Do ataku na skład paliw "Kaukaz" doszło w ubiegłą sobotę w Proletarsku w obwodzie rostowskim na zachodzie Rosji. Od tego czasu ogień nie został opanowany. W Interii pisaliśmy o czarnym dymie, który unosi się nad terenem. Wychodzi na to, że konsekwencje wydarzenia odczuwają już nie tylko walczące z pożarem służby, ale też normalni mieszkańcy. W Proletarsku ciężko oddychać. "Pióropusz dymu spadł na sam Proletarsk. Mieszkańcy narzekają, że w mieście nie ma czym oddychać" - podał portal 161.ru. Proletarsk. Potężny pożar, komunikat ministerstwa Okazuje się, że pożar wymknął się służbom spod kontroli i przeniósł się na sąsiednie zabudowania oraz porastające powierzchnię trzciny. Komunikat w sprawie wydało rosyjskie Ministerstwo ds. Sytuacji Nadzwyczajnych. "Ogień najpierw zajął suchą roślinność, a później budynki mieszkalne" - czytamy. Co zastanawiające, tym wiadomościom zaprzeczył lokalny gubernator. Urzędnik zapewnił, że "sytuacja jest pod kontrolą", a pożary nie mają ze sobą nic wspólnego. Sprawdź, jak przebiega wojna na Ukrainie. Czytaj raport Ukraina-Rosja. Rosja. Pożary na zachodzie kraju. Moskwa znalazła "winnego" Głos w sprawie zabrały zagraniczne media. BBC podało, że unoszący się nad obwodem rostowskim dym rozciąga się na odległość od 80 do 120 km. Z kolei ukraińska agencja Unian przekazała, że na terenie obwodu rostowskiego tymczasowo zakazano organizacji imprez plenerowych. Warto zaznaczyć, że Rosja obarczyła winą za zdarzenie stronę ukraińską. Kijów na razie powstrzymuje się od komentarzy. Magazyny w Proletarsku należą do rosyjskiej Federalnej Agencji Rezerw Materiałowych. Według nieoficjalnych informacji zniszczonych zostało aż 11 zbiorników. Źródło: 161.ru, BBC, UNIAN ---- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!