GOPR Beskidy poinformował we wtorek, że trwają poszukiwania turystki. "Około godziny 14.10 do Centrum Powiadamiania Ratunkowego wpłynęło zgłoszenie od kobiety idącej z Rysianki czerwonym szlakiem w stronę Hali Miziowej" - wskazano. Zadzwoniła z prośbą o pomoc Jak wynikało ze zgłoszenia, turystka zadzwoniła na numer alarmowy i powiadomiła, że błądzi, nie ma pewności, czy dotrze do celu i zaczyna brakować jej sił na dalszą wędrówkę. Później kontakt z kobietą się urwał. Ratownicy wyruszyli na poszukiwania. Ostatecznie kobiety szukały dziesiątki osób - ratownicy górscy z polskiej i słowackiej strony, policjanci i strażacy. Po wielu godzinach poszukiwań ratownicy byli zmuszeni przerwać akcję, była już północ. Sama trafiła do domu. Nikogo nie zawiadomiła Jak się jednak okazało, cała sytuacja zakończyła się szczęśliwie i... nietypowo. GOPR podał, że kobietę znaleziono "w terenie miejskim". Z informacji uzyskanej przez TVN24 wynika, że około północy telefon kobiety został namierzony i wskazywał lokalizację w jej domu w Goczałkowicach-Zdroju. - Nie miała świadomości, że była poszukiwana. Zadzwoniła do GOPR, bo chciała dopytać o drogę. Szła sama. Nie dokończyła tej rozmowy, ponieważ miała problem z telefonem - mówi stacji rzecznik policji w Żywcu. Poproszony o komentarz do sprawy przedstawiciel GOPR wskazuje jednak, że tego typu zachowanie nie powinno mieć miejsca. - Można do nas zadzwonić i zapytać o drogę lub warunki pogodowe, ale jeśli ktoś wzywa pomocy, mówi, że słabnie i gubi szlak, a potem udaje mu się bezpiecznie dotrzeć do domu, niech poinformuje o tym służby - mówi.