Trybunał Konstytucyjny uznał w środę niekonstytucyjność grudniowej noweli ustawy o TK autorstwa PiS; dwoje wybranych w bieżącej kadencji Sejmu sędziów zgłosiło zdanie odrębne. W ocenie polityków PiS posiedzenie TK było niezgodne z prawem, a rzecznik rządu zapowiedział, że nie będzie publikacji "komunikatu TK". O aktualny stan prawny oraz możliwe drogi wyjścia z prawno-politycznego sporu o Trybunał PAP zapytała konstytucjonalistów. "Publikacja nie ma kluczowego znaczenia" Wątpliwości co do tego, że z punktu widzenia prawnego środowe orzeczenie powinno mieć dla innych organów państwa wiążący charakter, nie ma konstytucjonalista z Uniwersytetu Gdańskiego dr hab. Piotr Uziębło. Sytuacji prawnej nie zmienia - jego zdaniem - odmowa ogłoszenia wyroku w Dzienniku Ustaw przez premier Beatę Szydło. "Publikacja jest tylko i wyłącznie czynnością materialno-techniczną, więc nie ma ona kluczowego znaczenia. Na konieczność publikacji rozstrzygnięcia TK nie wpływają również wątpliwości co do tego, czy zostało ono wydane we właściwym trybie" - przekonuje. Wynika to faktu, że - według eksperta - zgodnie z obowiązującym stanem prawnym "nikt poza TK nie jest władny do orzekania o konstytucyjności przepisów prawa: ani parlament, ani prezydent, ani rząd, ani inny organ sądowy". "Mamy do czynienia z sytuacją, w której TK uznał, że działał legalnie i nie ma podmiotu, który mógłby w sposób skuteczny wzruszyć uznanie legalności tego wyroku" - dodał. Zdaniem Uziębły, wynika stąd, że dalsze działania TK powinny odbywać się z pominięciem przepisów uznanych za niekonstytucyjne. "Wątpliwości i konflikty dot. orzeczenia TK pojawiają się w różnych państwach, ale musimy się zgodzić z tym, że konstytucja przyjęła pewną wizję TK jako tzw. ustawodawcy negatywnego i on tę funkcję realizuje. Czy my tego chcemy, czy nie, póki nie ma większości konstytucyjnej zdolnej do zmiany tego stanu rzeczy, musimy to uznawać" - powiedział. Uziębło przyznał jednocześnie, że pozostaje kwestią kontrowersyjną, czy publikacja w Dzienniku Ustaw ma charakter konstytutywny, czy deklaratywny, czyli czy jest czynnością niezbędną dla uprawomocnienia wyroku, czy tylko i wyłącznie stwierdza ona stan, który już miał miejsce. "Natomiast nie ma wątpliwości co do tego, że osoba, która nie zdecyduje się na publikację takiego wyroku, sama naraża się na odpowiedzialność karną za naruszenie obowiązków urzędniczych" - ocenił. Jednocześnie konstytucjonalista dostrzega zagrożenie, że wobec sporu pomiędzy rządem a Trybunałem dotyczącym kwestii prawomocności orzeczenia, może dojść do chaosu w zakresie orzecznictwa sądów powszechnych czy interpretacji przepisów przez poszczególne urzędy. "To bardzo źle wróży całemu porządkowi prawnemu w państwie. Jeśli by się tak złożyło, że np. organy administracji rządowej nie uznawałyby kolejnych orzeczeń TK, natomiast sądy by je uznawały, znaczne szkody groziłyby nie tylko autorytetowi państwa, ale też poszczególnym obywatelom" - podkreślił. "Rozstrzygnięcia administracji publicznej w sprawach indywidualnych, nawet tak banalnych, jak, dajmy na to, pozwolenie na budowę, mogłyby być kwestionowane na gruncie postępowań sądowych, jeśli sąd administracyjny uznałby, że zostały wydane na podstawie przepisów, które przez TK zostały uchylone jako niekonstytucyjne. Z kolei pokrzywdzeni w ten sposób obywatele także będą mogli dochodzić swoich praw na drodze sądowej, a w razie wyczerpania ścieżki odwoławczej - poprzez skargę konstytucyjną do TK" - dodał Uziębło. Jak ocenił, spór o status środowego orzeczenia TK ma swoje źródła m.in. w nie dość precyzyjnych przepisach konstytucji. "Niestety tutaj konstytucja nie zdała swojego egzaminu. Źle się stało, że skoro wprowadziliśmy zasadę, że sędziowie Trybunału podlegają wyłącznie konstytucji, to ta konstytucja nie uregulowała także trybu pracy TK. Ja generalnie nie jestem zwolennikiem bardzo szczegółowej regulacji konstytucyjnej, ale ta obecna jest zdecydowanie niewystarczająca" - mówił. Uziębło podkreślił, że do rozwiązania konfliktu niezbędny jest kompromis polityczny. "Jeśli będziemy stali po dwóch stronach okopów, to nic się nie zmieni" - ocenił. "Najlepszym rozwiązaniem byłoby, żeby wszystkie siły polityczne, które są obecne w parlamencie, wypracowały rozwiązania dotyczące regulacji postępowania przed TK i wprowadziły je do konstytucji, bo to by zabezpieczyło ewentualne manipulacje Trybunałem na poziomie ustawowym w przyszłości, ale zdaję sobie sprawę, że wypracowanie takiej formuły będzie niezwykle trudne" - dodał. "Brak środków prawnych do rozwiązania sporu" Do oceny, że do rozwiązania sporu o TK potrzebne jest zaangażowanie polityków i zmiany w konstytucji przychyliła się również autorka jednej z opinii prawnych, na którą powołało się - uzasadniając swoje stanowisko w sprawie środowego orzeczenia - ministerstwo sprawiedliwości, prof. Anna Łabno z Uniwersytetu Śląskiego. Konstytucjonalistka przyznała, że sytuacja wokół TK jest "patowa" i "trudno powiedzieć, na jakich zasadach powinien aktualnie operować Trybunał". "Mam nadzieję, że znajdą się jakieś środki polityczne, żeby znaleźć rozwiązanie tego sporu, bo obecnie prawnych środków nie ma żadnych" - powiedziała. Zdaniem Łabno, działania na rzecz politycznego kompromisu w sprawie Trybunału mógłby zainicjować np. prezydent. Zastrzegła jednak, że "można sobie też wyobrazić, że rolę arbitra bierze na siebie podmiot niemający jakiegoś szczególnego umocowania prawnego, dysponujący za to autorytetem czy określoną pozycją na scenie publicznej". Według konstytucjonalistki, nie da się jeszcze określić kształtu prawnego, jaki taki kompromis mógłby przyjąć. "Najpierw musi być koncepcja polityczna, w jaki sposób ten pat rozwikłać, i wynegocjowane wokół niej porozumienie" - oceniła. Ekspertka zaznaczyła, że podtrzymuje wyrażone w opinii dla ministerstwa sprawiedliwości zdanie, że Trybunał nie miał podstaw prawnych, aby rozpatrywać konstytucyjność grudniowej nowelizacji. "W moim przekonaniu nie ma procedury i nie ma wzorców konstytucyjnych, które pozwalałyby ją przeprowadzić" - oceniła, dodając, że jej wątpliwości budzi także orzekanie przez TK we własnej sprawie. Właściwszym rozwiązaniem byłoby - w opinii konstytucjonalistki - przekazanie kompetencji do badania ustawy o TK innemu organowi, np. Sądowi Najwyższemu. Dlatego - zdaniem prof. Łabno - najlepszym wyjściem z sytuacji byłaby zmiana konstytucji, a potem przyjęcie ustawy naprawczej, która pozwoliłaby tę obecną sytuację rozstrzygnąć na drodze prawnej, a dopiero później mielibyśmy możliwość tworzenia przepisów na okres stabilizacji. "Najpierw trzeba jednak zgodzić się co do treści zmian" - dodała. "Konstytucja nie zawiera dziś żadnych wskazań dotyczących procedury postępowania Trybunału, jest bardzo powściągliwa, jeśli chodzi o zasady badania konstytucyjności i w kwestiach szczegółowych odsyła do ustawy. Grudniowa nowelizacja jest obowiązująca, ale w ocenie sędziów TK jest niekonstytucyjna. Zakończone w środę postępowanie przed TK budzi jednak zasadnicze wątpliwości. Już tylko polityczne decyzje mogą rozstrzygnąć ten dylemat, choć prawnicy mogą politykom pomóc w znalezieniu odpowiednich rozwiązań ustrojowych" - mówiła. Prof. Łabno uważa, że decyzja szefowej rządu o niepublikowaniu środowego orzeczenia TK jest naturalną konsekwencją zakwestionowania podstaw prawnych wszczęcia przez Trybunał postępowania - i jako taka jest zasadna. Ekspertka podkreśliła też, że tak długo, jak środowy wyrok TK nie zostanie ogłoszony w Dzienniku Ustaw, nie można mówić o jego wejściu w życie i nie może on być przywoływany jako podstawa prawna. "To jest problem zwłaszcza w orzecznictwie sądowym. Formalnie rzecz biorąc tego orzeczenia dla nich po prostu nie ma. Dlatego ta sytuacja jest wyjątkowo patowa i wyjątkowo trudna" - przekonywała. "Tym bardziej chciałabym podkreślić potrzebę koncyliacyjnego działania i rozstrzygnięcia na linii politycznej" - dodała.