Michał z rodziną buduje dom na obrzeżach Lublina. 160 metrów kwadratowych, w tym 130 m2 powierzchni użytkowej. Zaczęli - jak mówi - w najgorszym momencie. Kwiecień 2022. - Najwyższe ceny. Stal i pustaki biły absolutne rekordy. Cofamy się o niecałe dwa lata. Jesienią mój rozmówca wraz z żoną składają wniosek o kredyt hipoteczny. 400 tys. złotych oraz 250 tys. zł wkładu własnego. Inwestycję - 15 września 2021 roku - razem z kupnem projektu, wyceniono na 650 tys. zł. - Założyliśmy budżet z dużym zapasem. Myśleliśmy, że zostanie nam trochę na nadpłatę i nie skorzystamy z ostatniej transzy. Szalejące ceny Kredyt dostają na przełomie października i listopada 2021. Budowa rusza 20 kwietnia 2022. Już na początku mierzą się z rosnącymi cenami. - Stan zero, czyli wylanie fundamentów, wyceniono na 30 tysięcy złotych za robociznę z materiałami. Rzeczywistość? 50 tysięcy zł. Ceny zmieniały się z tygodnia na tydzień. Michał za okna płaci 30 tysięcy zł. O 10 tysięcy więcej niż zakładała wycena. - Dalej? Pompa ciepła. Zamiast 25-30 tys. zł - wraz z oprzyrządowaniem - wyniosła nas 60 tys. zł. Elektrykę domu w 2021 roku można było zrobić za około 15 tys. zł. Dziś szykujemy 30 tys. zł. Najbardziej - poza stanem zero - zabolało nas ocieplenie poddasza. Koszty wzrosły o 100 procent. Z 25-30 tys. na 52 tys. zł. Elewacja podrożała o 15 tys. zł - z 40 tys. do 55 tys. zł. Kolejnym problemem, z którym boryka się nasz rozmówca, jest dyspozycyjność fachowców. Ci dobrzy mają zarezerwowane terminy na rok do przodu. - Z tego powodu musieliśmy dodać aneks do umowy, gdyż wspomnianą wcześniej elewację mogliśmy zrobić dopiero pół roku później niż pierwotnie zakładaliśmy. Ale w ostatnich rozmowach z robotnikami słychać pewne obawy. Obecnie startuje coraz mniej inwestycji. Ze strachem patrzą oni na 2024 i brak potencjalnych klientów. Ostatecznie Michał z rodziną - do pierwotnie ustalonego budżetu - muszą dołożyć 100 tys. złotych. - Żona sprzeda działkę, a ja biorę więcej zleceń i wyrabiam 150 procent normy. "Odrobimy" tę kasę. Na szczęście mamy taką możliwość. Wnioski o większe środki Ewelina Czaplińska jest doradcą kredytowym oraz - od prawie ośmiu lat - właścicielką placówki jednego z największych banków w Polsce. Podkreśla, że jeszcze rok temu przeciętny budżet na stumetrowy dom - bez kosztów działki - wynosił 400 tys. zł. - Dziś klienci wnioskują o kredyty od 500 tys. do 600 tys. zł. Za te pieniądze doprowadzą budowę do stanu deweloperskiego. Dla porównania, 60-metrowe mieszkanie w Szczecinie będzie kosztować więcej. Pompa ciepła, okna, okablowanie, klimatyzacja, drewno czy kostka brukowa - tutaj notowane są największe wzrosty cen. W dużej mierze pokrywa się to z doświadczeniami Michała. Czaplińska zachęca klientów do wnioskowania o kredyt na większą kwotę. - By mieć zapas. Zawsze można nie wypłacić ostatniej transzy. Lepiej - jeśli ma się odpowiednią zdolność kredytową - wziąć więcej niż walczyć z brakiem pieniędzy i rozpoczynać proces kredytowy od początku. Ostrożność przy kredycie Według ekspertki od lata zeszłego roku do tego marca Polacy ostrożniej podchodzili do kredytowania. Wpływ na to miały m.in. wojna w Ukrainie, inflacja czy podwyżki stóp procentowych. - W ciągu ostatnich kilku tygodni spływa coraz więcej wniosków. Na pewno to zasługa decyzji Rady Polityki Pieniężnej o ich niezmienianiu. Marzec jest szóstym miesiącem z rzędu z takim krokiem. Z racji wcześniejszych podwyżek stóp procentowych Komisja Nadzoru Finansowego zleciła bankom zaostrzenie kryteriów badania zdolności kredytowej. W lutym postanowiła jednak złagodzić oceny zdolności kredytowej, proponując, by minimalny poziom bufora wynosił 2,5 pkt proc. dla kredytów z tymczasowo stałą stopą proc. Dla kredytów ze zmienną stopą proc. (opartych o stawkę WIBOR) bufor powinien być adekwatnie wyższy. - Jeszcze kilka lat temu - jeśli zarabiałeś np. siedem tysięcy złotych - to kwotę mnożymy przez sto i to jest twoja zdolność kredytowa. Teraz sytuacja wygląda zupełnie inaczej, choć po decyzji KNF wzrosła ona o 30 procent. Czy są jakiekolwiek prognozy spadku cen materiałów i usług budowalnych? - W bankach mamy taką nadzieję, że one przynajmniej staną. Wiemy, że stopy procentowe podwyższano, by konkretnie wpłynąć na rynek, ale to my jesteśmy bliżej ludzi i widzimy, z czym się zmagają. Ekonomiści są mniejszymi optymistami. Stopy - przy dobrych prognozach - spadną pod koniec IV kwartału 2023, chociaż sporo ekspertów wskazuje już na 2024. Musimy po prostu przeczekać.