Sierakowice to niewielka wieś na Kaszubach w powiecie kartuskim. Zamieszkuje je blisko 7 tys. osób. Miejscowość przecinają dwie drogi wojewódzkie, a do Gdańska jest stąd 55 kilometrów. Z tej miejscowości pochodziła Ewa Miotk, gdzie mieszkała razem z rodzicami. Nastolatka była skrytą dziewczyną i nieufną wobec ludzi. Nie miała chłopaka i trzymała się raczej na uboczu życia towarzyskiego. Nie chodziła na dyskoteki. Uczyła się w liceum, które znajdowało się niespełna kilometr od jej domu. Zaginięcie Ewy Rankiem 13 maja 1995 roku w sobotę, tak jak każdego dnia, zjadła śniadanie, zabrała plecak z książkami i zeszytami, pożegnała się z rodzicami i poszła do szkoły. Tego dnia uczniowie odrabiali zaległe zajęcia lekcyjne. Jej rodzice w tamten poranek nie zauważyli nic podejrzanego. 16-letnia Ewa była w dobrym humorze i snuła plany na resztę weekendu. Dziewczyna wyszła do szkoły i dotarła w okolice remizy strażackiej, gdzie była widziana po raz ostatni. Zostały wszczęte poszukiwania. Zaangażowani w nie byli mieszkańcy, uczniowie szkoły czy strażacy z pobliskiej remizy. Minął pierwszy dzień poszukiwań, ale Ewy nie udało się odnaleźć. Miasteczko huczało od plotek. Tymczasem wyznaczone zostały kolejne obszary poszukiwań, które przeczesywano przez kolejne dni. Szóstego dnia przy drodze leśnej z Sierakowic do Paczewa prowadzącej na nieformalne wysypisko śmieci znaleziono dwa jutowe worki. W środku znajdowało się ciało Ewy. Było pozbawione odzieży. Dziewczyna została najprawdopodobniej zgwałcona, a usta miała zakneblowane bielizną. Na jej ciele nie ujawniono żadnych oznak walki. Na plecach znajdował się odciśnięty charakterystyczny ślad kratki. Jak stwierdzili śledczy, dziewczyna musiała być przetrzymywana na palecie w chłodnym miejscu, być może chłodni. Wskazuje na to brak rozkładu ciała. Ewa została zamordowana Późniejsza sekcja zwłok wykazała, że dziewczyna została zamordowana w dniu zaginięcia. Nie wiadomo czy sprawca chciał wyrzucić ciało na pobliskim wysypisku, czy być może ktoś go spłoszył i zostawił jej tutaj. Być może chciał ukryć zwłoki w pobliskim oczku wodnym. Dlaczego akurat tam? Pozbycie się zwłok w tej okolicy dawałoby sprawcy czas. Być może opóźniłoby to znalezienie Ewy, a co za tym idzie rozkład ciała byłby już tak posunięty, że zatarłby część śladów. Na te pytania nie znamy odpowiedzi. Wiadomo natomiast, że wysypisko znajdowało się w okolicy lasu. Było to nielegalne składowisko, z którego korzystała część mieszkańców okolicznych wiosek. Do tego miejsca prowadziło kilka dróg. Nawet jeśli ktoś z mieszkańców zauważyłby jadący samochód, nie zdziwiłby się tym faktem. Potraktowałby to raczej jako coś oczywistego: po prostu ktoś chce się pozbyć odpadów. Wysypisko nie było jednak widoczne z drogi łączącej Sierakowice z Paczewem. Nikt postronny, niebędący mieszkańcem tych okolic, nie mógł wiedzieć o jego istnieniu. Inne fakty. Półtorej godziny przed znalezieniem ciała Ewy obok miejsca, gdzie je odkryto, przejeżdżało dwóch mężczyzn. Żaden z nich niczego nie zauważył. W dniu znalezienia zwłok ktoś zadzwonił i poinformował, że widział Ewę. Podał też miejsce, gdzie miał ją zobaczyć. Był to zupełnie inny rejon, niż tego dnia miał być przeszukany. Dwa dni wcześniej doszło do podobnego zdarzenia. Nie można wykluczyć, że był to przypadek. Być może rejon, który miał być przeszukany, był obszarem, na którym mieszkał morderca. Hipotezy Hipotez związanych z zaginięciem nastolatki było kilka. Śledczy sprawdzili wszystkie z nich. Przez lata przesłuchano łącznie kilkuset świadków. Niestety żadne z nich nie przyniosło przełomu w sprawie. Śledczy założyli, że Ewa, idąc z domu do szkoły, na wysokości remizy wsiadła najprawdopodobniej do poloneza. Świadek, który to zeznał, nie znał się na markach samochodów. Jednak z jego opisu wynika, że był to najprawdopodobniej właśnie polonez. Ktoś inny zeznał, że młoda kobieta na wysokości komisariatu miała wsiąść do dużego fiata. Jednak śledczy wykluczyli, że tą drugą kobietą miała być Ewa. Wszystko wskazuje zatem, że nastolatka wsiadła do samochodu na wysokości remizy strażackiej. Ewa była jednak osobą, która nie ufała ludziom. Nie zaczęłaby rozmowy z kimś nieznajomym, a tym bardziej nie wsiadłaby do samochodu. Do przejścia zostało jej bowiem ok. 200 metrów. Oznacza to, że Ewa wsiadła do samochodu z osobą, którą musiała znać i jej ufać. Tymczasem Instytut Ekspertyz Sądowych z Krakowa stworzył profil zabójcy Ewy. Sprawca w momencie dokonania zbrodni miał - według ekspertyzy - pomiędzy 30 a 45 lat. Psychologowie założyli, że był mieszkańcem Sierakowic lub okolicy. Posiadał swój samochód, który ułatwiał mu przemieszczanie. Miał rodzinę oraz dzieci. Był silnym i sprawnym fizycznie mężczyzną. Dysponował także dostępem do nieogrzewanego pomieszczenia, do którego tylko on miał mieć klucze. Łatwo nawiązywał kontakt z ludźmi i znał najprawdopodobniej już wcześniej Ewę. Jedną z pierwszych wersji, jaką zakładano, z racji religijności Ewy i aktywności w różnych kręgach kościelnych, było to, że za wszystkim stoi miejscowy ksiądz. Ta wersja została dokładnie sprawdzona, a śledczy wykluczyli duchownego z kręgu podejrzanych. W dzień pogrzebu powiesił się jeden z miejscowych przedsiębiorców. Pojawiły się plotki, że być może miał coś wspólnego ze śmiercią Ewy. Ta wersja również została sprawdzona przez śledczych. Przez lata łącznie przebadano około 100 osób pod kątem zabezpieczonego na ciele Ewy DNA. Tymczasem w rocznicę zaginięcia Ewy na jej grobie ktoś zostawiał czerwoną różę. Gdy informacja ta dotarła do śledczych, ktoś przestał przynosić kwiat. W toku śledztwa pojawiły się dwie osoby, które rzekomo miały widzieć, do jakiego samochodu wsiadła Ewa i kto nim kierował. Pierwsza z nich zmarła, zanim dotarli do niej śledczy. Przepytali oni najbliższych zmarłego, czy być może coś im powiedział. Bezskutecznie. Kolejny mężczyzna miał wyjawić tajemnicę na łożu śmierci. Miał on powiedzieć swoim bliskim, kto prowadził samochód. Policjanci przesłuchali najbliższą rodzinę, ale nie udało się uzyskać żadnych nowych informacji. Justyna Węsierska została zamordowana rok wcześniej Rok przed zaginięciem i zabójstwem Ewy, 14 czerwca 1994 roku zaginęła Justyna Węsiarska, która podobnie jak Ewa mieszkała w powiecie kartuzkim. Dziewczyna miała 18 lat. Mieszkała z rodzicami w maleńkim Leźnie, w gminie Żukowo. Prawie codziennie dojeżdżała do Gdańska, gdzie uczyła się w Zasadniczej Szkole Zawodowej. 14 czerwca 1994 r. wyszła z domu na przystanek PKS, z którego dojeżdżała do Gdańska. Do szkoły nie dotarła, wieczorem nie pojawiła się w domu. To zaniepokoiło rodzinę. 17 czerwca właścicielka jednego z domków letniskowych w miejscowości Kamień, w leśnym potoku zauważyła fragment ciała wystający z wody. Okazało się, że to ciało poszukiwanej Justyny. Było zapakowane w worek i obciążone kawałkiem betonowej płyty. Ręce i nogi morderca skrępował w nadgarstkach i kostkach, a usta zakneblował przy użyciu sznurka. Nigdy nie odnaleziono jej torby z książkami. W sprawie Justyny materiał dowodowy jest znikomy. Dlatego śledczy liczą, że jeśli uda im się rozwiązać sprawę Ewy, to pomoże to również w wyjaśnieniu tego, co stało się z nastoletnią Justyną. Od zabójstwa Justyny w tym roku minęło 28 lat. Od morderstwa Ewy - 27 lat. Obie sprawy prowadzi zespół przestępstw niewykrytych wydziału dochodzeniowo-śledczego z Gdańska, czyli potocznie - gdańskie Archiwum X. Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: dawid.serafin@firma.interia.pl