Według najnowszych informacji napływających z frontu w Ukrainie Rosjanie stale napierają na linie obronne Sił Zbrojnych Ukrainy. Najgorętszym kierunkiem jest Pokrowsk, gdzie rosyjskie jednostki odnoszą sukcesy w zaskakująco szybkim tempie. W ciągu zaledwie tygodnia zdobyli terytorium około 57 kilometrów kwadratowych. Znacząco zwiększyła się liczba ataków z użyciem samolotów bojowych i ognia artyleryjskiego. Dodatkowo Rosjanie bardzo chętnie wysyłają do szturmów jednostki piechoty, często słabo wyposażone, ale bardzo liczne. - Rosjanie nie przebijają naszej obrony, oni ją odpychają. Codziennie pokonują 100, 150, 200 metrów stosują taktykę: zrzucanie bomb kierowanych, potem "atak mięsny" (z użyciem piechoty - red.) zrzucanie znowu bomb kierowanych i znowu "atak mięsny" - zauważa Walerij Romanenko, ekspert ds. lotnictwa wojskowego. Miasto Pokrowsk, które przed wojną zamieszkałe było przez ponad 61 tysięcy osób, jest strategicznie ważnym punktem logistycznym Sił Zbrojnych Ukrainy. Przez miejscowość przebiegają autostrady M30 i E50 oraz drogi krajowe prowadzące m.in. do Kostiantyniwki i Czasiwego Jaru, którymi prowadzone jest zaopatrzenie dla walczących jednostek. W Pokrowsku znajduje się także węzeł kolejowy łączący, jeszcze przed pełnoskalową wojną m.in. Kijów, Dniepr i Awdijiwkę. Walki w Donbasie. Rosjanie "niszczą wszystko" Coraz trudniejsza sytuacja ukraińskich wojsk zmusza władze do reakcji i ewakuacji cywilów, którzy znajdują się w przyfrontowych miastach. Jak zauważa Roman Buhajow, przedstawiciel organizacji humanitarnej East SOS, w ostatnich dwóch tygodniach znacząco, bo aż pięciokrotnie, wzrosła liczba osób starających się o ewakuację. Dziennikarze agencji Reuters dotarli między innymi do Antoniny Kałasznikowej mieszkanki miejscowości Noworodówka leżącej około 10 kilometrów od linii frontu. 62-letnia kobieta została ewakuowana wraz ze swoim niepełnosprawnym synem Denysem do Pokrowska, który obecnie uznawany jest za "w miarę bezpieczny punkt". - Zaczęli intensywnie bombardować i zrobiło się przerażająco. Nie spaliśmy całą noc i postanowiliśmy wyjechać. Rosjanie niszczą wszystko - relacjonowała. Jak przyznała Kałasznikowa decyzję o ewakuacji podjęli także jej sąsiedzi. Kilkanaście osób, które zabrały ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy, zostało ewakuowanych autobusami należącymi do wspomnianej organizacji East SOS. ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!