Zawiadomienie do prokuratora
Komisja śledcza ds. PKN Orlen zawiadomi prokuratura generalnego o możliwości popełnienia przestępstwa przez Cimoszewicza.
Miałby ono polegać na nieprawidłowym wypełnieniu oświadczenia majątkowego z 2002 roku. O decyzji sejmowej komisji poinformował dziennikarzy Roman Giertych (LPR). Marszałek przyznał, że w oświadczeniu majątkowym, złożonym w kwietniu 2002 roku, a dotyczącym roku 2001, popełnił błąd, nie uwzględniając w nim posiadanych ciągle wtedy akcji PKN Orlen.
"Komisja nie uwierzyła marszałkowi"
Jak powiedział Andrzej Grzesik (Samoobrona), który był autorem wniosku, chodzi o to, że Cimoszewicz, w oświadczeniu majątkowym z kwietnia 2002 roku nie wpisał akcji PKN Orlen. Cimoszewicz to oświadczenie wypełnił na stan z kwietnia 2002r., a powinno być ono wypełnione na stan z grudnia roku poprzedniego. W grudniu Cimoszewicz jeszcze akcje posiadał; sprzedał je w styczniu 2002.
Zdaniem Grzesika, w oświadczeniu zabrakło też informacji o zysku osiągniętym ze sprzedaży akcji.
Komisja nie dała wiary w wyjaśnienia Cimoszewicza, który mówił, że pomylił się w swoim oświadczeniu majątkowym z 2002 roku. Zapewniał też, że nie osiągnął zysku z racji sprzedania akcji PKN Orlen kupionych za pieniądze córki i zięcia, ponieważ pieniądze oddał córce.
Giertych powiedział, że komisja nie uwierzyła marszałkowi, bo uważa, że istnieje korelacja czasowa między wnioskiem UOP ze stycznia 2002 do prokuratry o postawienie zarzutów ówczesnemu szefowi PKN Orlen Andrzejowi Modrzejewskiemu a faktem sprzedaży akcji przez Cimoszewicza. Zdaniem posła, Cimoszewicz jako minister spraw zagranicznych mógł w styczniu 2002 wiedzieć, że akcje mogą stracić na wartości. Poseł zapowiedział, że komisja wyjaśnia, czy Cimoszewicz nie wykorzystał tajnych informacji do uzyskania korzyści osobistych.
Cimoszewicz zapewniał, że sprzedając akcje PKN Orlen, nie wiedział o tym, iż w koncernie mają nastąpić zmiany personalne.
Zgodnie z relacją Giertycha, za wnioskiem do prokuratury głosowali wszyscy posłowie poza Zbigniewem Witaszkiem, który głosował przeciwko i Andrzejem Aumillerem, który wstrzymał się od głosu.
"Nieporozumienie"
Nieporozumieniem nazwał Włodzimierz Cimoszewicz złożenie przez sejmową komisję śledczą ds. PKN Orlen wniosku do Prokuratora Generalnego o możliwości popełnienia przez niego przestępstwa.
Cimoszewicz, po wyjściu z zamkniętej części sobotniego przesłuchania przez komisję, powiedział dziennikarzom, że posłów interesowały głównie stosunki polsko - rosyjskie "w obszarze sektora paliwowego". Zaznaczył jednak, że chodzi o informacje jakie zna z dokumentów opatrzonych klauzulą "tajne" i dlatego nie może podać żadnych szczegółów.
Jego zdaniem, całe przesłuchanie - zarówno 6-godzinna część jawna, jak i trwająca ok. godzinę zamknięte, "nie wniosło niczego istotnego z punktu widzenia mandatu tej komisji".
Wcześniej posłowie utajnili obrady. - Premier zwolnił Włodzimierza Cimoszewicza z obowiązku zachowania tajemnicy państwowej - zakomunikował przewodniczący sejmowej komisji śledczej ds. PKN Orlen Andrzej Aumiller. Oznacza to, że dalszy ciąg trwającego od godziny 9. przesłuchania Cimoszewicza odbywał się w sali sejmowej komisji ds. służb specjalnych.
Wcześniej w trakcie przesłuchania, Cimoszewicz pytany o kwestie polityki energetycznej kraju, a także stosunki z Rosją w kontekście ewentualnych transakcji paliwowych, mówił kilka razy, że może się na te tematy wypowiedzieć jedynie po zwolnieniu z obowiązku zachowania tajemnicy państwowej i w trybie tajnym.
W związku z tym przewodniczący komisji Andrzej Aumiller zarządził przerwę, by porozumieć się z premierem, który może zwolnić Cimoszewicza z tajemnicy.
Marszałek prosił, by tajne przesłuchanie odbyło się jeszcze dziś. Zwrócił uwagę, że inne rozwiązanie może komplikować jego plany kampanii prezydenckiej. Komisja przystała na tę prośbę.
"Popełniłem pomyłkę"
- Popełniłem pomyłkę podając stan majątkowy na kwiecień 2002 roku. Przepisy prawa rzeczywiście wymagają podania tego stanu majątkowego na koniec roku budżetowego - przyznał Cimoszewicz.
Świadek zaprzeczył sugestiom Giertycha, że w jego oświadczeniu majątkowym jest kłamstwo. - Z kłamstwem mamy do czynienia wtedy, gdy ktoś chce ukryć prawdę, a ja na początku października 2001 r. w jawnym oświadczeniu majątkowym podałem wszystkie informacje na temat posiadanych przeze mnie akcji - powiedział marszałek.
Zdaniem Giertycha, sprawa tej pomyłki "budzi zainteresowanie, tym bardziej, że fałszywe oświadczenie jest przestępstwem". Marszałek ripostował, że stwierdzenie Giertycha o "fałszywym wypełnieniu" oświadczenia zakłada świadomość podawania nieprawdy i jego zdaniem jest "insynuacją". Giertych odparł, że pomyłka Cimoszewicza "na pewno będzie wyjaśniana przez odpowiednie organy".
Marszałek przytoczył dane, które mówią, że w roku 2002 aż dwie trzecie posłów popełniło różne pomyłki przy wypełnianiu oświadczeń majątkowych. Giertych stwierdził, że błędy te w 95 proc. dotyczyły głównie nieuwzględniania uposażenia parlamentarnego w wykazie dochodów.
"Niech to obciąży wasze sumienia"
Cimoszewicz zaczął zeznania od skrytykowania komisji i jej członków. - Jestem przed komisją, by wyrazić sprzeciw wobec praktyk, jakich się ona dopuszcza. Nie zgadzam się na łamanie prawa, pseudoprzesłuchania, które są spektaklami politycznymi, obrzucenie błotem - mówił Cimoszewicz. - W tej ocenie nie jestem osamotniony - dodał.
Świadek przypomniał, że stawił się przed komisją, choć jego wnioski z 9 lipca - kiedy po raz pierwszy stanął przed komisją - o wyłączenie z jego przesłuchania 7 z 8 posłów z komisji nie zostały rozpatrzone "zgodnie z prawem". Dodał, że nadal uważa, że posłowie z komisji są skrajnie stronniczy. - Działałem wówczas zgodnie z prawem i w ramach prawa. Komentarze, że lekceważyłem prawo to nieporozumienie - podkreślił.
Powiedział, że nie zamierza po raz drugi wnosić o wyłączenie posłów z jego przesłuchania, bo wie, jaki byłby efekt złożenia takich wniosków. Poza tym - jak powiedział - chce by bezprawne zlekceważenie poprzednich wniosków "obciążyło sumienia członków komisji".
Zwrócił też uwagę, że komisja w obecnym swoich składzie, bez posłów SLD i SdPl, jest niereprezentatywna. - Jej skład jest sprzeczny z prawem - to będzie miało wpływ na wartości ustaleń komisji - ocenił marszałek.
Cimoszewicz oświadczył również, że o sprawach, do wyjaśnienia których została powołana komisja, wie niewiele, głównie z mediów. Zapowiedział, że wystąpi do sądu z oskarżeniem, jeśli członkowie komisji powtórzą to, co nazywa "gołosłownymi pomówieniami" pod jego adresem.
Cimoszewicz i akcje Orlenu
Posłowie Zbigniew Wassermann i Roman Giertych pytali Cimoszewicza o akcje PKN Orlen, jakie kilka lat temu posiadał. Ponad 30 tys. akcji płockiego koncernu Cimoszewicz kupił w połowie lipca 2000 roku, a sprzedał na początku stycznia 2002 r., kilka tygodni przed zatrzymaniem ówczesnego szefa Orlenu, Andrzeja Modrzejewskiego, przez UOP.
Według części posłów komisji, Cimoszewicz - wówczas minister spraw zagranicznych w rządzie Leszka Millera - przed sprzedażą akcji mógł znać plany UOP i wiedzieć, że w związku z zatrzymaniem szefa koncernu spadnie wartość akcji. Marszałek zapewnił jednak, że sprzedając akcje nie wiedział o tym, iż w koncernie mają nastąpić zmiany personalne. Posłuchaj relacji reporterki RMF:
Cimoszewicz tłumaczył dziś przed komisją, że pakiet akcji Orlenu kupił na swój rachunek maklerski dla córki i zięcia. Wassermann zapytał marszałka, czy nie uważa, że było to działanie niezgodne z prawem, które zabrania kupowania i obrotu akcjami na cudzy rachunek bez licencji maklerskiej. - Stoję na stanowisku, że działałem zgodnie z prawem - odparł świadek.
Sprawa firmy BMC
Posłowie pytali też świadka o firmę Biznes Managment Consulting SA, której współzałożycielem był Cimoszewicz. Wassermann chciał się dowiedzieć, czy Cimoszewicz nie złamał ustawy antykorupcyjnej łącząc przez jakiś czas funkcję ministra ze stanowiskiem szefa Rady Nadzorczej tej firmy.
Marszałek zeznał, że nie pamięta, kiedy dokładnie złożył rezygnację ze wszystkich zobowiązań w Biznes Managment Consulting i pozbył się udziałów w tej spółce. Zapewnił jednak, że zrobił to jak najszybciej, kiedy wszedł do rządu. - Nie wykluczam, że przez dzień, dwa, czy trzy łączyłem te funkcje - powiedział. - Najpierw zostałem ministrem i dopiero po tym wystąpił obowiązek nie łączenia tych funkcji - dodał.
- Czy to nie jest naruszenie ustawy antykorupcyjnej? - pytał poseł PiS. - O opinię proszę zwracać się do ekspertów - odpowiedział Cimoszewicz i dodał, że działał w jak najlepszej wierze. Ocenił też, że sprawy, o które pytał Wassermann nie leżą w zainteresowaniu komisji.
"Rafineria Gdańska nie została sprzedana"
Włodzimierz Cimoszewicz przyznał, że w sprawie związanej z planem sprzedaży Rafinerii Gdańskiej odbyły się dwa nieformalne spotkania ministrów - jedno z udziałem prezydenta, drugie - premiera. Po tych spotkaniach postanowiono nie sprzedawać tej rafinerii.
Antoni Macierewicz (RKN) pytał Cimoszewicza, czy rząd zakładał możliwość sprzedaży Rosji "istotnych fragmentów sektora paliwowego" Polski. Świadek odparł, że był przeciwny sprzedaży RG konsorcjum Rotch Energy z udziałem rosyjskich firm. Jego zdaniem bowiem, nie było w interesie polskim oddanie kontroli nad końcówką linii przekazującej ropę w obce ręce. Mogło to prowadzić do "wrogiego przejęcia" rafinerii płockiej, co byłoby groźne dla polskiego bezpieczeństwa energetycznego - dodał świadek.
- Czemu więc nie przeciwstawił się pan tym planom na posiedzeniu Rady Gabinetowej, z udziałem prezydenta? - dociekał Macierewicz. Cimoszewicz odpowiadał, że "większość członków Rady Gabinetowej" znała jego pogląd. Nie chciał ujawniać szczegółów powołując się na interesy Polski w stosunkach z Rosją.
Indagowany o powody nieujawniania swego stanowiska, Cimoszewicz przyznał, że w czasie, gdy wiceminister jednego z resortów jechał do Rosji i miał rozmawiać na temat energetyki, były "nieformalne spotkania" z udziałem premiera, ministrów infrastruktury, gospodarki oraz inne - także z udziałem prezydenta. - Rafineria Gdańska nie została sprzedana - powiedział Cimoszewicz.
INTERIA.PL/RMF/PAP