O planach rosyjskich wojsk na najbliższe tygodnie wojny w Ukrainie piszą eksperci z amerykańskiego Instytutu Studiów nad Wojną. Z analiz geolokalizacyjnych i informacji dochodzących z frontu wynika, że nowym kierunkiem działań może być miasto Sumy w północno-wschodniej Ukrainie. Rosja. Zgromadzono około 10 tys. żołnierzy Pierwsze informacje o gromadzeniu sił, które mają zostać użyte do ataku, pojawiły się 20 maja. Zdaniem jednego z zastępców dowódcy ukraińskiej brygady działającej na północy obwodu charkowskiego, po drugiej stronie granicy są już jednostki, które w najbliższym czasie rozpoczną działania ofensywne. Informacje potwierdza także analityk wojskowy Kostiantyn Maszowec. Jego zdaniem, rosyjska grupa znajdująca się w obwodzie kurskim liczy około 9-10 tysięcy żołnierzy. To różnego typu jednostki, które jednak nie stanowią siły mogącej przełamać linie obronne Ukraińców. Nie to jednak, zdaniem analityków ISW, ma być głównym celem. "Nawet ograniczona rosyjska aktywność w innych obszarach granicy, poniżej progu rosyjskich operacji ofensywnych, może mieć wpływ na rozciągnięcie sił ukraińskich wzdłuż szerokiego frontu. Siły rosyjskie mogą być w stanie przyciągnąć i unieruchomić siły ukraińskie w tym obszarze" - podkreślono. Rosja. Ofensywa ruszy na Sumy? Popowycz: Będziemy musieli zareagować Na temat możliwego ataku rosyjskich jednostek w kierunku miasta Sumy mówił w ukraińskiej telewizji publicznej Denys Popowycz. Ekspert wojskowy przyznał, że taki rozwój sytuacji może być problemem dla Sił Zbrojnych Ukrainy. - Jest prawdopodobne, że akcja graniczna rozpocznie się w obwodzie sumskim. Nie po to, aby ruszyć w stronę Sum. Tam w pobliżu obwodu sumskiego, przed rozpoczęciem tych wszystkich charkowskich wydarzeń, była jeszcze mniejsza liczba grup (...) około 15 tysięcy - mówił. - Ruszą nie po to, aby przenieść się do Sum, ale po to, aby stworzyć coś podobnego do tego, co obecnie stworzyli na północy obwodu charkowskiego - dodał. Zdaniem Popowycza, choć nie ma zagrożenia przełamania ukraińskiej obrony na tym kierunku, to jednak wojskowi będą musieli zdecydować o przerzucie sił rezerwowych. - Będziemy musieli zareagować. Zwłaszcza jeśli podejdą, nie daj Boże, według scenariusza, jaki miał miejsce w obwodzie charkowskim, kiedy posunęli się i byliśmy zmuszeni zareagować, zmienić dowódcę (...) Miejmy nadzieję, że wyciągnęliśmy wnioski i taka sytuacja się więcej nie powtórzy - podsumował. ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!