"Wystarczy iskra, by uruchomić nienawiść". Eksperci o mowie nienawiści i łamaniu granic
- Czasem wystarczy tylko iskra, by uruchomić nienawiść. (...) Język debaty publicznej daje przyzwolenie do przekraczania kolejnych granic. Znikają kolejne bariery wstydu, ludzie przestają mieć zahamowania, a coś, czego kiedyś np. nie wypadało mówić, dziś sygnowane jest imieniem i nazwiskiem - mówi dr Alicja Bartuś. O tym, skąd w polskiej debacie publicznej wzięła się mowa nienawiści, w jaki sposób ją poskromić oraz jakie konsekwencje grożą za jej szerzenie, rozmawiamy z ekspertami.

W niedzielę 13 stycznia 2019 r., podczas "Światełka do nieba", finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, 27-letni Stefan W. ranił nożem prezydenta Gdańska, Pawła Adamowicza. Ciężko ranny Adamowicz został przewieziony do szpitala, gdzie zmarł następnego dnia.
Tuż po ataku, Stefan W. chodził po scenie z podniesionymi w górę rękami. W jednej z nich trzymał nóż. W pewnym momencie zaczął krzyczeć do mikrofonu:
"Halo, halo. Nazywam się Stefan W., siedziałem niewinnie w więzieniu, Platforma Obywatelska mnie torturowała, dlatego właśnie zginął Adamowicz".
Kolejny wstrząs i pytania o jakość dyskusji publicznej
Przez cały kraj przetoczyła się fala komentarzy, w których - podobnie jak to miało miejsce po śmierci Jana Pawła II czy po 10 kwietnia 2010 r. - pojawiły się pytania o jakość polskiej debaty publicznej.
W dyskusję na temat wszechobecnej w naszym życiu mowy nienawiści włączyli się samorządowcy, politycy, media i zwykli obywatele. Na portalach społecznościowych pojawiło się wiele wpisów poświęconych temu zagadnieniu, dyskusje można było usłyszeć także w autobusach, na ulicy, w kawiarniach itd.
Stanowczy apel wystosowali samorządowcy zrzeszeni w Związku Miast Polskich:
"To szokujące, jakie żniwo przynosi nienawiść panosząca się od lat w polskiej debacie publicznej. Paweł Adamowicz był politykiem. Zajmował stanowisko powierzone mu przez wyborców. Krytyka konkurentów ubiegających się o urząd prezydenta miasta oraz jego osąd przez opinię publiczną to oczywiście fundament demokratycznego państwa. Prezydent Gdańska był jednak w ostatnich latach i miesiącach ofiarą bezpardonowej nagonki. Był wielokrotnie pomawiany i obrażany w najbardziej ohydny sposób. Celowała w tym niestety telewizja publiczna, która potrafiła posunąć się do tego, że w głównym wydaniu Wiadomości padły słowa, że jest on "rakiem na polskiej demokracji’" - czytamy na stronie ZMM.
"Nasza debata publiczna jest od lat skrajnie i patologicznie przesiąknięta nienawiścią. My, burmistrzowie i prezydenci polskich miast, zdruzgotani wydarzeniami niedzielnego wieczoru, zwracamy się do liderów wszystkich sił politycznych w Polsce oraz do redakcji wszystkich mediów: To musi się skończyć, zanim doprowadzi do kolejnych dramatów. Do tej pory można było udawać, że nie wie się, jakie są konsekwencje przekazów pełnych jadu. Po tej tragedii nikt już nie będzie mógł zasłaniać się niewiedzą. Apelujemy o opamiętanie. To być może ostatnia na nie szansa" - napisano w apelu ZMM.

Brak świadomości czy arogancja?
- Niestety, mowę nienawiści można obecnie zaobserwować praktycznie wszędzie. Obawiam się jednak, że wielu ludzi nie do końca zdaje sobie sprawę, czym ona tak naprawdę jest. Nie mają świadomości, jak wielkie konsekwencje może nieść za sobą kilka prostych słów, jak łatwo można kogoś urazić lub nastawić jedną część społeczeństwa przeciwko drugiej - mówi w rozmowie z Interią dr Alicja Bartuś, kierowniczka Oświęcimskiego Instytutu Praw Człowieka.
Przestrzenią, która sama w sobie od zawsze stwarzała ogromne możliwości do publicznego wylewania swoich frustracji jest internet.
- Faktycznie w internecie poziom nienawiści jest szczególnie wysoki i widoczny. Mam wrażenie, że przeważająca część użytkowników nie potrafi lub zwyczajnie nie chce już normalnie i merytorycznie odnosić się do artykułów, które formalnie komentują. Czytają tytuł, podtytuł i automatycznie wylewają z siebie morze nienawiści. Coraz częściej natrafiamy na sytuacje, w których wręcz większość komentarzy nie ma związku z artykułem. Nienawistnicy potrafią się karmić wytworami swojej nienawiści. Epatowanie złością, frustracją i pogardą jest całym sensem ich aktywności - komentuje dr Bartuś.
W jej opinii, nadzieje na to, że stosowany coraz szerzej wymóg sygnowania wpisów w internecie imieniem i nazwiskiem doprowadzi do znaczącego zmniejszenia liczby nienawistnych komentarzy, okazują się płonne.
- Mam wrażenie, że obecny język debaty publicznej daje przyzwolenie do przekraczania kolejnych granic. Znikają bariery wstydu, ludzie przestają mieć zahamowania, a coś, czego kiedyś np. nie wypadało mówić, dziś podpisywane jest imieniem i nazwiskiem. Po prostu przykład idzie z góry - analizuje dr Bartuś.
Zdaniem ekspertki, wszystkie słowa pojawiające się w przestrzeni publicznej oddziałują na nas nawet po wyłączeniu komputera czy telewizora, co z kolei wpływa na relacje międzyludzkie.
- Niekiedy wystarczy tylko iskra, by uruchomić tę nienawiść. Widać to w codziennych dyskusjach np. przy stole. Ludzie zatracają umiejętność merytorycznej dyskusji, a kiedy dodatkowo zaczynają być przesiąknięci negatywnymi emocjami, które rozpalane są w debacie publicznej, zaczynają na siebie krzyczeć. Nasilają się postawy nieuznające jakiegokolwiek kompromisu: "albo się ze mną zgadzasz, albo cię wykluczam" - mówi dr Alicja Bartuś.
Brak rzetelnej wiedzy ułatwia podziały?
"Mam wrażenie, że obecny język debaty publicznej daje przyzwolenie do przekraczania kolejnych granic. Znikają bariery wstydu, ludzie przestają mieć zahamowania, a coś, czego kiedyś np. nie wypadało mówić, dziś podpisywane jest imieniem i nazwiskiem"
Dr Bartuś zwraca też uwagę na fakt, że ludzie coraz częściej stają się "ekspertami od wszystkiego", choć w rzeczywistości ich wypowiedzi nie są poparte rzetelną wiedzą.
- Proszę zwrócić uwagę, jak gorące emocje wywołuje w społeczeństwie np. temat II wojny światowej. Gdy pojawia się jakikolwiek tekst, komentarze rozgrzewają się do czerwoności, bo "wszyscy wszystko wiedzą". A jak jest naprawdę? Poziom wiedzy z roku na rok jest coraz mniejszy. Odnosi się to także do innych dziedzin naszego życia, np. funkcjonowania państwa, co jest szeroko komentowane pomimo braku elementarnej wiedzy na temat polityki czy ekonomii - podkreśla dr Bartuś.
Zauważa także, że właśnie niewiedza jest elementem, który łatwo wykorzystać do nastawiania jednej części społeczeństwa przeciwko drugiej, co pokazał np. kryzys migracyjny.
- Sytuacja była i jest bardzo skomplikowana, a to ułatwiło rozbudzenie negatywnych emocji. Miałam wrażenie, że ludzie nie tylko mało wiedzieli na temat uchodźców, ale też nie chcieli się dowiedzieć czegoś, co mogłoby być zaprzeczeniem stereotypów i rzucanych w przestrzeni publicznej nienawistnych haseł - mówi dr Alicja Bartuś, zwracając uwagę na to, że w dyskusjach pojawiały się raczej wyobrażenia o tym, kim jest uchodźca i "co nam zrobi", niż rzetelnie udokumentowane fakty.
Szkoła odbiciem "politycznych napięć" dorosłych
Na zaostrzany przez polityków i opinię publiczną temat kryzysu migracyjnego, który generuje w Polsce wiele hejtu, zwraca także uwagę dr Adam Bulandra, radca prawny zajmujący się m.in. mową nienawiści, wiceprezes Stowarzyszenia Interkulturalni PL.
- Z naszych badań wynika, że pierwsze symptomy brutalizacji języka w życiu politycznym zaczęły się pojawiać w 2012 r. Ponieważ narastał kryzys migracyjny skierowano mowę nienawiści przeciwko uchodźcom. Od 2015 r. ten problem coraz bardziej narasta. Nie ma momentów wyciszenia. Jest stały trend wzrostowy - mówi ekspert.
Podobnego zdania jest także Elżbieta Kielak z Towarzystwa Edukacji Antydyskryminacyjnej, która w rozmowie z Interią zwraca uwagę, że od 2015 r., czyli od momentu nasilenia się w Europie kryzysu migracyjnego i postawie państwa polskiego wobec tego problemu, uczniowie i uczennice zaczęli używać wyzwisk typu "ty uchodźco".
- W szkole młodzież od wielu lat spotyka się zarówno z dyskryminacją, jak i nienawistnym językiem ze względu np. na wygląd, status ekonomiczny, orientację psychoseksualną. Teraz coraz bardziej widoczny jest także podział polityczny na zwolenników PO i PiS. Często młodsze dzieci nie wiedzą jeszcze o co chodzi, ale są świadome napięcia politycznego wśród dorosłych - zauważa Elżbieta Kielak.
Zwraca także uwagę na to, że władze oświatowe po 2015 r. wyeliminowały z systemu edukacji zapisy dotyczące prowadzenia działań antydyskryminacyjnych dla całych społeczności szkolnych i szkoła nie ma już obowiązku prowadzenia tego typu zajęć.
- Jest jednak wielu nauczycieli, którzy korzystając z naszych materiałów, doszkalają się na ten temat w swoim wolnym czasie i prowadzą takie działania, w ramach swoich przedmiotów czy obowiązków wychowawczych - dodaje Kielak.

Przeciwdziałanie "mowie nienawiści"
Po wydarzeniach z Gdańska w wielu miastach Polski zapowiedziano specjalne lekcje, poświęcone mowie nienawiści. Powstaje pytanie, czy to wystarczy?
Zdaniem Elżbiety Kielak, to dobrze, że prezydenci różnych miast zapowiedzieli warsztaty przeciwko mowie nienawiści w szkołach, jednak - jak podkreśla ekspertka - potrzebne są bardziej przemyślane działania, ponieważ fala nienawiści nie skończyła się nawet po śmierci prezydenta Adamowicza.
- Osobiście jestem przerażona komentarzami zamieszczanymi na Facebooku, także przez nauczycieli czy osoby pracujące w oświacie - mówi Kielak i dodaje: - Nie wystarczy pogadanka na lekcji wychowawczej. Potrzebny jest poważny program edukacyjny rozplanowany na kilka miesięcy, a może lat, skonsultowany również z najbardziej zainteresowanymi, czyli młodzieżą.
Podobnego zdania jest także dr Alicja Bartuś, która podkreśla dodatkowo, jak ważne jest odpowiednie zadawanie pytań młodym ludziom tak, żeby rozbudzić w nich empatię na tyle, by potrafili się postawić po stronie osoby, którą - czasem nieświadomie - obrażają.
Czas wyciągania wniosków
"Nie wystarczy pogadanka na lekcji wychowawczej. Potrzebny jest poważny program edukacyjny rozplanowany na kilka miesięcy, a może lat, skonsultowany również z najbardziej zainteresowanymi, czyli młodzieżą"
- Od dnia ataku na prezydenta Pawła Adamowicza zastanawiam się na tym, co my jako edukatorzy i edukatorki, ale też system edukacji (nie tylko teraz, ale przez ostatnie 30 lat) robimy źle, że jest coraz gorzej - zastanawia się Elżbieta Kielak.
- Według mnie, sytuacja nie poprawi się dopóki nie wprowadzimy zmian systemowych w oświacie, które polegać będą na nauce szacunku, akceptacji różnorodności. Trzeba to już zacząć robić na studiach pedagogicznych i przedmiotowych, w ramach przygotowania pedagogicznego. Zmiana nie nastąpi także, dopóki nie wyjdziemy poza klasyczne schematy edukacyjne - może to jest czas na wymyślenie nowych formatów - analizuje ekspertka TEA.
Trudne kwestie rozpoznania
Zdaniem dra Adama Bulandry, po zabójstwie prezydenta Pawła Adamowicza nie ma jednak co liczyć na uspokojenie nastrojów i zmniejszenie ilości hejtu w debacie publicznej.
Przytacza on także badania Stowarzyszenia Interkulturalni PL, z których wynika, że osoby najbardziej aktywne w szerzeniu hejtu politycznego mają od 30-55 lat.
- W tej grupie trudno opanować szerzenie mowy nienawiści ponieważ nie jest ona podatna na działania edukacyjne. Dużą rolę do odegrania tu mają tradycyjne media. Stwierdziliśmy zależność między tym, w jaki sposób media pisały o różnych grupach, a jak potem nasilała się mowa nienawiści w mediach społecznościowych. Argumenty przekazywane przez media tradycyjne wzmacniały się, nabierały tam bardziej wulgarnej i brutalnej formy - opisuje ekspert.
- Pierwotnie mowa nienawiści nie była związana z polityką. Dotyczyła przede wszystkim grup społecznych, np. religijnych, czy narodowościowych. Teraz jednak doszło już do ogromnej polaryzacji społeczeństwa. W Polsce trwa walka dwóch plemion: zwolenników PiS i PO. Jeśli politycy nawzajem obrzucają się inwektywami to jeszcze nie jest mowa nienawiści, zaczyna się ona w momencie generalizowania, przenoszenia stygmatyzacji na pewne grupy, np. zwolenników PO czy PiS - mówi dr Bulandra w rozmowie z Interią.
Według Bulandry media tradycyjne powinny zobiektywizować dyskurs.
- Dziennikarstwo jest teraz bardzo zaangażowane, spolaryzowane politycznie. Brakuje wyważonych sądów, używa się zbyt nasyconych emocjonalnych słów do opisu zwyczajnych zjawisk, np. mówi się, że ktoś zmiażdżył czyjąś argumentację itp. - zwraca uwagę ekspert.
"Największe serce świata" w Gdańsku
Na Placu Solidarności w Gdańsku zebrało się co najmniej kilka tysięcy osób, które zostawiały zapalone znicze, upamiętniając i wspominając zamordowanego prezydenta miasta Pawła Adamowicza. Do zebranych mieszkańców Gdańska, którzy w ten sposób oddali hołd zamordowanemu prezydentowi miasta, przemówiły żona Pawła Adamowicza Magdalena i córka Antonina. Prezydent Paweł Adamowicz został zaatakowany przez nożownika podczas gdańskiego finału WOŚP, w niedzielę 13 bm., zmarł w szpitalu dzień później Znicze w Gdańsku oraz innych miastach Polski ustawiane są na planie serca, a w mediach społecznościowych akcję nazwano "największe serce świata". Zgromadzeni apelują także o to, aby Jerzy Owsiak nadal kierował Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy.









Co jest mową nienawiści a co nie? Kwestie prawne
Zgodnie z Art. 257.KK : "Kto publicznie znieważa grupę ludności albo poszczególną osobę z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, wyznaniowej albo z powodu jej bezwyznaniowości lub z takich powodów narusza nietykalność cielesną innej osoby, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3"
Według dra Adama Bulandry - w Polsce nie trzeba specjalnych rozwiązań ustawowych dotyczących tego problemu.
- Wystarczą przepisy, które istnieją, z zastrzeżeniem, że definicje z art. 257 i 119 Kodeksu Karnego zostałyby rozszerzone o grupy, wobec których zakazana jest dyskryminacja. Chodzi m.in. o niepełnosprawnych, osoby starsze, o innej orientacji seksualnej - mówi Adam Bulandra.
Najbardziej surowa kara za stosowanie mowy nienawiści to kara 5 lat pozbawienia wolności.
- Nie jestem zwolennikiem tak surowych kar w tym przypadku. Uważam, że skuteczne mogłyby być także inne formy, np. kara ograniczenia wolności, która polega na wykonywaniu prac społecznych, szczególnie jeśli zawierałyby element edukacyjny - podkreśla ekspert.
Według niego - policja i sądy w sposób niewystarczający egzekwowały do tej pory wyciąganie konsekwencji wobec osób stosujących mowę nienawiści. - W większości przypadków te sprawy są umarzane, nawet w oczywistych, drastycznych przypadkach.
Jako przykład ekspert podaje sytuację, która miała miejsce w Białymstoku, gdzie prokurator odrzucił zgłoszenie o popełnieniu przestępstwa polegającego na namalowaniu na murze swastyki i napisu "Juderaus".
Jak uzasadniał prokurator - nazwa "swastyka" pochodzi z sanskrytu i oznacza "przynoszący szczęście". "Obecnie w krajach Europy i obu Ameryk symbol ten kojarzony jest prawie wyłącznie z Adolfem Hitlerem i nazizmem, natomiast w Azji jest powszechnie stosowanym symbolem szczęścia i pomyślności" - argumentował prokurator.
Z kolei Prokuratura Rejonowa w Łomży umorzyła postępowanie w sprawie wypowiedzi radnego PiS z Nowogrodu, który nawoływał do "dostawienia szubienic i wieszania całego PO".
Jak radzić sobie z hejtem w internecie?
Zdaniem dra Adama Bulandry - istotną rolę w walce z mową nienawiści w przestrzeni internetowej jest edukacja młodych ludzi i ograniczenie anonimowości w sieci.
Podobnego zdania jest też dr Alicja Bartuś, która dodatkowo zwraca jednak uwagę na trudności związane np. z moderacją komentarzy w internecie.
- Jestem zwolenniczką wolności, jednak treści, które powodują jakiekolwiek podburzanie jednych przeciwko drugim powinny być eliminowane z przestrzeni publicznej. Trzeba mieć świadomość, że moderowanie takich komentarzy nie zostało uregulowane konkretnymi przepisami. Z drugiej strony prawo jednak w ogólny sposób reguluje, co można powiedzieć lub napisać w przestrzeni publicznej i na jakich zasadach. Internet nie powinien być tu wyjątkiem. Musi być traktowany jak każde inne medium służące komunikowaniu się ludzi - mówi dr Bartuś.
- Moderacja treści nie jest matematyką, nie zawsze jesteśmy w stanie z całą pewnością powiedzieć, że jedno zdanie jest mową nienawiści, a drugie już nie. Wszystko zależy od kontekstu, a w życiu codziennym istotne jest nawet to, w jaki sposób się to zdanie wypowie. To delikatna materia i trzeba się dokładnie zastanowić nad rozwiązaniami tego problemu. Ale najpierw musimy przyznać, że ten problem istnieje, a rozprzestrzenianie nienawiści i pogardy poważnie zagraża polskiej wspólnocie - podsumowuje dr Alicja Bartuś.
Współpraca: Agnieszka Maj