obecnie pada (mowa o prawie 12 tys. - red.). Wskazywał również na niebezpieczeństwo jakie wynika z faktu, że wielu z uchodźców nie legitymuje się żadnymi dokumentami, co może rodzić m.in. zagrożenie o charakterze terrorystycznym. Ks. Isakowicz-Zaleski dorzuca kolejną kwestię - rozgraniczenia na uchodźców i imigrantów zarobkowych. - Musimy wiedzieć, kto jest uchodźcą, a kto nie, i jak ich ewentualne przyjmowanie powinno wyglądać od strony "technicznej". Obawiam się, że piękne słowa, słuszne od strony ewangelicznej, jeśli nie przerodzą się w konkretne instrukcje, pozostaną pustym hasłem - mówi nasz rozmówca. "Nie dziwię się obawom Polaków" Jednak podział na uchodźców i emigrantów zarobkowych nie będzie łatwy w przypadku, kiedy z dnia na dzień do Europy napływa coraz większa fala uciekinierów, a państwa UE nie kontrolują w dostateczny sposób, kim są ci ludzie. Stąd też rodzi się wiele obaw, czy emigranci, których będziemy przyjmować, zechcą być gośćmi na prawach gospodarza i czy nie zagraża nam z ich strony niebezpieczeństwo. - Ja się nie dziwię lękom Polaków - przyznaje ks. Isakowicz-Zaleski. - Obecnie jesteśmy świadkami, jak w Europie Zachodniej powstają duże wspólnoty muzułmańskie, które się nie integrują, ale wręcz przeciwnie - próbują narzucać swoje prawa innym. Pozostaje również kwestia terroryzmu, która ściśle wiąże się z islamem. Oczywiście dotyczy to jedynie części wyznawców, ale nie zmienia faktu, że pewne lęki są uzasadnione - mówi nasz rozmówca. Z danych opublikowanych przez UNHCR wynika, że 75 proc. uchodźców to młodzi mężczyźni, dzieci stanowią 12 proc., a kobiety 13. - Te dane nijak się mają w stosunku do uchodźców, którzy przybywali do nas z Jugosławii czy Kosowa. Brałem udział dwukrotnie w wyjazdach konwoju humanitarnego do Bośni, do Kosowa i Czeczeni. Tam uchodźcami były głównie kobiety i dzieci, a tu są to głównie mężczyźni. Rodzi się pytanie czy oni rzeczywiście są uchodźcami, czy szukają łatwiejszego wygodniejszego życia ze strony ekonomicznej? - zastanawia się ks. Isakowicz-Zaleski. Prawo gościnności również ma granice - My, musimy liczyć się również z falą uchodźców ze z Ukrainy. Przypomnijmy, że sporą część przyjęliśmy i wciąż przyjmujemy. To nie tak, że społeczeństwo polskie jest źle ustosunkowane do migrantów, bo od lat przyjmujemy emigrantów, głównie ekonomicznych. Od wielu lat opiekuję się wspólnotą ormiańską w Polsce i mogę powiedzieć, że w ostatnim 25-leciu to były dziesiątki tysięcy ludzi, którzy z Kaukazu, Armenii napłynęli do Polski. U nas znajdywali pomoc i wsparcie. Chodzi o to, by ewentualna grupa przyjętych przez Polskę uchodźców chciała integrować się z naszą społecznością. Należałoby się zastanowić, jaki przyjąć system działania w przypadku przyjęcia uchodźców chrześcijańskich, a jaki w przypadku muzułmanów. Tym bardziej, że w przyjmowaniu tych drugich Kościół w Polsce nie ma zbyt dużego doświadczenia - twierdzi ks. Isakowicz-Zaleski. - Ormianie, którymi się zajmuję, nie są katolikami, mają swoje odrębne zwyczaje, ale udało się wypracować pewne zasady współpracy. Dodam, że te wspólnoty ormiańskie, które w Polsce przebywają, nie narzucają swoich zwyczajów, wręcz odwrotnie, bardzo łatwo się asymilują. Zdaniem ks. Isakowicza-Zaleskiego może wystąpić problem w przypadku radykalnych muzułmanów. - Pytanie, czy oni będą chcieli przyjąć polską kulturę, język? - zastanawia się nasz rozmówca. Pamiętajmy, że prawo gościnności również ma swoje granice - konkluduje ks. Isakowicz-Zaleski. A gość przyjmowany w domu, musi pamiętać, że to gospodarz dający schronienie ustala zasady, które w odpowiedzi na udzieloną pomoc powinny być respektowane. Zobacz także wypowiedź Ewy Kopacz w kwestii uchodźców: