Pan Jonasz jest pracownikiem szpitala im. Żeromskiego w Krakowie, który jechał odebrać swoją córkę do szkoły. Przy stopniu wodnym Dąbie zauważył, że w Wiśle szamoce się jakiś człowiek. Zorientował się, że mężczyzna próbuje ratować dziecko. Jonasz, który spieszył się po córkę do szkoły, rzucił hulajnogę i skoczył do wody. Jak się okazało, mężczyzną w wodzie był policjant, który po służbie zauważył tonące dziecko i próbował wyciągnąć z wody nieprzytomnego chłopca. Jonasz zaczął reanimować dziecko już w wodzie, nie przestawał, aż przyjechała straż pożarna i karetka. Chłopiec żyje, niestety nie ominęła go długa hospitalizacja w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Prokocimiu. Jego stan był ciężki. Niezbędne było wsparcie respiratora. Jonasz Waśko śledził losy chłopca, którego uratował. CZYTAJ WIĘCEJ: Dramatyczne sceny w Turcji. Polski policjant wciągnięty pod wodę W drodze do szkoły uratował dziecko Gdy Jonasz podjechał pod szkołę, tam czekała już jego żona Joanna. Nawet nie kryła zaskoczenia jego wyglądem. - Jak Ty wyglądasz, co się stało? - dopytywała męża, który zjawił się przed szkołą w mokrej koszulce i spodniach, z których ściekała woda. - A wiesz, trzeba było pomóc - uciął i przywitał się z córką. Choć do zdarzenia doszło 11 maja, szpital o wszystkim poinformował dopiero teraz na swojej stronie. "Niestety do dyrekcji Szpitala dotarły podziękowania od komendanta wojewódzkiej straży pożarnej dopiero w tym tygodniu, a Jonasz to nie tylko dobry człowiek i bohater, ale też niezwykle skromny! I to nie pierwsza akcja, gdy Jonasz pojawia się tam, gdzie jest potrzebna jego fachowa pomoc i dobre serce. Kilka lat temu podczas festiwalu im. Kiepury w Krynicy Jonasz Waśko pomógł kobiecie, która... w trakcie koncertu zaczęła nagle rodzić" - możemy przeczytać w komunikacie.