Alarm o pożarze centrum handlowego przy ul. Marywilskiej w Warszawie wpłynął do strażaków o godz. 3:30 w niedzielę nad ranem. Początkowo wysłano na Białołękę dwa zastępy. Dotarły one na miejsce po 11 minutach. Okazało się jednak, że potrzebne są znacznie większe siły. W chwili dotarcia pierwszych mundurowych ogień obejmował dwie trzecie budynku ze sklepami z odzieżą, punktami usługowymi i restauracjami. - Przez dach pożar przenosił się na resztę hali, wysłano kolejne siły i środki. Hala łamała się do środka - opisywał na konferencji po godz. 7:30 szef Państwowej Straży Pożarnej nadbryg. Mariusz Feltynowski. Jak dodał, normy pyłów są na miejscu i okolicach przekroczone - nawet dwu- lub trzykrotnie. Ich stężenie na bieżąco bada zadysponowane na miejsce mobilne laboratorium. - Zalecamy, aby nie otwierać drzwi oraz okien - mówił. Marywilska. PSP: Sytuacja jest opanowana Po godz. 11 straż pożarna poinformowała, że pożar został zlokalizowany, a sytuacja jest opanowana. Hala przy ul. Marywilskiej wciąż stanowi zagrożenie, a strażacy działają na zewnątrz i nie wpuszczają nikogo do środka. Monitorowane jest także powietrze pod kątem ewentualnego skażenia. - Nasze wskazania pokazują, że w tej chwili nie ma zagrożenia związanego z przekroczeniem dopuszczalnych norm - poinformował zastępca mazowieckiego komendanta wojewódzkiego straży pożarnej st. bryg. Piotr Gąska. Na miejsce mają udać się przedstawiciele Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska, którzy wspólnie ze strażakami zdecydują, czy wydany wcześniej alert zostanie utrzymany. Pożar hali w Warszawie. "Osiem stref pożarowych" Wciąż trwa akcja służb i dogaszanie zarzewi ognia. Na miejscu pracowało łącznie 240 ratowników, a w szczytowej fazie - 99 wozów strażackich, w chwili obecnej jest ich 79. W działaniach wykorzystywany był także dron. - Hala jest rozległa, osiem stref pożarowych. Nie chciałbym rokować, jak długo działania mogą jeszcze potrwać - mówił st. bryg. Piotr Gąska. Rzecznik Komendy Stołecznej Policji był pytany o przyczyny wybuchu pożaru. - Będziemy ustalać, czy ocalały jakieś nagrania z monitoringu, będziemy przesłuchiwać świadków. Czekamy również na opinię biegłego - mówił rzecznik podinsp. Robert Szumiata. Rzecznik KSP zdementował także doniesienia, że ktoś próbował wtargnąć z bronią palną na teren płonącego centrum handlowego. Dodał, że nieprawdą jest też, iż mężczyzna mierzył z broni do strażaków. - Czegoś takiego nie było - podkreślił. - Kobieta i mężczyzna, czyli jej syn, próbowali wejść na teren centrum handlowego, który był wygrodzony przez policjantów. Kobieta zasłabła, widząc ogrom tragedii, który się wydarzył. Udzieliliśmy tej kobiecie pierwszej pomocy, została wylegitymowana. W trakcie legitymowania mężczyzny, jej 27-letniego syna, zauważyliśmy, że ma on za paskiem przedmiot przypominający broń. Okazało się, że to plastikowa atrapa, na którą nie potrzeba zezwolenia - wyjaśnił Szumiata. Marywilska spłonęła. Razem z całym towarem. "Dachu już nie ma" Główny komendant straży pożarnej podkreślał wcześniej, iż strażacy - z obaw o własne bezpieczeństwo - nie mogli "za głęboko" wejść do płonącego budynku. - Niestety, oddzielenia przeciwpożarowe (między częściami hali - red.) nie były zamknięte. Bardzo dziwna sytuacja, że po 11 minutach (kiedy wykonano rozpoznanie - red.) była objęta pożarem tak wielka powierzchnia - mówił. Powołując się na doświadczenie strażaków, nadbryg. Feltynowski stwierdził, iż ogień był "jednocześnie w kilku miejscach" albo od razu na dużej powierzchni. Przypuszczał, że mogło to wynikać chociażby z nagromadzenia różnych łatwopalnych materiałów, w tym ubrań. - Po 11 minutach z reguły nie jest objęta pożarem taka wielka powierzchnia - uzupełnił. Główny komendant zaznaczył, że niemalże 100 proc. obiektu, w tym cały znajdujący się wewnątrz towar, uległo spaleniu. - Dachu już nie ma, wszystkie konstrukcje są powyginane - opisał. Marywilska. Szef PSP: Nie wszystkie systemy przeciwpożarowe zadziałały Pytany przez dziennikarzy o doniesienia, iż straż na miejsce jechała zbyt długo, nadbryg. Feltynowski odparł, że wykonana zostanie analiza. - Bywają takie sytuacje, jak pożar kościoła św. Katarzyny w Gdańsku, że każdy patrzy, a nikt nie informuje straży, bo wszyscy zakładają, że już ktoś zadzwonił - dodał. Jak przekazał, strażacy o pożarze dowiedzieli się nie od jednego ze świadków, lecz dzięki sygnałowi z czujek. Pierwsze jednostki przyjechały o godz. 3:41. - Gołym okiem widać, że nie wszystkie systemy (w hali targowej - red.) zadziałały lub być może były pozastawiane. Niekoniecznie zadziałały strefy (dzielące budynek, by ogień nie rozwijał się w całym jego wnętrzu - red.) - stwierdził.Nie wykluczył, iż podobnie jak w Gdańsku "mogło być tak, że pożar się swobodnie rozprzestrzeniał przez pół godziny, ludzie czekali na przyjazd straży, ale nikt nie zadzwonił". Na razie nie ma informacji o osobach rannych lub ofiarach śmiertelnych. Władze Warszawy zapowiadają wsparcie Wojewoda mazowiecki Mariusz Frankowski zapowiedział, że w poniedziałek lub we wtorek podjęte zostaną decyzje na temat dalszych działań. Nie wykluczył uruchomienia środków kryzysowych w celu udzielenia pomocy materialnej najemcom centrum. - Może to być utrudnione ze względu na to, że najemcy są przedsiębiorcami. Nie ma przewidzianej do tego odpowiedniej procedury, co nie znaczy, że nie może się ona pojawić - zaznaczył Frankowski. Z kolei wiceprezydent Warszawy Tomasz Bratek wyjaśnił, że teren przy Marywilskiej jest własnością miasta, ale dzierżawi go spółka, która poddzierżawia boksy handlowe indywidualnym przedsiębiorcom, którzy prowadzili tutaj własną działalność gospodarczą. - Nie ma tutaj planu miejscowego. Umowa była celowa pod halę handlową i na dzień, w związku z tym, że jest to umowa terminowa, to i cel dzierżawy nie może ulec zmianie - dodał. - Miasto nigdy nie miało w planach sprzedaży tej działki. Teren jest szeroki, objęty wielorakimi roszczeniami dawnych właścicieli - podkreślił. ---- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!