- Wszyscy dostają jakieś dopłaty, wakacje. A co z nami? Jak nam państwo zamierza pomóc? - denerwuje się pani Natalia, kiedy słyszy ilu jej znajomych korzysta z wakacji kredytowych. Ona nie może. Ma kredyt we frankach. "Czuję, że pętla zaciska mi się na szyi. A pomocy brak" Rok 2008. Natalia ma 30 lat. I dość mieszkania w wynajmowanej kawalerce. - Mój chłopak mi się oświadcza, szybko bierzemy ślub, a potem jeszcze szybciej kredyt. Adam miał pod Poznaniem działkę po dziadkach. Wymarzyliśmy sobie, że tam stanie nasz dom - wspomina kobieta. I dodaje: - Dzień, w którym zdecydowaliśmy się na kredyt, przeklinam do dziś. Kiedy brała kredyt franki były po 2,60 zł. Dziś niebezpiecznie zbliżają się do 5 zł. - Cały czas mam z tyłu głowy: rata, rata. Nie kupuj tego, nie bierz tamtego, bo za chwilę rata wzrośnie. My już teraz pracujemy na same rachunki. Kiedyś się śmiałam z mojej mamy, że jeździ autobusem od sklepu do sklepu z gazetkami promocyjnymi pod pachą. Dziś robię to samo. Oszczędzamy na wszystkim. Bo jak frank przekroczy 5 zł, to my naprawdę nie damy rady - podkreśla pani Natalia. - Moja rata to teraz 4,5 tys. zł. Czuję jak pętla zaciska się na mojej szyi. Wtóruje jej pani Beata: - To wszystko robi się coraz trudniejsze. Na początku moja rata wynosiła 1 tys. zł, dziś 2,5 tys. Czternaście lat temu kobieta wzięła 151 tys. franków. Na 40 lat. - Dlaczego wzięliśmy ten kredyt? Bank twierdził, że nie mamy zdolności kredytowej w złotówkach. Mieliśmy wybór: we frankach albo wcale. A chcieliśmy mieszkać we własnym "M" - wspomina kobieta. Wzrost raty odczuwa boleśnie. Jeszcze boleśniej to, że chociaż płaci kredyt od 14 lat, z kwoty 151 tys. franków do spłaty wciąż zostało jej ponad... 145 tys. Pokazuje dokumenty. - Wychodzi, że przez 14 lat spłaciliśmy nieco ponad 33 tys. zł. A zapłaciliśmy krocie - kwituje pani Beata. "Nie patrzę na kursy walut, bo potem nie mogę w nocy spać. Odmawiam sobie wszystkiego" Kiedy pani Paulina brała kredyt, jej rata, w założeniu, wynosić miała około 1,5 tys. zł. - Nie zapłaciłam takiej nigdy. Bo po tym jak wzięłam kredyt, franki już tylko rosły. Najniższa jaką pamiętam to 1,7 tys. zł, jakoś na początku. A potem to już zawsze powyżej 2 tys. zł - wspomina 37-latka. Aktualnie jej rata wynosi 3 tys. zł. - Pamiętam jak pan w banku, który już dawno tam nie pracuje, mówił: "Ale proszę pani, no co się z tym kredytem może stać? Do ilu ten frank urośnie? No góra do 3 zł". Te słowa brzmią w mojej głowie do dziś - opowiada pani Paulina. I dodaje: - Ja już nie śledzę nawet pasków z kursami walut, bo potem nie mogę spać. Od razu przeliczałam, o ile tysięcy znowu urósł mój kredyt. Z ostatniego harmonogramu spłat wynika, że wciąż jest winna bankowi 150 tys. zł. Do tej pory wpłaciła już ponad 300 tys. - Ja nie chcę narzekać, bo wiem, że dziś wszyscy mają problem. I ci co wzięli we frankach, i ci co zadłużyli się w złotówkach. Chociaż wiele osób twierdziło, że jak bierzesz w walucie w której zarabiasz, to nic ci nie grozi. No jednak okazuje się, że jest inaczej - zaznacza pani Paulina. Jak bardzo aktualna rata wpływa na jej życie? - Wszystko przeliczam na ratę. Nie pojechaliśmy na żaden dłuższy urlop, bo nas nie stać. Dziecku mleka i pieluch nie odmówię. Sobie odmawiam wszystkiego. Wakacje kredytowe. Nie dla frankowiczów Kiedy rząd zapowiedział wakacje kredytowe, każdy z moich rozmówców zakładał, że z nich skorzysta. - Czekaliśmy na to jak na zbawienie, bo chcieliśmy chociaż trochę odetchnąć. Ale się przeliczyliśmy. Kolejny raz nabito nas w butelkę - ocenia pani Natalia. Bo wakacje kredytowe obejmują tylko i wyłącznie tych, którzy zaciągnęli kredyty na zaspokojenie własnych potrzeb mieszkaniowych w złotówkach. We wtorek premier Mateusz Morawiecki poinformował, że z kredytowej ulgi skorzystało już ponad 500 tys. rodzin. - Ja to odbieram jako kolejne dzielenie. Tym damy, tym nie. Tym pomożemy, a ci niech sobie radzą. Napuszczają nas na siebie i czekają aż się zagryziemy. Gdyby wszyscy, bez różnicy w czym ten kredyt mają, mogli z wakacji skorzystać, stalibyśmy w jednym rzędzie, a tak ustawiają nas po dwóch stronach barykady. Ale podzielonym społeczeństwem łatwiej rządzić - ocenia pani Beata. Pan Mariusz płaci kredyt we frankach od 10 lat. - Gdyby były wakacje kredytowe chętnie bym skorzystał. Zrobiłbym nadpłatę kredytu. Ale nas pominięto. I ja tego nie rozumiem. Przecież to też jest kredyt na zaspokojenie własnych potrzeb mieszkaniowych, tyle że wzięty w walucie. Tu jest rata, tam jest rata - podkreśla mężczyzna. Dekadę temu wziął z banku, w przeliczeniu na złotówki, 160 tys. zł. - Wpłaciłem już około 140 tys. Nadal do spłaty mam tyle, ile wziąłem. Rozumiem, że jak się pożyczyło 160 tys. zł, to powinno się oddać więcej, dajmy na to 240 tys. zł. Ale nie 540 tys. Nie może tak być, że ktoś spłaca kredyt 10 lat i w ogóle saldo mu się nie zmniejsza - mówi pan Mariusz. Mój kolejny rozmówca wykluczenie frankowiczów z wakacji kredytowych nazywa dyskryminacją. - Jest to społecznie niesprawiedliwe. Współczuję tym, którzy wzięli złotówkę, bo te stopy skoczyły mocno, ale my też powinniśmy mieć podobną ulgę jak klienci złotówkowi. Bo wszyscy mamy teraz kłopot - podkreśla pan Marcin. Mimo regularnego spłacania ma wciąż tyle długu, ile wziął kredytu przed laty. Dlatego poszedł z bankiem do sądu. W pierwszej instancji wygrał, teraz czeka na datę rozprawy w drugiej. Nie ma wakacji kredytowych, są pozwy Nie on jeden skierował swe kroki do sądu, by unieważnić umowę kredytową. Do tej pory do sądów wpłynęło prawie 150 tys. spraw frankowych. Najwięcej trafia do Sądu Okręgowego w Warszawie. Tu w kwietniu 2021 roku powstał nawet specjalny wydział, który zajmuje się tylko sprawami frankowiczów. O skali zjawiska, na jego przykładzie, mówi Interii adwokat Katarzyna Łukasiewicz. - Rok temu XXVIII wydział cywilny, zwany frankowym, zamknął rok liczbą 18-20 tys. złożonych spraw. W tym roku w czerwcu miałam już sygnaturę 13 tys. W zeszłym roku sygnaturę 10 tys. miałam w sierpniu. Dlatego szacuję, że do końca roku stołeczny wydział frankowy dobije do 30 tys. spraw - mówi Katarzyna Łukasiewicz. Według opublikowanych kilka dni temu przez agencję Monday News danych z 47 sądów okręgowych, w I połowie br. wpłynęło do nich ok. 29,5 tys. spraw frankowych. Blisko połowa pozwów trafiła do stolicy. Na kolejnych miejscach widać Gdańsk i Poznań, a na końcu listy znajdują się Zamość, Łomża i Krosno. Największy wzrost, rok do roku, odnotowano w Suwałkach - o ponad 104 proc. Najmocniejszy spadek miał miejsce w Opolu - o przeszło 82 proc. Sądy po stronie frankowiczów. Ale i banki znalazły sposób na "odwet" Jak zmieniło się podejście sądów do frankowiczów, widać po statystykach opublikowanych na portalu Stop Bankowemu Bezprawiu. Według danych SBB w 2017 roku frankowicze wygrali w pierwszej instancji 48 spraw, 81 przegrali. Trzy lata później liczba zwycięstw sięgnęła 1165 do 131 przegranych. W ubiegłym roku był to już stosunek 3989 do 146. Tylko pierwsze półrocze 2022 roku przyniosło w sądach I instancji 4507 zwycięstw frankowiczów. 96 spraw upadło. Podobnie w drugiej instancji. Pięć lat temu frankowicze wygrali 9 spraw, przegrali 14. Rok temu triumfowali 597 razy, a ich powództwo oddalono 28 razy. Pierwsze sześć miesięcy 2022 roku to 1075 zwycięstw z bankami i 55 przegranych. Odsetek korzystnych dla frankowiczów wyroków utrzymuje się na poziomie 90-95 proc. - Liczba, jak i treść wyroków zapadających w ostatnim czasie w sprawach frankowych jednoznacznie wskazuje, że linia orzecznicza jest dla kredytobiorców bardzo korzystna. Sądy zauważają, że konsumenci nie byli dobrze informowani przez bank i unieważniają ich umowy - zaznacza adwokat Katarzyna Łukasiewicz. Banki się bronią. Od jesieni pozywają tych, którzy złożyli przeciw nim pozew. - Pozywają kredytobiorców o wynagrodzenie za korzystanie z kapitału. Czyli twierdzą: jeśli masz nam zwrócić tylko tyle, ile ci daliśmy, bez powiększenia o odsetki, to oddaj nam wynagrodzenie za to, że mogłeś z tych pieniędzy przez tyle lat korzystać - tłumaczy Katarzyna Łukasiewicz. Jak do tego zagadnienia podchodzą sądy? - Na razie mamy wyroki po stronie banków niekorzystne, ale to są sprawy zakończone w pierwszej instancji, więc zobaczymy w którą to pójdzie stronę. Nie możemy jeszcze wysnuć teorii czy banki będą zwycięskie, czy nie - informuje adwokat. "Nie mamy wyjścia. Franki powyżej 5 zł nas wykończą" Świadomość, że bank też może złożyć pozew, daje kredytobiorcom do myślenia. Ale franki dobijające do 5 zł, skłaniają jednak zadłużonych do tego, by wystąpić na drogę sądową. - Ja do momentu kiedy franki były po 4,5 zł nie myślałam o sądzie. Ale teraz czuję, że nie mam wyjścia. Nikt mi gwarancji, że wygram, nie da. Sprawa kosztuje, ale jak franki będą powyżej 5 zł, na dłuższą metę, nie damy rady - mówi pani Paulina. - Prezydent obiecywał swego czasu, że problem frankowiczów zostanie rozwiązany systemowo i ponad 700 tys. ludzi dało się na to nabrać. Uwierzyliśmy w te zapewnienia. Ale teraz słuchamy tego, co powiedział prezes Kaczyński. Że trzeba iść do sądu. Więc ludzie biorą sprawy w swoje ręce i idą - podkreśla pan Mariusz. Zaznacza, że tym co hamuje niektórych są pieniądze. - Na dzień dobry to jest kilkanaście tysięcy złotych. Ale stawka jest wysoka. Nie chcę za rok, dwa, trzy znowu pani mówić, że płacę raty już 14 lat, a ciągle pozostaje 240 tys. zł do spłacenia, bo franki znowu skoczyły - zaznacza mężczyzna. Do drożejącej waluty doszło coś jeszcze. 16 czerwca Szwajcarski Bank Narodowy pierwszy raz od 15 lat podniósł stopy procentowe. O 0,5 pkt proc. Tym na pozór delikatnym ruchem, dodatkowo pogorszył sytuację frankowiczów. Frankowicze w ogniu krytyki. "Widziały gały, co brały" Społeczny hejt? Odczuwają go wszyscy moi rozmówcy. - Oczywiście, że słyszę: mogłeś wziąć złotówkę tak jak ja, po co wziąłeś franki? Jesteś wykształconym człowiekiem i chciałeś na tym zyskać. Jakim prawem teraz się sądzisz? Ale to nie tak. Bo my nie mieliśmy do końca świadomości, co podpisujemy - zapewnia pan Marcin. Podkreśla, że nie szedłby do sądu, gdyby bank zaproponował mu "uczciwe przeliczenie kredytu na złotówki". - Ale bank nie wystąpił z taką propozycją - dodaje mężczyzna. Pani Paulina na opinię, że celowo wzięła kredyt we frankach, bo "chciała żeby było tanio", głośno wzdycha. - Ludzie często piszą takie głupoty, że chcieliśmy na tym coś ugrać. Nie, ja nie chciałam ugrać. Przez lata pracowałam na umowę o dzieło, bez szans na etat. To był jedyny kredyt jaki w 2008 roku bank chciał mi dać. Nikt nie chciał udzielić mi kredytu złotówkowego - wspomina kobieta. I dodaje: - Nie wzięłam kredytu na przeszklony apartament na Mokotowie, ale na 45-metrów w starym bloku na Grochowie. Wszyscy z moich znajomych, którzy dziś boksują się z frankami, kupili za nie normalne mieszkania w średnim standardzie. Pani Natalia na krytykę reaguje jednoznacznie: - Mnie ten hejt nie obchodzi. Zapożyczę się, będę słuchać, że jestem sama sobie winna, ale pójdę do sądu. Bo tego kredytu na bandyckich warunkach nigdy nie spłacę - rozpacza kobieta. *** Szacuje się, że banki udzieliły około 750 tys. kredytów frankowych. Wg najnowszych danych Biura Informacji Kredytowej aktywnych jest wciąż ponad 365 tys. kredytów. Prawie 7,5 tysiąca frankowiczów zalega z ratą dłużej niż 90 dni. Irmina Brachacz Irmina.brachacz@firma.interia.pl