Robotnicy stawiają rusztowanie? Nie, to wiata przystankowa przy ulicy Szczebrzeskiej w Zamościu. Zamiast zadaszenia widzimy metalowe szczebelki, nie da się zauważyć natomiast jakiejkolwiek ławki czy rozkładu jazdy. Zdjęcie wiaty stało się hitem sieci. Ktoś w trakcie ulewy czekający pod tak finezyjnym wynalazkiem z pewnością zmoknie, więc wiata stała się obiektem kpin i zarzutów internautów. Porównano ją chociażby do rządowych ławek patriotycznych z obudową w kształcie Polski. Chociaż wydano na nie prawie siedem milionów, zaczęły niszczeć, a potem je zdemontowano. Jak podał "Dziennik Wschodni", powołując się na ustalenia radnego Rafała Zwolaka, koszt budowy zamojskiej wiaty to 375 tys. zł plus 37 tys. zł na projekt zastępczy. Gazeta porównała tę sumę do ceny mieszkania. Przystanek w Zamościu rozbawił internet. Urzędnicy się bronią: Wiata nie jest gotowa Zamojscy urzędnicy na oficjalnym facebookowym profilu miasta "podziękowali za sygnały" dotyczące kontrowersyjnego zadaszenia. Jak czytamy, pojawiło się "wiele nieprawdziwych informacji", wiata nie jest jeszcze gotowa, a na fotografii widać jedynie szkielet zadaszenia. Zapewnili, że prace montażowe zakończą się pod koniec czerwca. "Wiata będzie chronić od deszczu i wiatru, będą miejsca siedzące. Forma przystanku nawiązuje do kształtu bastionu zamojskiej twierdzy. Pierwotny projekt zawierał literę 'Z' jak Zamość. Decyzja o usunięciu litery 'Z' z pierwotnego projektu została podjęta po rozpoczęciu wojny w Ukrainie" - wyliczyli autorzy wpisu. Sprawie przyjrzyjmy się jednak pod innym kątem. Dlaczego tak wiele osób uwierzyło, że ktoś wymyślił "wiatę" wyglądającą jak konstrukcja dla budowlańców, inna osoba zaakceptowała projekt, a na dokładkę znalazły się pieniądze na takie cudo? W chwili wykonania zdjęcia na miejscu nie było żadnej informacji o prowadzonych tam pracach. Wiaty bez ścian po bokach. Albo tak wąskie, że trudno skryć się pod daszkiem W Polsce natkniemy się jeszcze na stare, murowane wiaty przystankowe wyglądające niczym małe domki. Autobusu wypatrywano przez okienka - pytanie, czy kierowca widział, że ktokolwiek czeka w środku. Dziś strach w takich budyneczkach siadać, bo są miejscami spotkań amatorów taniego wina. Stopniowo wypierają je blaszane lub szklane wiaty, ale te nowe instalacje są niekiedy mało praktyczne albo całkiem nieprzydatne. "Wiata konserwatorska stanęła na przystanku 'Plac Inwalidów 02'" - chwalił się w zeszłym roku Warszawski Transport Publiczny, zamieszczając zdjęcie. Widzimy na nim konstrukcję pozbawioną bocznych ścian, za to z wąską ławką. "Zadaszenia konserwatorskie są ustawiane na ulicach objętych ochroną konserwatorską (...). Wszystkie zadaszenia wyposażyliśmy w gabloty z kompleksową informacją pasażerską. Po zmroku są one podświetlane" - przekonywał WTP. Według nieprzekonanych pod taką wiatą pasażerowie zmokną albo zmarzną przy mocniejszych podmuchach. Natomiast w 2021 roku głośno było o gdańskich wiatach zminimalizowanych do tego stopnia, że nie umieszczono przy nich ławek, a daszki były tak krótkie, iż podróżni ledwo pod nimi się mieścili. O czymkolwiek po bokach, co chroniłoby przed deszczem, czekający mogli zapomnieć. Władze Gdańska początkowo broniły zadaszeń, tłumacząc, że są lepsze niż same słupki przystankowe. Ostatecznie przyznały się do błędu, usunęły krytykowane wiaty, które kosztowały trzy miliony złotych, a odpowiedzialnych za ten projekt ukarały. Drogie i nieprzydatne wiaty na przystankach. "Przeskalowane inwestycje" Wcześniej, bo w 2015 roku, mieszkańców Kielc zadziwiła wiata przy ulicy Jagiellońskiej. "To jest nowy przystanek, za który zapłaciliście tyle, co za domek jednorodzinny. Bogaty, nie? Szczególnie w takie upały, jak ostatnio, będzie bardzo dla kielczan przydatny. Mniej więcej jak szklarnia. Zero cienia!" - alarmowano na profilu "Scyzoryk się otwiera - satyryczna strona Kielc". Prezes Stowarzyszenia Wykluczenie Transportowe Iwona Budych zauważa, że na inwestycje w wiaty przystankowe przeznaczane są niemałe pieniądze. - Jeśli nowe zadaszenia pojawiają się na terenie gminy, to zazwyczaj jest ich od razu wiele. Aby takie wiaty powstały, włodarz danej gminy musi uzyskać zgodę radnych na sesji. W wielu przypadkach radni uważają, że są one potrzebne, ale często zdarza się, iż są to przeskalowane inwestycje - mówi w rozmowie z Interią. Jej organizacja zwraca uwagę, czy nowe wiaty wykorzystuje się w praktyce, spełniają podstawowe funkcje, a może są "wyłącznie ładnym dodatkiem wizualnym, aby mówiło się o nowoczesnych rozwiązaniach w gminie". Problemem bywa też obecność rozkładów jazdy na przystankach. Nie zawsze są zawieszone lub aktualne. - Istotne jest także, czy wraz z nową wiatą pojawia się cała infrastruktura okołoprzystankowa, jak miejsce do siedzenia, kosz czy rozkład. W małych miejscowościach często na próżno tego szukać - rozkłada ręce. Iwona Budych: Projektujący wiaty często nie korzystają z transportu publicznego Iwona Budych zwraca uwagę, że liczne mniejsze gminy - nawet, gdy inwestują w wiaty - tracą, nie pobierając od przewoźników opłat za korzystanie z przystanków. Ponadto mało samorządów, planując wymianę wiat, dba o jednolity wzór czy przydatność. - Nie pamiętają również o tym, że wiaty trzeba utrzymywać, przez co po zaledwie kilku latach znajdują się w opłakanym stanie. Włodarze traktują je jako inwestycje, nie zwracając uwagi na podstawowe potrzeby pasażerów - punktuje. Jak wylicza szefowa Stowarzyszenia, w 80-90 procentach przypadków projektujący wiaty, a także urzędnicy gminni, na co dzień nie korzystają z transportu publicznego, a więc nie mają "realnych doświadczeń, jak czeka się pod opracowanymi i zaakceptowanymi przez nich zadaszeniami". - Często działania związane ze stawianiem wiat podejmowane są w bardzo krótkim czasie, a co za tym idzie - są nieprzemyślane - podsumowuje Iwona Budych.