"Prokurator chce tymczasowego aresztu dla 24-latki, która koczowała z dwuletnią córką w namiocie w nadmorskim lesie w Gdańsku. Kobieta usłyszała zarzut narażenia dziecka na niebezpieczeństwo. Wyziębiona dziewczynka trafiła do szpitala z infekcją dróg oddechowych" - przekazał w środę reporter Radia ZET Maciej Bąk. - Jako osoba, na której ciąży obowiązek sprawowania pieczy nad dzieckiem, dwuletnią córką, nie sprawowała tej pieczy w sposób należyty. Zamieszkiwała z dzieckiem w okresie października i listopada w namiocie, przy ujemnej temperaturze powietrza, co spowodowało u dziecka rozstrój zdrowia na czas poniżej siedmiu dni, w postaci ostrego zapalenia nosa i gardła - mówiła dla Radia Gdańsk Grażyna Wawryniuk z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku. - Przy czym dziecko było narażone na poważniejsze skutki, w postaci bezpośredniego niebezpieczeństwa ciężkiego rozstroju zdrowia, a nawet ciężkiego obrażenia ciała, w postaci wychłodzenia, powodującego ciężkie schorzenia, na przykład układu oddechowego - tłumaczyła prokurator. Oskarżona nie przyznaje się do winy i twierdzi, że opiekowała się córką w należyty sposób. Prokurator jeszcze w środę ma złożyć do sądu wniosek o tymczasowy areszt. Kobieta jest bezdomna, więc śledczy obawiają się, że może uciec. Mieszkała z dwulatką w namiocie W poniedziałek pracownica socjalna wraz ze strażnikiem miejskim usiłowała dostać się do rozbitego w Gdańsku przy al. Jana Pawła II namiotu. Obozowisko było postawione w lesie. W środku były trzy osoby dorosłe i dziecko. Na miejsce została wezwana policja. Funkcjonariusze wylegitymowali dwie kobiety i mężczyznę. Z relacji policjantów wynika, że z namiotu wydostawał się papierosowy dym. Dziewczynka wyglądała na wyziębioną. Była w krótkim rękawku. Funkcjonariusze okryli ją kocami, folią termiczną i wezwali karetkę. "Po wstępnym badaniu dziewczynki lekarz stwierdził, że jest wychłodzona, głodna i ma infekcję górnych dróg oddechowych" - podają gdańscy funkcjonariusze. Dwulatka została przewieziona do szpitala na dalsze badania. Policja wyjaśnia okoliczności zdarzenia, a zebrane materiały trafią do sądu rodzinnego. Czytaj też: Te grupy zapłacą mniej za prąd. Jesteś w jednej z nich?