Na dużą popularność międzynarodowego połączenia Warszawa-Monachium liczyło jeszcze w listopadzie PKP Intercity. Jeśli któryś z potencjalnych pasażerów chciał się wtedy skusić na wycieczkę do stolicy niemieckiej Bawarii, odbijał się jednak od ściany. Biletów na pociąg IC "Chopin" nie sprzedawano nawet w dniu jego debiutu na nowej trasie, czyli 9 grudnia. Polscy kolejarze winą za tę kuriozalną sytuację obarczyli Austriaków, którzy nie udostępnili w porę swojego systemu sprzedażowego. Pociąg jest bowiem uruchamiany nie tylko przez naszą rodzimą spółkę, ale i koleje czeskie, niemieckie oraz właśnie austriackie. W "Chopinie" do Monachium tłumów nie było. Skutek blokady sprzedaży biletów? Na początku grudnia zarezerwowałem jednak miejsce i to w kabinie sypialnej. Jak? Bilet kupiłem na stronie austriackiego przewoźnika ÖBB - wyłącznie tam były dostępne wcześniej, lecz tylko na przejazd w specyficznym przedziale z łóżkami. Za podróż nocą z 11 na 12 grudnia, na całej trasie Warszawa Wschodnia - Ostrawa - Wiedeń Główny - Monachium Główne, zapłaciłem 121,60 euro (około 540 złotych). Przed 19:38, czyli godziną odjazdu, na stołecznym dworcu czekała garstka osób, z czego kilka w ogóle nie wsiadło do "Chopina". Chcieli tylko zobaczyć lub sfilmować wjazd pociągu w jednym z pierwszych dni kursowania. Na tablicy informacyjnej wyświetlono kierunek Wien / Praha / Budapest, ponieważ po drodze poszczególne wagony są rozłączane i kierowane do różnych miast. Wskazówka, że niektóre jadą jeszcze do Monachium, znalazła się wyłącznie na pasku u dołu ekranu. Luksus w PKP Intercity. 14,5 godziny w kabinie Double Deluxe Pociąg zestawiono z kilkunastu wagonów - polskich i czeskich. Były różnego rodzaju: sypialne, z przedziałami, a także bezprzedziałowe. Mnie przydzielono miejsce w pierwszym wagonie tuż za lokomotywą. Przy wejściu przywitał mnie pracownik Warsu ubrany w czerwony uniform. Chociaż nazwa WARS kojarzy się bardziej z posiłkami w pociągu, wątpliwości rozwiewa rozwinięcie skrótu: WAgony Restauracyjne i Sypialne. W moim wagonie nie było widać, co robią osoby w kabinach. Zainstalowany był jedynie wizjer do zerkania od środka. Na trwającą planowo 14,5 godziny podróż do Monachium wybrałem kabinę dwuosobową typu Double Deluxe. Poza przestrzenią na łóżka czy miejscem do poruszania się, miałem w niej własną łazienkę: z WC, umywalką i prysznicem, takim jak na basenie, czyli bez słuchawki. Jechałem w pojedynkę, więc istniało ryzyko, że ktoś obcy dosiądzie się do mnie w trakcie podróży. Szczęśliwie aż do Niemiec to się nie zdarzyło. "Hotel na szynach". Tak da się jechać pociągiem do Monachium W pokoiku znajdował się też telewizor. Nie odbierał jednak zwykłych kanałów (a przynajmniej nie znalazłem takiej opcji), lecz dało się na nim odtworzyć coś z płyty albo wejścia USB. PKP Intercity przygotowało też drobny poczęstunek na wieczór: czekoladowego batona polskiej marki, małą wodę mineralną oraz sok pomarańczowy. Na łóżku pozostawiono mi pakiet higieniczny, czyli jednorazowe płyny do kąpieli, chusteczki antybakteryjne, ręczniki (jeden zafoliowany, drugi jednorazowy) oraz mydełka. Polar oraz kurtkę zawiesiłem w szafie, była tam również półeczka np. na buty. Ściągnąłem więc obuwie i założyłem pantofle. W końcu przewoźnik nazywa takie kabiny "hotelem na szynach". Do czystości nie miałem żadnych zastrzeżeń. Poszewki od kołdry i poduszki wyglądały na świeżo wyprane, bez żadnych plam, zabrudzeń czy przedarć. Materac nie był najbardziej miękki na świecie, ale odpowiadał mi. Projektanci kabiny pamiętali, że podróżni - dla uczczenia kolejowej przygody - będą chcieli uraczyć się czymś do picia, więc leżący na łóżku, na wysokości ręki, mają uchwyt na puszkę albo butelkę. Cisza i spokój. Bez kontroli biletów i komunikatów z głośników Światło w kabinie ustawiałem na różne sposoby, a dało się to zrobić guzikami nad drzwiami wyjściowymi albo przy łóżkach. Możemy doprowadzić do całkowitej ciemności, są również opcje półmroku, włączenia lampek dla lubiących czytać przed snem, jak i pozostawienia pełnego oświetlenia. Obok miejsc do spania znalazłem kontakty, a dalej siatkę, do której można włożyć chociażby ładujący się telefon. Takich skrytek jest więcej, co sprawia, że łatwo rozlokować wszystko, co ze sobą wzięliśmy. Walizkę umiejscowiłem pod szafą (mogłem też wrzucić ją na półkę przy suficie), a zabrane z domu jedzenie - w regaliku pod telewizorem. Pamiętałem o przekąskach, bo w składzie IC "Chopin" nie ma wagonu restauracyjnego. Gdy zgłodniejemy, u pracowników Warsu możemy kupić tylko słodycze, słone przegryzki, bezalkoholowe napoje oraz makaronowe, szybkie danie na ciepło. Spokoju w kabinie, a później snu, nie zakłócają komunikaty wygłaszane przez drużynę konduktorską. Około 22 nie usłyszałem więc formułki o zbliżaniu się do stacji Kraków Główny, nocnego wypoczynku nie przerwał również wygłaszany po niemiecku alert, że docieramy do Wiednia. Nieco obawiałem się hałasu generowanego przez lokomotywy. Dźwięki pracujących maszyn - zmieniających się w trasie - faktycznie dochodziły, lecz nie przeszkadzały w zaśnięciu. Nagle zjawiła się policja. Zażądała dokumentów Bilet sprawdzano mi raz, na początku podróży. Pracownik Warsu spisał jego numer, aby później przekazywać go kolejno zmieniającym się konduktorom. Zapytał też, czy rano wolałbym kawę, a może herbatę. Napój wraz ze śniadaniem: chlebem, masłem, dżemem i serkiem topionym przyniósł na 40 minut przed końcową stacją, pukając uprzednio do drzwi, by sprawdzić, czy na czas się obudziłem. Rano, gdy pociąg odjechał z Salzburga i przekraczał niemiecko-austriacką granicę, miałem jednak mniej przyjemną wizytę. Gdy brałem prysznic (woda była ciepła), usłyszałem łomotanie do drzwi od sypialnej kabiny. Trochę czasu musiało minąć, zanim wyszedłem z toalety. Myślałem, że kimś bardzo niecierpliwym jest kolejarz, a ujrzałem niemieckich policjantów. Mundurowi zażądali okazania dokumentu tożsamości i byli oburzeni, że "tak długo" nie otwierałem. Nie wyjaśnili powodu kontroli - zerknęli jedynie na mnie, na zdjęcie, jeszcze raz na mnie, powiedzieli "danke schön" i tyle ich widziałem. Wzmożona czujność służb wynika z kryzysu migracyjnego. Nerwy uspokoił widoczny zza okna krajobraz z małymi miasteczkami na tle ośnieżonych szczytów Alp. Po publikacji tego tekstu do sytuacji z udziałem policji odniosły się niemieckie Deutsche Bahn. "Takie same kontrole (jak w IC "Chopin" - red.) mają miejsce we wszystkich pociągach na granicy niemiecko-polskiej" - czytam w wiadomości od przewoźnika. 45 minut opóźnienia, niemal 15 godzin jazdy. Ale w Monachium wysiadłem wyspany Na teren Niemiec wjechaliśmy z niemal godzinnym opóźnieniem - coś musiało się wydarzyć, gdy spałem. Ostatecznie przed Monachium "Chopin" nieco nadrobił i w bawarskiej metropolii, zamiast o 10:01, zameldował się 15 minut przed 11. Mimo dość długiej podróży byłem wypoczęty i od razu poszedłem zwiedzać miasto. W niedzielę sprawdziłem, czy kłopoty z dostępnością biletów na pociąg nadal występują. Na stronie PKP Intercity znalazłem komunikat, że sprzedaż biletów na "Chopina" do i z Niemiec jest wstrzymana na przejazdy od 1 stycznia do 14 lutego 2024 roku. Gdybym natomiast chciał jechać w takiej samej kabinie, lecz nocą z 28 na 29 grudnia, musiałbym wydać aż 1173,51 złotych. Mniej więcej o połowę tańszy był bilet na zwykłe miejsce siedzące. Wiktor Kazanecki Kontakt do autora: wiktor.kazanecki@firma.interia.pl ---- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!