Mocno wstawieni górale tłoczą się więc w policyjnych aresztach. Tymczasem nowotarscy i zakopiańscy samorządowcy ani myślą łożyć na wytrzeźwialnię - czytamy w Polsce Gazecie Krakowskiej. Policjanci z Nowego Targu walczą o Izbę Wytrzeźwień od dawna, bo są dni, kiedy u nich "na dołku" brakuje miejsca nie tylko dla trzeźwiejących, ale i dla podejrzanych, zatrzymanych za popełnienie pospolitych przestępstw. Tymczasem, jak alarmuje policja, z roku na rok lawinowo rośnie liczba pijanych, z którymi nie ma co zrobić. - Dwa lata temu było to nieco ponad 600 osób rocznie - mówi nadkomisarz Robert Siemek, naczelnik Wydziału Prewencji Komendy Powiatowej Policji w Nowym Targu. Rok temu już 850 i ta liczba wzrasta. To nastręcza problemów, bo przepisy mówią, że w jednym policyjnym areszcie nie mogą przebywać osoby nietrzeźwe i podejrzane. Więc pijanych wozi się po komisariatach. Jednak starostwo nowotarskie, które może zdecydować o utworzeniu izby wytrzeźwień, sceptycznie podchodzi do projektu policji. Opiera się przed otwarciem izby, bo, jak wyliczono, na jej funkcjonowanie potrzeba rocznie 500 tys. zł. A tych pieniędzy brak. - Byliśmy ostatnio na wizytacji w Nowym Sączu - mówi Maciej Jachymiak, wicestarosta nowotarski. Pozyskane tam informacje nie nastroiły urzędników pozytywnie do pomysłu tworzenia podobnej placówki na Podhalu. Koszty okazały się zbyt duże. - Ludzie, którzy są przywożeni do wytrzeźwienia, nagminnie za usługi nie płacą, a trzeba pamiętać, że powiaty takie jak nowotarski nie mają pieniędzy z tzw. podatku korkowego - mówi Jachymiak. Podobnie myślą zakopiańscy samorządowcy. - Przepisy mówią, że izby wytrzeźwień powinny być tworzone w miastach powyżej 50 tysięcy mieszkańców - przypomina starosta tatrzański Andrzej Gąsienica-Makowski. I dlatego na razie nie myśli o uruchomieniu, nawet wspólnie z Nowym Targiem, takiej placówki. - To są bardzo wysokie koszta. Chyba lepiej wydać te pieniądze na remont dróg - uważa. W Małopolsce, oprócz Nowego Sącza, działają izby wytrzeźwień w Tarnowie i Krakowie. Władze obu miast traktują wydatki na ich utrzymanie jako zło konieczne. W Tarnowie chciano nawet zamknąć wytrzeźwialnię, ale zrezygnowano z tego pomysłu patrząc na przykład Lublina (tam izbę zlikwidowano i szybko otwarto na nowo, gdy się okazało, że nie ma co zrobić z pijanymi zgarnianymi z ulic). Władze Tarnowa narzekają jednak na niską ściągalność opłat za nocleg w wytrzeźwialni - oscyluje ona w granicach 30 proc. Podobny problem jest w Krakowie. Izba przy ul. Rozrywka przyjęła w ubiegłym roku ponad 11 tysięcy pijanych osób. Rekordzista korzystał z "gościny" w ośrodku aż 34 razy. Nocleg nie jest tani, bo kosztuje 250 złotych, niemal tyle, ile w dobrym hotelu. Warunki są niemal luksusowe: całodobowa opieka lekarza i terapeuty, łazienka, ogrzewanie podłogowe, a nawet... kuloodporne szyby. - To wszystko dla bezpieczeństwa pacjentów - zapewnia dyr. Elżbieta Damasiewicz-Gudzowska. Niestety, należność za pobyt udaje się wyegzekwować jedynie od 56 proc. klientów. Krakowscy radni miejscy w ubiegłym roku również się zastanawiali, czy nie zamknąć izby. Tym bardziej że co roku wydaje się na nią kilka milionów zł. - Takie miejsca to element represji poprzedniej władzy - mówi Paweł Bystrowski, radny Platformy Obywatelskiej, inicjator tego pomysłu. - Działają sądy 24-godzinne, więc osoby pod wpływem alkoholu powinny być osadzane w aresztach policyjnych, a następnie szybko sądzone - proponuje. Ostatecznie radni zamierzają podjąć pracę nad projektem, który zakłada nie likwidację, a prywatyzację placówki. Pomysł pojawił się jeszcze w ubiegłej kadencji. Teraz ma wreszcie szansę na realizację. Inne miasta Małopolski rozwiązały problem pijanych w prostszy sposób. Wysyłają ich... do sąsiadów. Z Limanowej więc policja odwozi pijanych kilkadziesiąt kilometrów do izby w Nowym Sączu. Pijani z Małopolski zachodniej trzeźwieją natomiast na Śląsku. Z Oświęcimia pijanych wozi się do Tychów, natomiast delikwenci przyłapani na nadużywaniu alkoholu w Chrzanowie, Trzebini i Libiążu trafiają do izby wytrzeźwień w Jaworznie. - Nie ma innego wyjścia. Nie stać nas na własną izbę. Jeździmy z nietrzeźwymi na Śląsk i już - potwierdza nadkom. Dariusz Pogoda, naczelnik wydziału prewencji i ruchu drogowego w chrzanowskiej komendzie.