- PiS wygrałby na Podkarpaciu bez względy na to, jaką wystawiłby kandydaturę, to jego matecznik - wskazał Żelichowski w poniedziałkowej rozmowie z PAP. Zaznaczył, że frekwencja wyborcza - niecałe 16 proc. - była wyjątkowo niska. - Trudno mówić o prawdziwym zwycięstwie, gdy się rzuca wszystkie siły, aktywizuje Kościół do pomocy, do zabiegania o głosy, a w rezultacie ponad 80 proc. mieszkańców regionu zignorowało wybory - mówił polityk. Podkreślił, że jego zdaniem wynik wyborów na Podkarpaciu nie wpłynie znacząco na sytuację polityczną w całym kraju. - Podkarpacie nie jest regionem, w którym triumfy PiS byłyby czymś nadzwyczajnym. A do wyborów - i parlamentarnych, i tych do Parlamentu Europejskiego - jest jeszcze naprawdę bardzo daleko, tu nie zadziała efekt psychologiczny - przekonywał Żelichowski. Zauważył, że nieco inaczej sytuacja wyglądała w Elblągu, gdzie PiS triumfował w miejscu określanym jako bastion PO. - Serdecznie gratuluję kolegom z PiS zwycięstwa na Podkarpaciu, ale nie spodziewam się, by osiągnęli więcej - dodał. Zdzisław Pupa (Prawo i Sprawiedliwość) został wybrany na senatora w wyborach uzupełniających do Senatu w okręgu nr 55 na Podkarpaciu; otrzymał 35 640 głosów. Mandatu nie uzyskali m.in.: przedsiębiorca i radny wojewódzki Mariusz Kawa (PO-PSL) - 12 495 głosów, poseł Kazimierz Ziobro (Solidarna Polska) - 6494 głosy. Uprawnionych do głosowania było - 375 985 osób, frekwencja wyniosła 15,84 proc.