"Przeprowadzone działania potwierdziły, że małżonkowie spali jedną noc w w obiekcie noclegowym w miejscowości Zdiar, a następnego dnia pojechali taksówką do przejścia granicznego na Łysej Polanie, skąd wyruszyli w nieznanym kierunku" - cytuje słowa rzeczniczki miejscowych służb administracyjnych Jany Ligdayovej portal noviny.sk. Zniknięcie małżeństwa z Warszawy. Mieli wrócić do Polski taksówką Małżeństwo zdecydowało się na powrót do Polski w dzień, w którym Słowacja przywróciła kontrole graniczne na wszystkich wewnętrznych granicach lądowych. Z informacji opublikowanych na stronie Straży Granicznej dowiadujemy się, że kontrole potrwają do 8 czerwca. Przypomnijmy, małżeństwo wyszło z mieszkania na Mokotowie w nocy z 20 na 21 maja, opuszczając dwóch nastoletnich synów. Para miała zostawić dzieciom list. "Chłopcy, jesteście dzielni. Poradzicie sobie w życiu. Jesteśmy z was dumni" - miała brzmieć jego treść. Od tamtego momentu służby prowadzą dochodzenie, a poszukiwane małżeństwo nie nawiązało z najbliższymi żadnego kontaktu. Zostawili synów. Poszukiwania polskiego małżeństwa Początkowo poszukiwania prowadzono w stolicy, ale policja otrzymała informację, że Aneta Jagła i Adam Jagła byli widziani w górach. Monitoring zainstalowany w schronisku Murowaniec na Hali Gąsienicowej w Tatrach potwierdził, że małżeństwo faktycznie tam było, ale zdążyło wyjść przed przyjazdem służb. Policja kontynuowała poszukiwania w górach przy wsparciu TOPR, ale gdy pojawiły się doniesienia, że para przekroczyła granicę ze Słowacją, akcję przerwano. Noc z 23 na 24 maja Aneta i Adam spędzili w pensjonacie na Słowacji w miejscowości Zdiar. Poszukiwanych rozpoznał właściciel obiektu. Zapłacili za nocleg, ale nie okazali dokumentów potrzebnych do wystawienia meldunku. Mieli pójść coś zjeść i wrócić, ale już się nie pojawili. Słowacki portal donosi, że właściciel rozpoznał poszukiwanych - zawiadomił policję, gdy dowiedział się o sprawie z mediów. Określił parę jako "porządnych ludzi".