Zadzwoniła do GOPR, bo zgubiła się w górach. Odnalazła się... w domu
70 ratowników górskich, policjanci, strażacy, a nawet ratownicy ze słowackiego odpowiednika GOPR szukało kobiety, która zaalarmowała, że zgubiła się w górach. Mówiła również, że znacząco traci siły i nie wie, czy trafi do celu. Po wielu godzinach akcji kobietę znaleziono... w jej domu.
GOPR Beskidy poinformował we wtorek, że trwają poszukiwania turystki. "Około godziny 14.10 do Centrum Powiadamiania Ratunkowego wpłynęło zgłoszenie od kobiety idącej z Rysianki czerwonym szlakiem w stronę Hali Miziowej" - wskazano.
Jak wynikało ze zgłoszenia, turystka zadzwoniła na numer alarmowy i powiadomiła, że błądzi, nie ma pewności, czy dotrze do celu i zaczyna brakować jej sił na dalszą wędrówkę. Później kontakt z kobietą się urwał.
Ratownicy wyruszyli na poszukiwania. Ostatecznie kobiety szukały dziesiątki osób - ratownicy górscy z polskiej i słowackiej strony, policjanci i strażacy. Po wielu godzinach poszukiwań ratownicy byli zmuszeni przerwać akcję, była już północ.
Jak się jednak okazało, cała sytuacja zakończyła się szczęśliwie i... nietypowo. GOPR podał, że kobietę znaleziono "w terenie miejskim". Z informacji uzyskanej przez TVN24 wynika, że około północy telefon kobiety został namierzony i wskazywał lokalizację w jej domu w Goczałkowicach-Zdroju.
- Nie miała świadomości, że była poszukiwana. Zadzwoniła do GOPR, bo chciała dopytać o drogę. Szła sama. Nie dokończyła tej rozmowy, ponieważ miała problem z telefonem - mówi stacji rzecznik policji w Żywcu.
Poproszony o komentarz do sprawy przedstawiciel GOPR wskazuje jednak, że tego typu zachowanie nie powinno mieć miejsca. - Można do nas zadzwonić i zapytać o drogę lub warunki pogodowe, ale jeśli ktoś wzywa pomocy, mówi, że słabnie i gubi szlak, a potem udaje mu się bezpiecznie dotrzeć do domu, niech poinformuje o tym służby - mówi.