Wachowski wyszedł na wolność
Podejrzany o oszustwo i ukrywanie dokumentów Mieczysław Wachowski - b. szef gabinetu prezydenta Lecha Wałęsy - w środę po godz 15.30 opuścił areszt śledczy przy ul. Smutnej w Łodzi. O zwolnieniu Wachowskiego z aresztu za poręczeniem majątkowym w wysokości 200 tys. zł zdecydował Sąd Okręgowy w Łodzi.
- Chciałbym podziękować prezydentowi Lechowi Wałęsie, który ani przez chwilę nie zwątpił w moją uczciwość i murem stał za mną nie dając wiary pomówieniom i oszczerstwom, które przywiodły mnie za tę bramę - powiedział dziennikarzom Wachowski po wyjściu z aresztu.
Jest przekonany, że jego aresztowanie było aktem zemsty. Odnosząc się do zarzutów prokuratury dotyczących próby wyłudzenia pieniędzy, Wachowski powiedział, że są to oszczerstwa i pomówienia, a dzisiaj "pomówić można każdego". W sprawie zarzutu ukrywania tajnych dokumentów powiedział, że są to "jakieś stare śmieci, szpargały, które przywieziono mi do domu po czasach urzędowania z Lechem Wałęsą". - Dokumenty są z 1991 roku. Jakby na to nie patrzeć te wszystkie papiery są dawno nieaktualne - dodał.
Wachowski zapowiedział, że nie odsunie się od polityki. - Ze zdwojoną energią przystąpię do działania i budowy Polski zdrowego rozsądku. Nie wykluczył także podjęcia kroków prawnych w związku z aresztowaniem.
Przed aresztem na Wachowskiego czekał m.in. jego syn, który zabrał go do domu w Piasecznie. Wachowski przyznał, że siedział w tej samej celi i miał to samo łóżko co b. baron SLD Andrzej Pęczak, który wyszedł z łódzkiego aresztu na początku stycznia.
Wachowski został aresztowany 19 stycznia na dwa miesiące z uwagi na obawę matactwa i zagrożenie wysoką karą - do 10 lat więzienia. Jest podejrzany o usiłowanie wyłudzenia dwóch milionów zł od biznesmena irackiego pochodzenia, w zamian za pomoc w zwolnieniu go z aresztu, próbę oszukania na milion złotych podłódzkich biznesmenów i ukrywanie tajnych dokumentów. Były minister nie przyznał się do zarzucanych czynów.
Po zażaleniu obrońców sąd okręgowy uznał, że wprawdzie popełnienie przestępstwa zarzucanego podejrzanemu jest uprawdopodobnione w sposób dostateczny i w pewnym zakresie istnieje obawa matactwa, jednak dla zapewnienia prawidłowego toku postępowania nie jest niezbędne stosowanie aresztu. SO zamienił ten środek na poręczenie majątkowe i zakaz opuszczania kraju połączony z zabraniem paszportu.
Wczoraj do kasy łódzkiego sądu wpłynęła kaucja w wysokości 200 tys. zł w zamian za zwolnienie byłego szefa kancelarii prezydenta Lecha Wałęsy. Jak donosi "Dziennik Łódzki", pieniądze uzbierali jego adwokaci i konkubina. Gazeta dowiedziała się, że oprócz kolegów, do zrzutki dołożył się Lech Wałęsa, ale na pytanie, czy to prawda, odpowiedział wymijająco: "Nie potwierdzam i nie zaprzeczam".
Wałęsa stwierdził, że 200 tysięcy to dla niego "niezbyt dużo", lecz na miejscu Wachowskiego... posiedziałby jeszcze w areszcie. Potem zaś wystąpiłby o wysokie odszkodowanie od braci Kaczyńskich za to, że - jak się wyraził - "poprzez swoją intrygę spowodowali, że niewinny Wachowski został aresztowany".
RMF/PAP